W wielu rejonach naszego kraju setki świadków obserwowało nocny spektakl. W następnych dniach lokalne gazety pisały już tylko o jednym. Wypowiedzi specjalistów w prasie sprowadzały się tylko do dwóch aspektów: roju meteorytów i śmieci kosmicznych. Okoliczności wielu tych zdarzeń zdają się jednak przeczyć obiegowym tezom.
Relacje
prasowe
„Kurier
Zachodni” nr 86 z 1990.11.21.
... „Świadkami
tego niesamowitego zjawiska w województwie opolskim były setki osób. Kaprale
Arkadiusz Adamiec, Tadeusz Krzyżak i Mariusz Skaźnik – odbywający służbę w
jednostce wojskowej przy ulicy Domańskiego w Opolu. Opowiadają zgodnie:
- Skończyliśmy jeść kolację. Było więc po
dziewiętnastej.(...) Wtem dosłownie wszyscy jednocześnie zadarliśmy głowy w
górę. Na nieboskłonie ujrzeliśmy grupę okrągłych kul, które przemieszczały się
w kierunku centrum Opola bardzo szybko. Większość tych mocno świecących punktów
ciągnęła za sobą długie jasne smugi. Coś w rodzaju iskrzącej wstęgi. Tych kul
mogło być z 15-20. Po kilku sekundach, może 5-8, pojawiła się grupa takich
samych świecących kul. Również ciągnęły za sobą jarzące smugi. Tych już było
nieco mniej.(...)
W tym samym
niemal czasie w przeciwległym krańcu miasta, na opolskim ZWM, wiele osób
zadzierało głowy do góry. Wśród nich Paweł Woźniak, który tak relacjonuje to
wydarzenie:
- To nie była
rakieta ani zimne ognie, ani tym bardziej odrzutowiec, poznałbym przecież po
pracy silnika. Meteoryt również wykluczam. Trajektoria lotu byłaby wtedy inna.
No i ten szyk, te pulsujące płomienie.(...)
Tego wieczoru
na szosie łączącej Opole z Wrocławiem zatrzymało się wiele samochodów. Kierowcy
powychodzili ze swoich pojazdów i z ogromnym zaciekawieniem obserwowali niebo.
Mieszkaniec Nysy, Jan Czabanowski był wśród nich.
- To była
plejada rozświetlonych obiektów przypominających gwiazdy. Poruszały się bardzo
szybko. Sprawiały wrażenie, że się ze sobą ścigają. Wszystkie pulsowały bardzo
jasnym światłem. Naliczyłem ich chyba ze czterdzieści. Od przelatujących
obiektów nad nami zrobiło się zupełnie jasno.
W lesie pod
Karłowicami w poniedziałkowy wieczór na polowaniu był mieszkaniec Opola, Emil
Idzik. Czuwali na zasadzce.(...) Aż tu nagle:
- Ogarnęła nas
jakaś nienaturalna poświata. Nad konarami drzew ujrzałem kilka ognistych kul.
Każda z nich ciągnęła za sobą świecącą smugę. Kiedy to przeleciało, od strony
Brzegu usłyszeliśmy głuche detonacje. Pomyśleliśmy, że to wojsko odpaliło z
zenitówek salwę świetlnymi pociskami.(...)”
/zeta/: „Jest
UFO!”
„Kurier Zachodni”
w krótkiej notatce wspomina też o telefonie od Czytelnika z Olkusza, który
doniósł redakcji, że widział UFO, lecz sygnał został zbagatelizowany.
Obserwowany obiekt przypominał kometę z długim ogonem, poruszał się bardzo
szybko na wschód. Niestety nie podano żadnych bliższych szczegółów.
/t/: „Czekamy
na UFO”
***
„Słowo Ludu”
nr 259 z 1990.11.07.
„Poranną
opowieść naszej redakcyjnej koleżanki Asi o niezidentyfikowanym obiekcie, który
zaobserwowano w poniedziałek 5 bm., przyjęliśmy z uśmiechem wyrozumiałości – ta
mała ma fantazję... Lecz wkrótce rozdzwoniły się redakcyjne telefony, a sygnały
o UFO (!?) docierały do nas z różnych punktów na mapie Kielecczyzny. Oto
relacje naocznych świadków.
Joanna
Grabiańska, Piotrkowice:
- To było
około siódmej. Tata zawołał nas z podwórka, żebyśmy szybko wyszli. Kilka
ogromnych świetlistych punktów przesuwało się po niebie niezbyt wysoko. Nagle
jeden oddalił się gdzieś w bok i zniknął, inne dalej leciały w grupie. Za
każdym ogon, a potem iskrzące, czerwone gwiazdy. Z niesamowitą prędkością,
bezdźwięcznie. Z zachodu na wschód.(...)
Stefan Mańka,
Radlin:
- To wyglądało
jak olbrzymia gwiazda, jasność taka biała i płomień z tyłu. A jeszcze dalej –
ze sto gwiazd różnokolorowych. Z kosmiczną prędkością przeleciało to „coś” w
kierunku na Święty Krzyż...
Dr Czesław
Piskorz, Busko.
- Urzekające
zjawisko, lecz co to było? Za dwadzieścia siódma, na wysokości ok. 12 km,
gdzieś w troposferze, ujrzałem szybko i cichutko przesuwającą się ognistą kulę.
Owalne czoło obiektu było najjaśniejsze, białe niemal, dalej światło stawało
się żółtawe, a ogon, 20-30 razy dłuższy od średnicy kuli, jakby na pół
podzielony, ciemniejszy pośrodku. Na końcu migające gwiazdki w odcieniu
czerwieni.(...)
Powietrzny
pojazd o kształcie wydłużonego cygara z rozświetlonym przodem i tyłem widzieli
też kielczanie (pomknął w stronę Cedzyny) i mieszkaniec Starachowic.(...)
- Pracowałem
wczoraj prywatnie u sąsiadów w Bielinach – powiedział dowódca wozu bojowego
(straży pożarnej – przyp. B.R.) Czesław Ozga. – Nagle po godz. 19:00 na niebie
pojawiła się smuga świateł. jedni mówili, że to rakieta się rozleciała, inni że
meteor. Wiem iż to samo widział jakiś policjant w Chęcinach...(...)
Bożena
Smorawska, Krzysztof Krogulec: „Pershing ze świetlistym ogonem...”
***
„Słowo Ludu”
nr 262 z 1990.11.10.
(...) - Widziałem „to” nad
Bratysławą – opowiada Jacek Grzybała z Kielc. – Wyglądało dokładnie tak, jak
opisał w „Słowie” obserwator z Buska. Przesuwało się szybko, bezszmerowo od
strony Wiednia na północny-wschód. Iskrzyło, lecz bez dymu, jakby jakiś
materiał się spalał w ziemskiej atmosferze. Może to kometa?
- Miałem
okazję obserwować zjawisko od początku do końca – mówi Zdzisław Kilim z Kielc.
Dokładnie o 19:02 ukazały się na horyzoncie 3 świetlne punkty, jakby z rakiet
sygnalizacyjnych.(...) Poruszały się z zachodu na wschód. Gdyby je połączyć,
powstałby trójkąt równoramienny. Za nimi dwa warkocze, pierwszy wielkości 1/6
nieboskłonu. Iskrzące, kolorowe. Zniknęło to za horyzontem po ok. 15
sekundach.(...)
- Było tak jak
opisaliście – mówi Jerzy Wojtczak z Cedzyny – lecz ja słyszałem jeszcze dwa lub
trzy głuche uderzenia, jakby gdzieś daleko była burza... Jeden z czytelników
przyniósł nam zdjęcia wykonane polaroidem na kieleckiej Kadzielni. Widać na
nich dziwny, lekko spłaszczony obiekt, jakby latający spodek... Ze względów
technicznych nie publikujemy go.(...)
- To, co
zaobserwowano w poniedziałek nad Kielecczyzną nie było raczej meteorytem czy
kometą – mówi astronom (z Obserwatorium Astronomicznego UJ w Krakowie – przyp.
B.R.). – Nasze urządzenia tego nie wychwyciły, lecz jeden z kolegów
zaobserwował kilka świetlnych punktów nad Krakowem, czekając na autobus.
Otrzymaliśmy też doniesienia o podobnych obserwacjach na obszarze Polski i
innych państw.(...)”
Bożena Smorawska,
Krzysztof Krogulec: „Noc komety?”
Archiwa
ufologiczne: Raport Andrzeja Remleina (Klub Kontaktów Kosmicznych)
Kończewice
– 1990.11.05.
Świadkami było
małżeństwo Maria i Kazimierz R. Ok. godz. 19:10 wyszli z budynku na szosę i
ujrzeli lecącą formację 5 świateł o różnych kształtach. Tor lotu odpowiadał
mniej więcej linii szosy między Warszewicami a Chełmżą, do której z miejsca
obserwacji było ok. 200 metrów, jednak znacznie dalej – ok. 250 m. za drogą,
tak więc odległość od świadków wynosiła ok. 450-500 metrów. Formacja nadleciała
z kierunku SW (A=2500) i odleciała w kierunku NE (A=700).
Przez cały czas trwania obserwacji tzn. od momentu zauważenia do zniknięcia za
horyzontem, co trwało ok. 40-50 sekund, pozorna wysokość lotu była niezmienna i
wynosiła ok. 400.
Obserwacja
nocna BS – I z 05. 11. 1990 r.
W przelocie
uczestniczyło 5 obiektów, w trzech typach kształtów. Dwa pierwsze obiekty były
w kształcie cygara. Każde z nich miało długość pozorną równą 2/3
średnicy Księżyca w pełni (czyli ok. 20-25’), a szerokość (grubość) ok. 8-10’.
Kolor był na całej powierzchni jednakowy – jasnoczerwony. Krawędzie wyraźnie
jaśniejsze, rozmyte, rozmazane. Przód cygara był łagodnie zaokrąglony,
natomiast tył bardziej tępy. Z tyłu zza cygara wydobywała się smuga dymu. Był
to wyraźny ogon, w kolorze takim samym jak korpus (jasnoczerwonym), ale
natężenie barwy było o wiele mniejsze.
Długość „ogona” w stosunku do pozornej długości cygara wynosiła 1,5-2, czyli
35-45’. Kształt nie był rozmyty lecz regularny, mający ściśle określone
granice. Nie były widoczne żadne iskry, a jedynie zawirowania „dymu”.
Drugie cygaro
leciało równolegle z boku lub jedno nad drugim, z punktu widzenia świadka, z
powodu odległości, nie było to możliwe do ustalenia. Pozorna odległość pomiędzy
cygarami wynosiła odcinek równy grubości cygara, czyli ok. 8-10’. Przez cały
czas trwania obserwacji obydwa leciały z idealnie równą szybkością, jakby
stanowiły jedną całość. Blask cygara i ogona był dość mocny i wyraźnie
rzucający się w oczy, ale nie było to światło na tyle intensywne, by mogło
oślepić obserwatora.
Za tymi
cygarami, w odległości pozornej ok. 1,5-20 leciał następny obiekt w
kształcie kopuły. Był on znacznie większy, o długości podstawy (średnicy)
równej ok. 10, w kolorze ciemnoczerwonym, z domieszką odcienia
fioletowego. Nie był to jednolity kolor, tylko – jak określił świadek – coś w
rodzaju plam, z których jedne były jaśniejsze, inne ciemniejsze, jednakże
generalnie wszystkie w kolorze ciemnoczerwonym, o zmiennym natężeniu barw. Z
dołu kopuły wybiegał rozszerzający się snop mieszaniny światła i dymu, w
kolorze żółto-pomarańczowym, o nieregularnych, lecz wyraźnie zaznaczonych
krawędziach. Długość pozorna wynosiła ok. 20. Właśnie ów ogon, który
upodabniał cały obiekt do gigantycznego grzyba, świecił bardzo jasnym,
intensywnym światłem, które powodowało oświetlenie sporej części nieba i
nadawało całemu zjawisku niesamowity wygląd.
Na dole
kopuły, tuż u podstawy, znajdowało się małe „światełko” w kolorze białym, o
średnicy trudnej do ustalenia. Stanowiło ono doskonały punkt odniesienia dla
powierzchni kopuły i dzięki niemu można było dostrzec, że obiekt wiruje dookoła
osi, w kierunku przeciwnym do obrotu wskazówek zegara. Światło nikło z prawej
strony podstawy kopuły, by po kilku sekundach pojawić się z lewej strony. Wolno
przesuwało się na prawą stronę, aż znikało ponownie. Nie udało się ustalić, czy
ruch wirowy wykonywało tylko białe światełko, a korpus był nieruchomy, czy też
wirowała cała kopuła.
Przez cały
czas trwania obserwacji w/w obiekt leciał w niezmiennej odległości za
prowadzącymi cygarami. Nie wykonywał żadnych manewrów, lecąc z jednostajną
prędkością, a trasa jego lotu znajdowała się niezmiennej wysokości.
Z tyłu za
kopułą, w pozornej odległości ok. 1,5-20 pochód zamykały dwa obiekty
w kształcie kuli, w kolorze będącym mieszaniną jasnoróżowego i
jasno-pomarańczowego. Ich wielkość (średnica) była równa szerokości (grubości)
prowadzących cygar, czyli ok. 10’. Obydwie miały jednakową średnicę. Leciały,
podobnie jak w przypadku „cygar”, albo równolegle albo jedna nad drugą. Świadek
nie jest tego pewny. Odległość pomiędzy nimi była mniej więcej taka sama jak
ich średnica, czyli ok. 10’. Kolor na całej powierzchni był jednolity, bez
żadnych obcych domieszek barw. Ich równy lot zdawał się świadczyć, że mogłyby
stanowić sztywną całość. Na zewnątrz powierzchni nie emanowała żadna łuna. Ich
wzajemne odległości jak i jednostajna prędkość nie ulegały zmianom podczas
przelotu. Nie zaobserwowano również żadnych dodatkowych ruchów na boki.
Cała formacja,
składająca się z opisanych pięciu obiektów, zajmowała długość pozorną w
przestrzeni ok. 6-6,50. Zjawisko było bardzo efektowne i jasno
świeciło. Widok ten wprawił świadków w osłupienie, tym bardziej, że nie było
słychać najmniejszego dźwięku.
Dalsza część
raportu A. Remleina zawiera próby ustalenia rzeczywistych wielkości obiektów,
ich wysokości i prędkości lotu. Zakładając, że formacja leciała w odległości
500 metrów, w oparciu o relacje świadków A. Remlein ustalił, że obiekty
poruszały się na wysokości 420-500 metrów, a lecąc z szybkością ok. 70 km/h
pokonały w 45-sekundowym czasie obserwacji odległość ok. 850 metrów. Wymiary
obiektów i odległości między nimi ilustruje załączony rysunek.
W konkluzji A.
Remlein stwierdza: „Podczas gdy wielkość „kopuły” (ok. 9 m) oraz średnica kul
(ok. 1,2 m) nie zrobiły na mnie wrażenia, to mała długość cygar (ok. 3,5 m)
postawiły znak zapytania co do 500-metrowej odległości toru lotu od świadka.
Rzadko zdarza się bowiem, by obiekt o tym kształcie miał takie małe rozmiary.
Przeważnie obiekty te mają kilkudziesięciometrową długość. Może więc owa
formacja nie leciała w linii prostej, lecz np. jak na rysunku poniżej?
Znaczyłoby to, że odległość do „cygar” była większa, a przez to ich rzeczywiste
rozmiary również byłyby wówczas znacznie większe.
Na ostateczną
ocenę należałoby więc zaczekać do ewentualnego zgłoszenia się innych świadków
tego przelotu. Obiekty leciały dość nisko, godzina obserwacji była wczesna,
należałoby więc oczekiwać napłynięcia kolejnych zgłoszeń, tym bardziej, że na
drugi dzień po obserwacji Polskie Radio podało informację o przelocie UFO nad
Bydgoszczą i Toruniem.
Warunki
atmosferyczne: zachmurzenie bardzo małe, w czasie obserwacji jedynie małe
obszary nieba zakryte przez chmury; dobra widoczność gwiazd; Księżyc w pełni,
doskonale widoczny we wschodniej stronie nieba.
Raport
Andrzeja Remleina (Klub Kontaktów Kosmicznych)
Grębocin
– 1990.11.05.
Obserwacja
miała miejsce 5 listopada 1990 r. (poniedziałek) ok. godz. 19:10 i dotyczyła
przelotu grupy (formacji) pięciu obiektów w kształcie kuli. Świadkami byli dwaj
bracia, Józef i Wojciech G. Tego dnia
naprawiali samochód w garażu przy domu Wojciecha G., w Grębocinie. Relacja
pochodzi w przeważającej części od Józefa G., przez Wojciecha G. została jednak
potwierdzona.
Po skończonej
pracy ok. godz. 19:10 pierwszy z garażu wyszedł Wojciech i otwierając bramę
ujrzał lecącą na niebie formację kolorowych kul. Zawołał brata, który prawie
natychmiast (po ok. 5 sekundach) wyszedł z garażu. Od tego momentu obydwaj
obserwowali lot owych kul, które początkowo wzięli za okienka samolotu
pasażerskiego. Dziwna formacja leciała stosunkowo nisko, na pozornej wysokości
ok. 150 i przez cały czas trwania obserwacji pozostawała niezmienna.
Pierwsza
leciała kula, którą świadek określił jako „mała tarcza”, o niezbyt wyraźnie
widocznych, rozmazanych krawędziach, w kolorze pomarańczowym. Kolor był stały
na całej powierzchni, nie było jednak widać żadnej emanacji, żadnej
wybiegającej na zewnątrz kuli poświaty, tylko pomarańczowa tarcza. Z tyłu zza
kuli wybiegał krótki „ogon” gazów lub światła w kształcie stożkowatym, o
długości ok. 1,5-2 średnic kuli, w kolorze jasno-pomarańczowym, wyraźnie
słabszym od pomarańczowej tarczy obiektu. Długość ogona i jego kształt były
przez cały czas obserwacji takie same. Stanowił on jakby całość z kulą.
Z tyłu za
prowadzącym obiektem leciały następne kule. Trudno ustalić wielkość pozorną
pomiędzy nimi. Średnica pozorna każdej z nich (były jednakowe) była o połowę
mniejsza niż kuli prowadzącej.
Pierwsze dwie
leciały w linii prostej i w proporcjonalnej odległości jak na rysunku. Obydwie
miały identyczny kolor zielonkawo-niebieski, seledynowy z przewagą
niebieskiego. Dwie ostatnie kule leciały albo jedna nad drugą, albo równolegle.
Ich kolor był ciemno-pomarańczowy.
Żadna z
czterech mniejszych kul nie miała „ogona” podobnego do wydobywającego się z
większego obiektu prowadzącego formację. Na zewnątrz nie emanowała żadna łuna
czy poświata. Były to tylko małe, chociaż wyraźne „kolorowe tarcze”.
Formacja kul
nadleciała z kierunku zachodniego (A=2660) i lecąc torem
prostoliniowym z jednostajną prędkością
odleciała w kierunku wschodnim (A=940). Świadkowie obserwowali
obiekty na przestrzeni ok. 900 pozornej długości toru lotu, przez
ok. 10-15 sekund. Trudno określić jaka była odległość od świadków do toru lotu.
Twierdzą oni, że było to bardzo blisko – od 500 m (czyli nad centrum Grębocina)
do 1500-2000 m (czyli nad północnymi granicami Torunia). Brak innych zgłoszeń
nie pozwala uściślić tych danych. Można jedynie stwierdzić, że długość
„formacji” (czyli odległość pozorna między pierwszą a ostatnią kulą) wynosiła
ok. 150.
Ciemna
masa
Pan Marian
Galant, mieszkaniec Leska był również obserwatorem tego zagadkowego zjawiska.
Jego relacja była publikowana w „Nieznanym Świecie”, „Gazecie Bieszczadzkiej”,
również ze mną nawiązał kontakt korespondencyjny.
„... Tego
dnia, mimo jesiennej pory, był ciepły wieczór. Niebo bezchmurne, widoczność
bardzo dobra. Ok. godz. 19:00 rozmawiałem z kolegą, gdy nagle ku naszemu
wielkiemu zdziwieniu, na roziskrzonym gwiazdami niebie od strony
północno-zachodniej wynurzyła się wspaniała, potężna, świecąca srebrnym
blaskiem ognista kula. Była kilkakrotnie większa od najjaśniejszej gwiazdy będącej
w zasięgu wzroku. W ułamku sekundy zdałem sobie sprawę, że jestem świadkiem
jakiegoś niepowtarzalnego zjawiska lub wielkiej katastrofy lotniczej.
Skoncentrowałem wzrok na tej ognistej kuli i nagle zobaczyłem, jak tuż za nią
pojawiają się dziesiątki, setki kolorowych, mrugających światełek. To było coś
wspaniałego, a wszystko zdawało się być cząstką jakiejś wielkiej konstrukcji,
masy, która w zetknięciu z atmosferą ziemską płonęła. Te setki mrugających,
kolorowych światełek, przemieszczających się równolegle z ognistą kulą,
ciągnęły jakby za sobą imponujący ogon, który był zlepkiem tysięcy iskier,
spadających gwiazd. Przy czym każde z większych, mrugających światełek ciągnęło
jakby swoją smugę.
Obiekt
przemieszczał się wolno i bezszelestnie. Nie było słychać żadnego dźwięku, czy
też np. pracy silnika. w momencie gdy przelatywał w centralnym punkcie nieba,
rozbłysnął na moment potężnym jasnym światłem i w tym właśnie świetle można
było zauważyć wielki cień olbrzymiej
masy. Tak więc
część, którą widziałem, ta wspaniała, która dawała fantazję barw, otoczona była
jeszcze jak gdyby poświatą.
Śledząc
olbrzymią masę nieznanego ciała spostrzegłem jeszcze po jego bokach dwa blado
pulsujące, czerwone bądź czerwono-różowe impulsy świetlne. Nic nie
przeszkadzało obserwacji, niebo było bezchmurne, widoczność doskonała, a to co
obserwowałem, zdawało się być tylko cząstką czegoś wielkiego, potężnego,
przypadkowo zaplątanego w atmosferę ziemską. Z prędkością samolotu
ponaddźwiękowego obiekt przemieszczał się w kierunku wschodnim. Był
niepowtarzalny, w całym tego słowa znaczeniu piękny. Uważam, że nie powinien
pozostać obiektem bezimiennym i dlatego postanowiłem nadać mu imię ≫Margareth≪”. Korespondencja ze świadkiem
pozwoliła ustalić, że obserwacja trwała ok. 40 sekund, lot odbywał się z NW na
SE, a zjawisko było obserwowane pod kątem 400 w kierunku północnym.
Obiekt „centralny” miał wielkość 1/4 Księżyca w pełni,
„smuga dymu” pozostawała na całej długości lotu. Lot płynny, bardzo szybki.
Zjawisko zniknęło za horyzontem.
Większość
relacji jest zgodna, z niewielkimi jedynie różnicami i można przyjąć, iż
dotyczyły one tego samego zjawiska. Ale relacje uzyskane przez Andrzeja
Remleina z Kończewic i Grębocina różnią się zdecydowanie! To na pewno było coś
innego, mimo że data, czas, a nawet kierunek lotu się zgadzały. Czyżby kolejny
„kamuflaż UFO”?
Pozostawmy na
razie te dwa przypadki A. Remleina, które śmiało można zaliczyć do grupy
„prawdziwe UFO” (a na 100% do „prawdopodobne UFO”), a zajmijmy się pozostałymi.
Czy mogły one dotyczyć przelotu „eskadry UFO” (bo na pewno nie był to jeden
obiekt), czy też obserwatorzy widzieli jedynie „meteoryt”?! Ocena jest tu
trudna, gdyż kilka relacji „nie pasuje” do „hipotezy meteorytowej”, tym
niemniej jednak większość z nich to – niestety – chyba meteoryty. Może właśnie
ta trudność w ocenie tego zjawiska powodowała, że nikt go nie chciał
zanalizować...?
Muszę
przyznać, że kiedy zaczynałem pisać to opracowanie, miałem zamiar bronić
„hipotezy ufologicznej” zjawiska, może nie w całości, ale w większej jego
części. W miarę postępu prac nad tym artykułem mój optymizm gasł, a
przeglądając całość materiału raz jeszcze dochodzę do wniosku, że ok. 10
obserwacji dokonanych dnia 5 listopada 1990r. mogło dotyczyć UFO – tego
„prawdziwego”. Cała reszta, czyli ponad 80 relacji, o których mam informacje,
to rój meteorytów, w związku z czym hipoteza o „przelocie” byłaby zbyt
naciągana. Oczywiście nie jest to moja ostateczna opinia, ale „na dziś” jedyna
możliwa.
Autor :
Bronisław Rzepecki
Źródło: Świat
UFO nr 7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz