wtorek, 5 listopada 2013

5 listopada 1990: przelot eskadry UFO przez Europę cz. 2

Dokładnie 23 lata temu przez Europę Zachodnią i Środkowo – Wschodnią przetoczyła się fala UFO. 5 listopada między godz. 18. a 19. tysiące osób obserwowało przeloty niezidentyfikowanych obiektów latających. Oto druga część relacji pochodzących z Francji.

  
Perigneux (Dordogne):
Obiekt przeszedł między dwiema grupami świadków.

Pani Soubeyran dostarczyła nam 2 relacji, które pozwalają na interesujące porównanie. Jedna pochodzi od mężczyzny, który znajdował się w Trelissac, w części wschodnie aglomeracji, druga od osoby znajdującej się w Vergnes w dzielnicy północnej. Pierwszy świadek patrząc w kierunku płn widział zjawisko, przemieszczające się z lewej strony na prawą, podczas gdy drugi zwrócony na południe widział przemieszczenie ze swojej prawej na lewą.
           
Można wydedukować, że skoro jeden i ten sam obiekt był obserwowany w dwóch miejscach, przeszedł między nimi, tzn. pionowo do Perigueux. Zresztą miasto to nie leży na trajektorii powrotnej rakiety sowieckiej trzeciego stopnia: odchylenie wynosi tu 100 km. W przypadku Suzet 200 km.
            Oto trzeci przykład:
            Relacja fotografa Andre Gauthier z Maurilloux w Trelissac:

„Obserwowałem 8 –10 s ok. 19.00 zespół świateł przemieszczający się z zach na wschód (bardzo precyzyjnie) wg trajektorii, która – począwszy od momentu gdy zauważyłem ten zespół aż do chwili gdy pobliskie wzgórze go zakryło – zakryła połowę widocznego dla mnie nieba , 90º. Moja obserwacja zrobiona była pod kątem 45º w stosunku do horyzontu i w kierunku płn.”

 Pan M. Gothier dostarczył nam drugą relację:
„Pewna kobieta zamieszkał w Vergnes widziała w tym samym czasie zespół świateł przemieszczający się w taki sposób, że myślała, iż chodzi o ciężarówkę wjeżdżającą do koszar Adrant du Picq (opinia, którą poprawiła, gdy stwierdziła, że zespól przejechał przez koszary, właściwie nad nimi przeleciał. Więc przemieszczenie na małej wysokości na płd w stosunku do jej miejsca przebywania dokonywało się z zachodu na wschód, z jej prawej strony na lewą (dla  mnie to było z lewej na prawą) i pod kątem, który w stosunku do horyzontu wynosił ok. 45º.

 Suma odległości dzielących każdy punkt A i B trajektorii szacowanej na 1 km maksymalnie pozwala przyjąć, że obiekt był blisko wysokości CD.
           
Wnioski:

Punkty świetlne tworzące zespół były ułożone w kształt idealnego prostokąta, który nie zmieniał się, o ile nie jest to efekt perspektywicznego spojrzenia, podczas przelotu zespołu.
           
Nie były połączone ze sobą żadnym widocznym elementem. Oceniam jego wielkość w zależności od odległości na 1-2 m średnicy. Zdaje się, że chodzi o kule świetlne o wyraźnych krawędziach , a nie o źródła punktowe rozpraszające światło emitowane przez coś w rodzaju mgły.
           
Pozostały widoczne wszystkie podczas całego przemieszczania zespołu, nawet nic ich nie zakryło całkowicie czy częściowo. Ich kolor był pomarańczowy, o słabej mocy porównywalnej do świateł samochodu z odległości 200 m.
           
Wielkość prostokąta, uwzględniając odległość, można oszacować na 200-400 m w stosunku do ziemi, ok. 15x25 m. Prędkość przemieszczania, ciągle w zależności do odległości, nie przekraczała 100 km/h. Przemieszczenia odbywało się w prawie całkowitej ciszy.”

Oto trzeci przykład przelotu nad horyzontem, tzn. przelotu pionowego w stosunku do pozycji świadka. Tym razem odchylenie w stosunku do powrotu rakiety jest bliskie 300 km.

Na morzu 20 km na płd-zach od wyspy Groix (Morbihan): romb świateł pozostaje pionowo nad łodzią ciągnącą włók podczas 5 min, później odlatuje z zawrotną prędkością.

 W edycji środowej z 7 listopada dziennik „La Liberte” poświęcił stronicowy artykuł wydarzeniom z 5 listopada. Artykuł wspomina o kilku obserwacjach bardzo interesujących w Morbihan.
           
Dominique Madrignac zgłębił w 1993 r. jedną z tych obserwacji. Świadek jest szefem rybaków , Jose Bal, który otrzymał artykuł po raz pierwszy 14 września 1993 r. na pokładzie łodzi „Elvis” w porcie Sainte Catherine w Locmiquelic, później 13 stycznia 1994 r. w tym samym miejscu. To na tym statku Jose Bal dokonał obserwacji 5 listopada 1990 ok. 19.00 oto jego relacja:
           
„To było 5 listopada 90 ok. 19.00 w pobliżu wyspy Groix jakieś 18 mil na płd-płd-zach od wyspy. Była noc, morze spokojne, niebo czyste. Byłem w przejściu. Reszta załogi spała.
           
Nagle, to było coś jakby wybuch, pojawiło się światło czerwone intensywne, jasnoczerwone, jakby pomarańczowo-czerwone oświetlenie , które pojawiło się nisko nad horyzontem. Nie było to bardzo duże, ale interesujące.  Coś jakby wybuch. Dość daleko... trudno oszacować odległość. Pomyślałem, że to samolot lub helikopter, który eksplodował, ale potem porzuciłem tą myśl patrząc na jego sposób poruszania się. To było jakby wejście w atmosferę, potem czerwone światło : dwa czerwone światła, które przesuwały się. Wydaje mi się, że to z lewej było trochę wyżej. To przesuwało się na wprost osi statku, lekko na płn-wsch. Można oszacować między 200º-220º z prędkością samolotu stałą, jakby samolotu podchodzącego do lądowania, ale tonie było wysoko, prawie poziomo nad horyzontem.
           
Później znalazło się pionowo nad statkiem jednym ruchem, zaświeciły się światła: dużo białych świateł. Kiedy te białe światła się zaświeciły, nie widać było tych dwóch czerwonych. Światła białe przeleciały nad daszkiem przejścia, nie widziałem ich już, więc poszedłem na tył statku, co zajęło mi 15 sekund. Widziałem je z tyłu i stwierdziłem, że były ułożone w romb. Pomyślałem sobie: z przodu zobaczę lepiej”, więc poszedłem na przód, a tam widziałem go bardzo dobrze – ten niezwykły romb. Był dokładnie nad nami. Nie ruszał się w przeciwieństwie do statku, nawet lekko zostawał w tyle. Romb dokładnie otoczony białymi światłami, jakby girlandami. Wspaniałe!. To było imponujące, dobre 200-300 m na boki, dużo większe niż mój statek, jakbyśmy mieli sufit nad sobą, co najmniej 4-5 razy większe od statku. Nie miało się wrażenia, że to było wysoko, te światła były tak wielkie... ale czy to wydawało się duże bo było nisko? To było nisko nad horyzontem, być może na wysokości 900 m. miało się wrażenie, że to było materialne. Nic nie było widać poprzez to. Nie było przezroczyste. W przeciwnym razie widziałbym chmury, gwiazdy. Widać było tylko czerń, ale głębszą czerń niż niebo. Nawet w nocy widać było różnicę, nie przypominam sobie, bym widział gwiazdy, a niebo było czyste, naprawdę czyste, morze spokojne, statek nie płynął.
           
To nie ruszało się jakieś 5 minut nad nami, jakby „oni” chcieli nam się przyjrzeć , sfotografować nas. Długo patrzyłem, potem to przesunęło się trochę nad statkiem i zobaczyłem reaktory (myślę, że to były reaktory), które się załączyły. Włączyły się dwa razy, ale na początku jakby delikatnie jak palnik gazowy z białymi płomieniami, a później stopniowo widać było rodzaje reaktorów, które nabierały mocy. To stało się bardzo szybko, smuga białego światła i nagle odleciało na płn-wsch z nieprawdopodobną prędkością. Patrzyłem, ale nic nie mogłem zobaczyć.
           

Załoga spała. Nie miałem czasu, by im to pokazać. Oto co widziałem, ale szef w Gouillemot, który był 1 lub 2 mile od nas też widział białe światła, lecz nie zwrócił na nie uwagi. Mnie to zainteresowało, więc oglądałem.
           
Gdy wróciłem, następnego dnia skontaktowałem się ze znajomym dziennikarzem „La Liberte” w Port-Louis. Spotkaliśmy się następnego dnia rano i powstał artykuł. Mówiłem o tym rodzinie i kolegom z pracy, ale nie dowierzali mi. Dla mnie to było coś! Potem dowiedziałem się, że były inne takie przypadki we Francji, nad Atlantykiem, na Alasce ok. tej samej godziny. Światło samolotu jest pulsujące. Nie umiem tego wyjaśnić. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego...”
           
Opis jest transkrypcją prawie słowo w słowo opowiadania Jose Bala. Dominique Madrignc  J. Bal powiedział, że obserwacja trwała 10-15 minut, z których 5 między wybuchem początkowym i pojawieniem się białych świateł nad „Elvisem”; i 5 minut między stacjonowaniem rombu nad statkiem. W artykule dziennika była mowa o 3-4 min. Jak na 30-40 miesięcy przerwy ta rozbieżność nie jest szokująca i nie zmienia sprawy.
           
Pojawienie się zjawiska (początkowy wybuch) zostało usytuowane przez świadka (we wrześniu 93) na azymucie 220º (ten na płd-zach był 225º) i tylko 2 lub 3 stopnie nad horyzontem. Interesujące, że świadek wskazał jako azymut pojawienia się zjawiska 25-30 º. Ten azymut nie odpowiada temu z Bitche (80º), lecz temu z Southampton.
           
Jest oczywiste, że obiekt, który stacjonował nad statkiem J. Bala nie jest jedynym, jaki przelatywał o tej godzinie. W tym samym artykule „La Liberte” znajduje się inna relacja – dziennikarz Jean-Marie Biette, - który znajdował się na pokładzie torpedowca „Elf Aquitaine”.
           
Torpedowiec znajdował się 3 mile (niewiele ponad 5 km) na płn-wsch od Palais. Jean-Marie Biette i jego towarzysze opisali statek przelatujący ponad Hoedic z zach na wsch. Niemożliwe by ci świadkowie obserwowali ten sam obiekt co J. Bal, co pokazuje mapa poniżej.

Teza o zjawiskach atmosferycznych na trajektorii z Royan do Bitche (na płn-zach od Strasburga) nie odpowiada temu, co opisują liczni świadkowie.

Linas (Essonne): 2 zmiany pozycji przodu statku

Znajdujemy się 20 km na płd od Paryża. To nowy przypadek przelotu pionowo nad świadkami przerwanego krótką chwilą postoju, pierwszą zmianą trajektorii pod kątem prostym, a kilka chwil później drugiej zmiany.
Oto wyciąg z listu adresowanego do LDLN z 14 listopada 1993 r. Lionela Le Peltier:

„... zdecydowałem się złożyć relację z tego, co widziałem z trzema innymi osobami, z którymi biegałem wieczorem 5 listopada ok. 18.57. Moi przyjaciele i ja biegamy w każdy poniedziałek wieczorem od 18.30. trasa jest bardzo często ta sama. Tego dnia biegliśmy we czwórkę. Wydarzenia miały miejsce na odcinku między Linas i jeziorem Bretigny-sur-Orge. Pierwszy zauważyłem wiązkę białego intensywnego światła, które oświetlało ziemię. Kilka sekund później pojawiło się drugie-  zielone światło, ale jego promienie nie dotykały ziemi, co mnie zadziwiło i nasunęło myśl o helikopterze. Obie wiązki zgasły, a statek w formie czarnej masy zdawał się przesuwać w naszą stronę, oświetlony przez kilka czerwonych świateł nie pozwalających odróżnić kadłuba, który zresztą nie odbijał światła.

Prędkość była bardzo bardzo mała jak na statek tej wielkości. Nie słyszeliśmy żadnego dźwięku, a wysokość lotu była prawie niemożliwa jak na latający statek. Śledziliśmy go wzrokiem kilkaset metrów. Nagle przyspieszył 1000-2000 m bez hałasu ani zauważalnych efektów z wyjątkiem oświetlenia z tyłu w formie kuli, które zdawało się migać w tej chwili.  

Drugie przyspieszenie ze zmienioną trajektorią. W bardzo krótkim czasie znikł nad horyzontem i chmurami. Nawet światła nie było widać.
Czas obserwacji – licząc odległość, którą przebiegliśmy 1-2 minut.

Warunki atmosf.: zimno i względnie sucho, chmury obfite i wysokie.
Warunki akustyczne: duży ruch drodze jakieś 10 m od nas
Obiekt: dużych rozmiarów, przypominający 4-piętrowy budynek.
Wysokość lotu: biorąc pod uwagę wielkość statku i słup elektryczny (30-50 m) lub więcej, jeżeli obiekt jest większy; w każdym razie bardzo duzy.
Światła: 2 wiązki: biała i zielona, światła zielone i czerwone, potężna kula zielona, później pulsująca.
Kadłub: metal nie odbijający światła, bez inskrypcji, brak wyraźnych konturów.

Nie zawsze łatwo jest relacjonować sprawę tego typu, nie wszystkie sprawozdania są jasne. Trzeba przyznać, że to opowiadanie nie oddaje najlepiej sprawy. Na szczęście spotkanie z p. Le Peltier na miejscu wydarzeń 25 lutego 1996 r. pomogło wyjaśnić kilka niejasności.
Po pierwsze, wydarzenie miało miejsce między sekcją N 104 a N 20 i skrzyżowaniem, które znajduje się przy płn-zach wylocie z Bretigny, na płd krańcu Saint-Michel-sur-Orge (na mapie miejsce to nazwano Ste-genevieve-des-Bois). Świadkowie biegli z zach na wsch od Linas do Bretigny. Zjawisko najpierw pokazało się z ich prawej strony, przemieszczało się na płd w kierunku Orleanu, bardzo szybko, na moment zatrzymało się nad biegaczami, po czym szybko oddaliło się na wsch prostopadle do początkowej trajektorii. Drugi segment trajektorii mierzył prawdopodobnie ponad 600 m wskazanych na rysunku. Opis na początku mówi zresztą o „1000-2000 m” o tej fazie lotu. Ostatnie oszacowanie jest prawdopodobnie przesadne i można przyjąć 1 km jako długość trajektorii zach-wsch, którą przemierzyło zjawisko. Odległość ta została przebyta bardzo szybko – tylko 1-3 s.

Jeżeli chodzi o wygląd zjawiska z tyłu, czerwone światła boczne znajdowały się na „czarnych drążkach”. Jeżeli chodzi o „żebrowanie” kuli zielonymi światłami, nie są to elementy regularnej struktury, ale raczej coś, co przypomina żyłki kamienia przezroczyste, umieszczone przed źródłem światła.

Biegacze nie zatrzymali się. Pan Le Peltier był jedynym, który zwrócił uwagę na zjawisko. Dwaj jego przyjaciele byli prawdopodobnie zbyt zajęci treningiem i nie zwrócili najmniejszej uwagi na zjawisko.

Betheny (Marne):
„miasto na niebie”, które szło z płd na płn

Betheny w pobliżu Reims na płn-płn-wsch, dokładnie na płd od lotniczego dworca Reims-Champagne i Bazy Powietrznej 112.

Niewiele przed 19.00 może ok. 18.55 pani Hourbon, sekretarka, 23 lata znajdowała się w towarzystwie 10 osób na placu Marie de Betheny: wszyscy czekali na egzamin z prawa jazdy.

Nagle zobaczyła zespół czerwonych świateł rozłożonych regularnie na obrzeżach jakby prostokąta „z wypukłościami w każdym rogu”. (Być może było tam światło czerwone w środku czarnej formy, ale pani Hourbon nie tego pewna po 5 latach). Przez kilka chwil patrzyła, co się dzieje z ogromną czarną masą otoczoną stałymi czerwonymi światłami. Nie słyszała żadnych odgłosów, żadnego podmuchu, oświetlenie miejskie działało bez zakłóceń, żadnych dziwnych zachowań zwierząt.

To wydawało się ogromne: pani Hourbon miała wrażenia, że było wielkości miasta!. Przemieszczało się z jej prawej strony na lewą, idąc od Reims ze stałą prędkością balonu napełnionego powietrzem w stronę lotniska. Obserwacja trwała tylko minutę, pole widzenia było ograniczone przez dachy zabudowań. Według pani Hourbon pozostałe osoby zdawały się być obojętne wobec zjawiska.

Nie wiemy czy zjawisko działo się w planie pionowym, czy poziomym, czy ukośnym. Przejdźmy teraz do dwóch relacji zjawisk, które działy się w tym samym czasie kilka km dalej na płd.

Cuhem (Pas-de-Calais): „Statek odleciał jak flesz, z niewyobrażalną prędkością, jak światło...”

W regionie Aire-sur-la Lys jesteśmy ok. 325 km od zetknięcia z ziemią tej trajektorii lub w odległości realnej 340 km (na wys. 90 km). Statek radziecki z dołu musiałby być widoczny na 15º nad horyzontem. Emitowane przez niego światło, przechodząc pod kątem padania prawie poziomym do niższych warstw atmosfery z zanieczyszczeniami musiałoby być dość osłabione, a resztki rakiety, przyjmując, że w ogóle można by było je zobaczyć, byłyby słabo widoczne...
            
Jean-Pierre d’Hondt z GNEOVNI (242 rue de faubourg Roubaix, 59800 Lille) znalazł w jednym z lokalnych dzienników wymowną relację zdarzeń z 5 listopada. Oto jej streszczenie:

„Między Aire-sur-la Lys a Fruges przy wjeździe do miasta Cuhem, przyjmując kierunek z Laires, bardzo mocne światło po mojej prawej stronie przyciągnęło moją uwagę. Była ok. 18.45. mój syn zawołał: „Tato, zatrzymaj się, to wspaniałe!”
(...) Samochody wyjeżdżały ze wszystkich dróg, by móc lepiej widzieć.
(...) Gigantyczny trójkąt równoboczny przemieszczał się po niebie, prawie niebieski, oświetlony przez Księżyc. Na każdym wierzchołku trójkąta były trzy wiązki o niezwykłej intensywności oświetlały okolicę, która wyglądał jakby w środku dnia. Obiekt przemieszczał się powoli, poziomo, bezgłośnie, bez ruchu powietrza. To wydawało się ogromne. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem.
Wiązki zdawały się badać ziemię i po 10 minutach „statek” odleciał jak flesz w górę, z niewyobrażalną prędkością, jak światło”.

Vieux-Conde (Północ):
Trajektoria skierowana  płn-płd

Blisko Conde-sur-l’Escaut (bardzo blisko granicy belgijskiej) Jocelyn Morel otrzymał relację 5 osób, które ok. 19.00 rozmawiały przed drzwiami. Ich wzrok nagle przyciągnęła na wschodzie grupa świateł przemieszczających się na niebie z północy na południe (więc w kierunku odwrotnym niż rakieta radziecka).

Zjawisko miało formę ciemnej owalnej masy posiadającej poziomy rząd żółtych świateł, nie oślepiających, mniej więcej pośrodku. Jego wielkość została oszacowana na 5 cm mierząc wyciągniętą ręką, a jego trajektoria zdawała się wynosić 30 cm (na wyciągniętej ręce) nad horyzontem. Struktura części tylnej nie jest znana z powodu zakrywającej ją ciemności. Obiekt oddalał się powoli na prawo do początkowego kierunku obserwacji i po ok. minucie przestał być widoczny.

Cesson-la-Foret (Seine-et-Marne): jak Boeing 747, który zrzucił paliwo na wysokości 50 m...

Relację poznaliśmy dzięki Edmond Kergoat. Opis przypomina obserwację z sąsiedniej gminy Vert-Saint-Denis. Dwóch świadków użyło tego samego porównania do Boeinga 747 przy opisie zjawiska. Jednak ich relacje różnią w się w kilku miejscach.



Cesson sąsiaduje z Vert-Saint-Denis a te dwie gminy znajdują się kilka km na zach od Melun. W Cesson jest dwóch świadków: Gerard L. (inżynier, oficer ochrony powietrznej) i Henri Rio.

Ok. 19.00 M. L. obserwował, jak zresztą często to robił, ruch samolotów w pobliżu Orlon. Nagle, gdy skierował wzrok w kierunku płd-wsch, jego uwagę przyciągnęły światła, które przemieszczały się „na bardzo niskiej wysokości”. Świadek myślał początkowo, że to Boeing 747 w opałach zrzucający paliwo. Pomyślał tak z powodu czegoś w rodzaju strumienia skierowanego do tyłu i pochylonego jakieś 15º w dół. Ale strumień był prosty i stały. Wyglądał raczej jak wiązka świetlna. Wygląd obiektu pozostaje niewyjaśniony, ale przypominał 747-kę. M. L. zauważył jednak kształt przodu obiektu ciemniejszego niż noc. (przypomnijmy, że 2 km dalej w Vert-Saint-Denis Santere obserwował bez wątpienia w tym samym czasie coś, co porównał do przodu Boeinga 747, drugi koniec obiektu w obu przypadkach odcinał się zdecydowanie mniej wyraźnie na niebie. Zresztą relacja z Cesson nie wyklucza wiązek świetlnych obserwowanych w Vert-Saint-Denis).

Obiekt posiadał „nie oślepiające światła nawigacyjne niepodobne do świateł tradycyjnych samolotów”. Przemieszczał się po prostej trajektorii ze stałą prędkością i znikł oddalając się na wschód. Coś w rodzaju „migotliwych ziarenek” było wtedy widać w wiązce światła. Obserwacja trwała 3 minuty. Nie było słychać żadnych odgłosów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz