W dobie dzisiejszego szału amerykańskimi rewelacjami ruchu disclosure i zagadnieniami UFO mogłoby się wydawać, że zjawisko UFO ,,przeżywa drugie życie”. Nic bardziej mylnego. Statystyki obserwacji UFO z Polski i na świecie wskazują na zupełnie odwrotny scenariusz. Bliskie spotkania, a więc zdarzenia, gdzie świadek obserwuje UFO z odległości bliższej niż 250 m. od lat nie goszczą w polskich kronikach ufologicznych. Poniższe zdarzenie, które dokumentowałem dwa lata temu jest wyjątkiem od reguły.
W nocy 10.08.22 roku około 23. jadąc autem z 9 letnim synem widzieliśmy spodek, bardzo nisko i bardzo blisko, ok. 20-25 m. Było niesamowicie blisko, wielkie jakby dwa talerze od zupy złączone brzegami, tak określił mój syn. Leciało nad drogą wiejską, dosłownie nad drzewami. Zatrzymałam auto. Zakręciło o 90 stopni, w naszą stronę, tuż nad polem po prawej stronie auta. Zgasiłam silnik, otworzyłam okno, nie spuszczając tego z oczu, mówiąc do syna, co widzisz, zobacz co tu widzisz. A on.. mamo przecież to UFO. Czy ty widzisz to co ja? Tak mama, to UFO. Leciało powoli, jakby płynęło, pięknie oświetlone Księżycem, bo była pełnia, akurat po naszej prawej stronie. Synek siedział na miejscu pasażera z przodu. – takim komentarzem opatrzony był post zamieszczony na stronę FB ,,UFO Polska”. Po przez administratora tej grupy udało mi się nawiązać kontakt ze świadkiem i odwiedzić ją w miejscu zamieszkania. Poczynione na miejscu ustalenia mogą szokować – relacja matki i syna sugerowała, że obydwoje widzieli z odległości zaledwie 25 m. obiekt wielkości autobusu.
Pani Teresa wracała od znajomej wraz z synem i kierowała się w stronę Skierniewic, zamierzała wziąć udział w organizowanym w okolicy festiwalu. Okres wakacyjny to czas, kiedy spędzam go wspólnie z synem, dużo jeździmy wtedy po Polsce, biwakujemy, bierzemy udział w różnych festiwalach – takim tytułem wstępu rozpoczyna swoją historię. Jest osobą publiczną, dość mocno zaangażowaną w akcję grup promujących ruchy na rzecz wolności i demokracji. Nigdy na własne oczy nie widziała UFO, ale zawsze podchodziła do takich historii z pełną otwartością i powagą. To, co ją spotkało 10 sierpnia było kompletnym zaskoczeniem i gdyby nie obecność syna, pewnie uznałaby, że to wszystko jej się przewidziało. Ale to nie był hologram, ani przewidzenie, ni dron, coś nie z tej ziemi i to było całkowicie materialne. Mój syn to też widział. – twierdziła.
Po towarzyskim spotkaniu, które odbyło się zupełnie spontanicznie, p. Teresa wyruszyła w drogę w późnych godzinach wieczornych. Nawigacja pokazywała jej jakąś godzinę do celu podróży, jechała gminnymi drogami, mijając po drodze co róż niewielkie miejscowości. Znużony całym intensywnie spędzonym dniem syn usnął na przednim siedzeniu auta. Nawigacja auta wskazywała, że za 10km dojadą do autostrady, z której już szybko przemieszczą się w stronę miejsca docelowego. Auto minęło wioskę Dąbie i w pewnym momencie świadek dojrzała w przedniej szybie przemieszczającą się nad drogą elipsę, którą z początku wzięła za jakiś dron. Obiekt wyłonił się zza drzew po lewej stronie jezdni i naraz skrył się za koronami drzew po prawej stronie. Nagle skręcił pod kątem 90 stopni i zaczął lecieć wzdłuż drogi w przeciwnym kierunku do jazdy pojazdu. Pani Teresa miała obiekt ,,jak na dłoni” po prawej stronie. Majestatycznie sunął po prawej stronie. Z uwagą lustrowała każdy detal na jego powierzchni i analizowała w głowie, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Kiedy doszło do niej, że to chyba ,,najprawdziwsze UFO”, nie zawahała się zbudzić syna, aby mieć dowód, że na skutek zmęczenia nie doświadcza jakiś majaków.
Rys. świadka. Moment przelotu nad ulicą |
Obiekt przelatuje wzdłuż drogi, między drzewami. Rys. p. Teresy |
Mapka miejsca zdarzenia |
To leciało tak wolno, że można było się spokojnie przyjrzeć. – relacjonowała p. Teresa. Obiekt był wielki, miał długość 1,5 porządnego autokaru (sugerowana wielkość 20m. – przyp. Autora). Leciał tuż za linią drzew, przy ulicy, tuż nad polem i jakby chciał tam lądować, bo obniżał lot. Widzieliśmy dokładnie, bo akurat drzew nie było, w takim długim prześwicie, jak na ekranie w kinie. Światła na górze i dole ustawione w okręgu. Na górnym odwróconym do góry dnem talerzu były okna, ja mówię 3, a syn - 4 prostokątne, połączone ze sobą, w środku lekkie światło. Jak mi zniknęło z pola widzenia byłam przekonana, że to wylądowało. Zapytałam, synek, widzisz to jeszcze? Był bliżej obiektu, mógł się jeszcze wychylić, bo był po tej stronie auta. Nie mama, zniknęło - powiedział. Byłam pewna, że Jemu zniknęło sprzed oczu, bo zniknęło za drzewem i wylądowało na polu. Nie bałam się, jednak przez głowę przelatywały myśli, co zrobić...cofnąć auto i zobaczyć, gdzie to wylądowało? Wyjść z auta i cofnąć się, aby zobaczyć czy wylądowało. Spojrzałam na syna, 23.00, ciemno, sama z Nim...nie odważyłam się, pomyślałam o Jego bezpieczeństwie. Odpaliłam auto i ruszyłam dalej. Rozmawialiśmy, opisywaliśmy co widzieliśmy. Syn do mnie...mama, wiesz, że nam nikt nie uwierzy? Do celu mieliśmy jeszcze godzinę jazdy. Synek mi zasnął. Rozbiłam namiot i go przeniosłam, usnąć nie mogłam. Rano pytam, czy pamięta co widzieliśmy. Tak, pamiętał. Dałam kartkę i ołówek, i mówię - namaluj co pamiętasz, a ja namaluję swoje. Rysunki są niemal identyczne. Analizujemy je, a ja pytam, opowiedz od początku do końca co widziałeś. Okazało się, że Mu to nie zniknęło jak mi z pola widzenia. Opisał to tak- że nagle zniknęło, tak uciekło jak na bajkach. Z prędkością światła odleciało i widać było tylko taką srebrną kreskę. I mama...ja mam takie oko, że widziałem jego kontem, jak się coś pojawiło na niebie tam, gdzie to uciekło. Popatrzyłem, a tam zrobiła się nowa gwiazda.
W trakcie rozmowy ze świadkiem udało się ustalić, że w trakcie obserwacji obiekt wytwarzał charakterystyczny dźwięk, co wskazywało zdaniem świadka, że jest to mechaniczny pojazd. Miałam delikatnie spuszczoną przednią szybę od pasażera i obydwoje słyszeliśmy delikatny dźwięk dochodzący z obiektu. Przypominał ciche turkotanie traktora. – mówiła.
Z relacji świadka nic nie wskazuje, że podczas tej krótkiej, trwającej zaledwie kilkanaście sekund, obserwacji doszło do jakiejś utraty czasu. Nie stwierdzono również wpływu zjawiska na pojazd. P. Teresa zatrzymała auto na chwilę, wyłączyła silnik i po odlocie UFO nie miała problemu, aby go ponownie zapalić. Telefon miałam wyłączony, bo korzystałam z nawigacji samochodowej. Zegarek w aucie nie spóźniał się, kontrolowałam czas na nawigacji. – zeznała w rozmowie. Czy zachowanie obiektu mogło wskazywać, że w pewnym momencie zainteresował się autem p. Teresy, kiedy dokonał nagłego skrętu 90 stopni w prawo, w stronę jezdni? Czemu miał służyć teatralny przelot z bliskiej odległości do jezdni, na tyle bliski, że świadkowie mogli dostrzec najmniejszy detal na obiekcie? Czy było to lustrowanie kogoś, kogo nie miało w tym miejscu być? Możemy tylko snuć domysły. P. Teresa na koniec pokusiła się na ciekawą konkluzję.
Przez długi czas trapiło mnie pytanie, czy znaleźliśmy się tam przypadkiem? Myślę, że dla nich było to może zaskoczenie, ale kto wie, czy dla mnie nie przeznaczanie. Ten mój nieplanowany postój u koleżanki i podróż nocą. Nie ukrywam, że byłam znużona całym dniem. Nie wiem, czemu nawigacja poprowadziła mnie najpierw przez te wszystkie niewielkie miejscowości, a nie od razu na główną drogę. Coś mnie ściągnęło w tamto miejsce? Może pozwoliło mnie uchronić przed wypadkiem? Byłam zmęczona i bałam się, że usnę za kółkiem, a pojawienie się UFO momentalnie postawiło mnie na nogi.
Czy kontakt z czymś nie z tej Ziemi zadziałał, jak dźwignia przyczynowo-skutkowa? To pytanie pozostawmy otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz