środa, 4 listopada 2020

Synchroniczne przypadki śmierci

Historie o ,,nocnych gościach”, zdarzenia o charakterze paranormalnym zwiastujące nadchodzącą tragedię lub śmierć bliskich (pukanie do drzwi, stający zegar, pęknięta waza w salonie), to dla wielu przejaw zabobonów i czysta egzotyka, osadzona mocno na wybujałej fantazji lub przejaw zaburzeń psychicznych lub sennych. Wiele tego typu przypadków trudno jednak zrzucić na karb ludzkiej psychiki, która lubi nam płatać czasami figle.

Bardzo często zdarzenia te są realne i ich uczestnikami są nie tylko pojedyncze osoby; doświadcza je czasami także grupa osób. Pytanie, jakie nasuwa się na wstępie: to, czy osoby je doświadczające same generują zjawiska anomalne, czy też stoi za tym nadrzędna siła, która uaktywnia się w danym momencie.


O tym, jak bardzo tego typu zdarzenia są wyrazem szczególnej koincydencji i są przyczynkiem silnego ładunku emocjonalnego (wówczas, gdy elementy przyczynowo – skutkowe zostaną ze sobą połączone w momencie, jak dochodzi do czyjeś śmierci), mogła przekonać się nieżyjąca już p. Barbara z Białegostoku. O swoim przeżyciu opowiedziała swojemu synowi. Dzięki niemu mogliśmy poznać historię, która nosi w sobie bardzo wiele elementów paranormalnych.

 

,,Zdarzenie miało miejsce w maju 1996 roku, w mieszkaniu mojej nieżyjącej już Mamy w Białymstoku. Opisywałem je już kiedyś na którymś forum, bodajże kończącym jakiś artykuł o tzw. "cienistych ludziach" czyli "shadow people". Może zacznijmy od tragicznej, samobójczej śmierci mojego brata na początku maja 1996 roku. Ja byłem wtedy za granicą i nie mogłem z pewnych powodów przyjechać na pogrzeb. Jakiś czas po pogrzebie (około 2-3 tygodnie) moja Mama podczas rozmowy telefonicznej powiedziała mi bardzo tajemniczym i cichym głosem: 

-       No tak, ale my tu przed tym wszystkim (tzn. przed śmiercią brata) mieliśmy  G o ś c i a ....

 

Postać mężczyzny w domu

 

Ostatnie słowo " gościa" moja Mama wypowiedziała prawie jakby ze strachem. Przez chwilę nie rozumiałem o co jej może chodzić i prosiłem żeby to wyjaśniła, ale ona nie chciała mówić wtedy o tym przy mojej małej siostrze, która była w domu. Opowiedziała mi dopiero całe wydarzenie jakiś czas później gdy siostry nie było w domu, gdy zadzwoniłem ponownie.

 

To wydarzyło się parę dni przed śmiercią mojego brata (Mama mówiła 3 może 4 dni przed). Mama spała sama w najmniejszym z pokoi jej mieszkania w bloku. Było już nad ranem i robiło się widno (początek maja). Nagle obudził ją jakiś silny ucisk na nogi. Mama powiedziała, że początkowo myślała, iż ktoś usiadł jej na nogi - tymczasem otwierając oczy zobaczyła tę postać. Była ona bardzo ciemna, ale nie czarna i przypominała mężczyznę. Mimo, że nie było widać rysów twarzy, Mama utrzymywała, że postać ta przedstawiała mężczyznę. Umiejscowiona ona była jakby na nogach Mamy, jakby stała na nich... Mama była przerażona ! Jedyne co przyszło jej w tym momencie do głowy to modlitwa ,więc momentalnie zaczęła się  modlić... Postać pozostała na swoim miejscu przez parę chwil, po czym bezgłośnie uniosła się i płynnym, spokojnym i powolnym ruchem oddaliła się w kierunku blisko stojącej szafy- następnie jak gdyby weszła w nią  i znikła !

 

Gdy przerażenie minęło przyszedł szok i niedowierzanie - co to mogło być ? Zastanawiała się Mama... Jako ,że była już wówczas wdową postanowiła opowiedzieć o tym zdarzeniu tylko swojemu najlepszemu koledze w pracy. Ten wysłuchawszy całej historii powiedział:

-  Wiesz co ?  ..... Coś ci powiem .... Albo coś się wydarzy niedługo bardzo dobrego, albo bardzo złego...

 

Parę dni później mój brat popełnił samobójstwo. Historia ta nurtowała mnie latami. Jakiś czas później dowiedziałem się o tzw. shadow people. Te zjawiska pod różnymi postaciami są znane już powszechnie na całym świecie. Rozmawiałem często o tym zdarzeniu z moją żoną, w końcu zawsze dochodzimy zawsze do jednego i tego samego wniosku, jak mawiała moja babcia : ,,coś jest ,ale nie wiadomo co to jest ...”.

 

Czy powyższe zdarzenie zupełnie przypadkiem poprzedziło samobójczą śmierć syna? Było zwykłym zaburzeniem sennym? Należy w tym miejscu podkreślić, że część takich przypadków współczesna nauka jest w stanie wyjaśnić.  Za tego typu stany odpowiadają czasami omamy hipnagogiczne – doznania halucynogenne, występujące tuż przed zaśnięciem. W tym przypadku przeżycie p. Barbary było jednak bardzo rzeczywiste. Z resztą, z relacji wynikało, że została ona przez coś wybudzona i później długo nie mogła zasnąć. Trudno więc utożsamiać jej doznanie z ,,przeżyciem na jawie”.

 

Bardzo podobne przeżycie rozegrało się w moim bliskim kręgu rodzinnym w miejscowości Kłaczyna, w lipcu 2020 r. Krzysztof W., lat 74, około godziny 23. spał w swoim łóżku, jego żona Maria, brała akurat prysznic w łazience. W pewnym momencie Krzysztof przebudził się i usłyszał kroki w mieszkaniu. Było ciemno i wzrok nie mógł się przyzwyczaić do ciemności, ale po chwili ujrzał unoszącą się w powietrzu postać.

 

,,Wysoki mężczyzna, zakapturzony, nie widziałem jego twarzy, przez moment myślałem, że to mój wnuczek śpiący piętro niżej wszedł do naszego mieszkania i robił sobie żarty. Miałem pełną swobodę ciała, więc podniosłem się z łóżka i zawołałem ,,Olaf to ty, ale nie było odpowiedzi”. Postać sunęła w stronę drzwi, przeleciała i zaraz za nią zatrzasnęły się drzwi z hukiem. Wstałem i poszedłem za nią, ale już nic nie był widać. Otworzyłem drzwi do łazienki i mówię do żony, że coś widziałem, ale ta mi nie uwierzyła”.

 

Ten paranormalny epizod miał swoje brzemienne skutki. Dwa tygodnie później umiera w szpitalu syn chrzestny żony Krzysztofa W. w bardzo młodym wieku – 54 lat. Lekarze orzekają problemy układu krążeniowo-oddechowego. Trzy miesiące później, 25 października, umiera Krzysztof W. w legnickim szpitalu. Pytanie brzmi: czy lewitująca w mieszkaniu zjawa była zapowiedzią czyjeś śmierci, czy to zwykły przypadek? A może borykający się z licznymi chorobami Krzysztof W. powoli otwierał swoją świadomość na rzeczywistość niejawną i zaczynał doznawać zdarzeń, które w mniemaniu naszego folkloru ludowego są zwiastunami śmierci?

Trudno w tym przypadku znaleźć jakąś wspólną wykładnię. Zdarzenia tego typu są bardzo skomplikowane w interpretacji. Zwłaszcza, gdy mówimy o osobach, które stykają się z zgoła odmiennymi zjawiskami, jak bliskie spotkania z UFO i abdukcjami. Im też częstą towarzyszą ,,nocne zjawy”, choć wyglądają identycznie, jak w zdarzeniu z Białymstoku, czy Kłaczyny, dowodzą, że w świadomości ich uczestników budzi się jakaś sfera sensytywności, która otwiera ich jaźń na inne płaszczyzny rzeczywistości i służy jakiemuś nam bliżej niezrozumiałemu procesowi poznawczemu.

 Wydarzenia, które zwiastują śmierć nie zawsze oparte są na scenariuszu ,,sennych wizji”. Niekiedy rozgrywają się na otwartej przestrzeni i ich świadkami jest grupa osób. Bardzo ciekawą historię udało mi się udokumentować w miejscowości Godzięcin (woj. dolnośląskie), której poświęciłem osobne opracowanie na moim blogu (Spotkanie z tajemniczą postacią w Godzięcinie).

 Bałwan ze śniegu

 W październiku 2010 r. p. Grażyna zaobserwowała przed swoim domem tajemniczą postać, która przeraziła ją do szpiku kości.

 ,,Nocą często wychodzę na papierosa przed dom”. – relacjonowała. ,,Tej nocy nie mogłam usnąć. Najpierw wstałam do kuchni aby coś przegryźć, za chwilę zrobiła mi się ochota na papierosa. Założyłam kurtkę, otworzyłam frontowe drzwi i stanęłam, jak wryta. Tuż przede mną, dosłownie 1,5 m. stała jakaś postać. Nasz ganek jest oświetlony dobrze nocą przez lampę uliczną więc postać od razu rzuciła się w oczy. W zasadzie to najpierw stanęły mi wszystkie włosy dęba, a za chwilę zobaczyłam to coś. Postać miała jakieś 1,6 m. wzrostu i była ciemnobrązowego koloru, ale z większą przewagą czerni. Nie widziałam rąk, nóg, ani innych części ciała. Rzucała się w oczy wyraźnie okrągła głowa. Nie było jednak widać jakieś twarzy. Postać wyglądała jak bałwan ze śniegu. Nie wiem czy unosiła się lekko nad ziemią, czy też stała na ziemi. Na pewno nie było widać, aby miała jakieś nogi. Stanęłam jak wryta i o mały włos nie zadławiłam się kawałkiem jeszcze przeżuwanego chleba w buzi. Co sił pognałam do domu z krzykiem, budząc resztę domowników. Gdy mój syn wyszedł na zewnątrz postaci już nie było widać. Znikła.”




 Nikt inny z domowników nie ujrzał już postaci, która przeraziła p. Grażynę. Jedynie pies syna p. Grażyny, wybiegając na ganek, zaczął zachowywać się dziwnie. Obwąchiwał miejsce zdarzenia z przejęciem i zaraz szybko wycofał się, wyraźnie czymś zaniepokojony do domu.

 Następnego dnia dowiedziałam się, że brat mojego męża zmarł. Kto wie, może to on przyszedł się pożegnać. Jestem w stanie w to uwierzyć. Gdyż dokładnie taką samą postać widziałam kiedyś przed swoim łóżkiem, parę dni po tym, jak zmarła mi moja mama. Obudził mnie w nocy przerażający chłód na twarzy aż wszystkie włosy stanęły mi dęba. Byłam cała przykryta kołdrą, a twarz zrobiła mi się naraz zimna, jak skała. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ciemną postać. Wyglądała, jak ta z przed ganka. Wzrost 1,2 m., brak kończyn, tylko wyraźnie wyodrębniona okrągła głowa. Sparaliżowało mnie i gdy zamknęłam i ponownie otworzyłam oczy, to tej postaci już nie było. Znikła. Chłód z twarzy zniknął, ale włosy jeszcze przez chwilę stały mi dęba” – opowiadała p. Barbara.

 Obydwa swoje przeżycia świadek tłumaczy w kontekście paranormalnym. Jest osobą religijną i wierzy w zaświaty. Zna podobne opowieści, jak zmarli odwiedzali swoich bliskich. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że jej przeżycie miało właśnie takie podłoże.

 

Pościg demona po lesie

 

Inna historia, opisana wcześniej na moim blogu, dotyczy szczególnie interesującego zdarzenia, jakie miało miejsce w miejscowości Huta na Dolnym Śląsku. W rejonie Gór Sudetów znajduje się znany wielu turystom zakątek Droga Zbłąkanych Wędrowców (rejon Gór Bystrzyckich), to właśnie tam w lipcu 1987 r. doszło do bardzo bliskiego spotkania z demoniczną istotą przez grupę młodych ludzi, wracających nocą przez las do domu znajomego, nieopodal miejscowości Huta. W pewnym momencie zaczęła przybliżać się do nich lewitująca postać odziana w ciemną pelerynę. Istota ,,nękała” grupkę osób, raz zbliżając się, raz oddalając się od nich. Pojawiała się i naraz znikała. Przerażenie potęgowało szczególnie moment, gdy grupka osób chwytała się za ręce. Wówczas istota emitowała jasne światło ze swoich oczu. Gdy znaleźli się przed domem kolegi, doszło wówczas do kulminacji zdarzenia. Istota zbliżyła się na odległość aż 30 m. do świadków. Znikła, gdy z innej strony drogi nadjechali znajomi na motorach. Sprawa ta została wyczerpująco opisana na moim blogu. W kontekście opisywanych w niniejszym opracowaniu przypadków, to zdarzenie jest interesujące ze względu na występujące przypadki anomalne, jakie miały miejsce po wydarzeniach z Huty. Małgorzata, główny świadek zdarzenia, wspominała mi później, że ,,emocjonalnie związała się z tą postacią na lata”. Trauma tego zdarzenia osadziła się w jej psychice na trwałe. Spotykała dokładnie tak samo wyglądająca istotę wielokrotnie we snach, czasami w rzeczywistości, innym razem po prostu czuła jej obecność.

 ,,Za każdym razem kiedy się ona nam śniła, ktoś bliski umierał. Jedna z osób, która się mocno przed tymi doświadczeniami broniła – zmarła. Ja po jakimś czasie przestałam to przeżywać, bardziej się otworzyłam na świat” – opowiadała Małgorzata.

Kolejny raz spotykamy się z przypadkiem, w którym anomalne zjawisko zwiastuje nadchodzące zdarzenia związane ze śmiercią. Interesujące jest tutaj wystąpienie we świadku przewartościowania własnej osobowości. Małgorzata traktowała zetknięcie z istotą, jako ,,drzwi do percepcji”. Dzięki temu otworzyła się bardziej na świat i ludzi, stała się bardziej sensytywna i empatyczna. Jest to szczególnie interesujące, gdy porównany to do zdarzeń abdukcji ludzki, którzy stykali się z siłą (utożsamiającą się w tym przypadku jako kosmiczna) i mimo towarzyszących temu traumatycznych doznań, zaczynały odczuwać sympatię do odwiedzających je istot. Otwierały się na świat duchowy i czuły, że stanowią jedność z Kosmosem. Na ten szczegół wielokrotnie zwracał uwagę badający te przypadki psychiatra z Harwadru, John Mack. W nomenklaturze psychologii określa się to jako syndrom sztokholmski.

 

Do tego wątku jeszcze wrócimy. W tym miejscu nie wolno jednak a priori odrzucać zdarzeń, w których dochodzi do traumatycznych wydarzeń, a ich zwiastunem są anomalne zdarzenia. Analizując takie przypadki, sięgamy do samej głębi ludzkiej psychiki. Dostrzegamy jednocześnie, że na takich incydentach budują się ludzkie wierzenia. Anomalia staje się wówczas integralną częścią kulturowo – religijną człowieka. Analizując folklor ludowy dostrzeżemy wiele analogii do tego, o czym jest tutaj mowa. Ludowe wierzenia są wręcz naszpikowane opowieściami o demonicznych postaciach zwiastujących śmierć. Mowa jest o pukaniu do okien i drzwi, o pękających wazonach, stającym zegarze na ścianie. Przyczyna fizyczna jest tutaj elementem skutku, czyli śmierci bądź na odwrót. Śmierć prekoginacyjnie ,,objawia się” po przez zwiastujące znaki. Wszystko jest jakby ze sobą powiązane jakąś nicią. Dla nas z racjonalnego punktu widzenia niezrozumiałą. 

 Seria tragedii w Wałbrzychu

W kontekście omawianych tu przypadków nie podobna wspomnieć o szalenie interesującej sprawie, jaka rozegrała się w jednej z wałbrzyskich kamienic w 1987 r.  Doszło to tam do serii tragicznych wydarzeń, które poprzedziło niezwykłe zjawisko. Był nim świadkiem Mateusz, wówczas mały chłopiec, przeżył coś, co zmieniło jego życie na zawsze.

,Moja rodzina, w której się wychowywałem, to była czysta patologia. Będąc dzieckiem, planowałem nawet pozbyć się mojego ojczyma. Ale oczywiście to był tylko przejaw dziecięcej nienawiści, który nie mógł się z iścić. Ale do czego zmierzam ? To, co widziałem, zadziałało, jakby zgodnie z moją wolą. Mój ojczym wpuścił, to coś do domu i to zapoczątkowało spirale. Finalnie mój ojczym się powiesił. Tak więc niejako mój cel został zrealizowany. Ale oczywiście to tylko takie moje domysły. Jestem w stanie przeanalizować wszystko, co dotyczyło tamtej sytuacji. Zawsze, jak to wspominam mam gęsią skórkę, co utwierdza mnie w przekonaniu, że to było realne zdarzenie i nie przejawiało dobrych intencji.

 

W styczniu 1989 roku zmarła moja matka, trzy miesiące potem mój ojczym we więzieniu przez powieszenie. To wydarzyło się rok lub dwa lata wcześniej. Ja i moja rodzina podeszliśmy do incydentu dość lekko. Dopiero później ja połączyłem ze sobą fakty. Kiedy mój ojczym podchodził do okna, on tego nie widział. Jedyną osobą, która to widziała byłem ja.

Zaczęło się od pukania w okno. Moje łóżko, na którym leżałem znajdowało się tuż przy nim. Mieszkanie było usytuowane na parterze. Często się zdarzało, że jakiś kolega mojego ojczyma, przechodząc ulicą pukał do okna i takie było też pierwsze skojarzenie. Pukanie, co pół, może co minutę. Nie pamiętam za którym puknięciem zdecydowałem podnieść się z łóżka. Obok leżał mój brat, ale on nie zareagował, choć słyszał pukanie. Odsłoniłem zasłonę i zamiast stojącego człowieka, zobaczyłem wiszącą w powietrzu głowę, mniej więcej na wysokości, na jakiej mogła znajdować się w tym miejscu głowa stojącego wysokiego mężczyzny. Zdębiałem z wrażenia. Głowa miała owalny kształt i emanowała światłem. W środku twarzy nie było nic widać, ani oczu, nosa. To był tylko zarys świecącej twarzy. To było bardzo jasne światło, ale co ciekawe nie raziło. Nie odbijało się też od niczego. Choć było już ciemno i padał deszcz, to nie widziałem, aby oświetlało okolicę. Nie odbijało się od szyby, ani koturny. Postać była w pierwszym planie za szybą, z tyłu za nią było widać całe otoczenie. Mogła znajdować się od okna około 1 metra. Trudno mi powiedzieć, jak długo na to patrzyłem. To była raczej chwila. Jak powiedziałem bratu, co widziałem, to tak się przestraszył, że nawet nie śmiał zaglądać przez okno.

 


Mój ojczym był z natury leniwy, więc od razu nie podszedł do okna. Moja mama nawet zakomunikowała, że to pewnie jakiś pijaczyna dobija się do okna. W pewnym momencie ciekawość wzięła górę i kiedy podchodził już do okna, to usłyszeliśmy kolejne stuknięcie. Ojczym wyjrzał przez zasłonę, ale nic nie zobaczył. Po czym wrócił do łóżka, twierdząc że pewnie już ktoś uciekł. Za chwilę znów było słychać pukanie. W tedy już się zezłościł. Pod łóżkiem trzymał taką sprężynę. W związku z tym, że w domu często dochodziło do burt pijackich, on potrafił z tym narzędziem startować do policji. W tedy sięgnął po nie, wstał i wyszedł z pokoju do kuchni, na korytarz i na podwórze. Słyszałem, jak otwiera się zasuwa i w tym momencie to było już ostatnie puknięcie. Obszedł budynek do okna i po chwili wrócił z powrotem do domu, twierdząc, że nic nie widział”.

Zadziwiające, że zdarzenie to poprzedziło spirale zła. W przeciągu 3 – 5 miesięcy w kamienicy dochodzi do serii tragicznych morderstw i śmierci.

Trzy osoby na ostatnim piętrze zmarły zaraz po tym od zatrucia alkoholowego. Piętro niżej facet pobił swoją żonę tak, że ta trafiła do szpitala i zmarła. Później w mieszkaniu po drugiej stronie zagazowała się starsza kobieta. Te wydarzenia rozegrały się w odstępie 3 – 5 miesięcy od tego wydarzenia. Ostatnim incydentem była sytuacja w domu. Pod wpływem alkoholu, mój ojczym, w jakimś ferworze nienawiści, zadał kilka śmiertelnych ciosów nożem mojej mamie. Co ciekawe, to miało miejsce na łóżku, na którym ja spałem i z którego obserwowałem wiszącą przez okno ,,głowę”. Po tym mój ojczym trafił do więzienia i trzy miesiące później powiesił się w celi” – wspominał Mateusz.

Interesujące, że incydent wałbrzyski czerpie pełnymi garściami z folkloru ludowego. Nie będzie więc zaskoczeniem, że polska literatura etnograficzna często wspomina o uosobieniu śmierci w demonicznym kontekście, gdy mowa jest o ,,zapowiedziach czyjeś śmierci”. Z bardzo zróżnicowanym opisem śmierci, która oznajmiała ludziom nadchodzące odejście spotykamy się w zależności od regionu. Jak pisze Adam Fiszher w książce ,,Kaszubi na tle etnografji Polski”, ,,Śmierć, wedle dawnych wierzeń kaszubskich, jest to blada niewiasta w białym odzieniu, pukająca do domów, w których ma umrzeć ktoś do trzech dni.  (…) Lud nadrabski utrzymuje, iż w przeddzień zgonu człowieka puka ona (jasna pani bieleńska – przyp. Autora) trzykrotnie w okno dotyczącego domu, a również w Działdkowie wierzą, że śmierć przychodzi przez trzy wieczory z rzędu i puka do okna, by oznajmić o zgonie”. Fiszher piszę również o zabiegach ludowych, mających na celu ochronę rodziny przez istotami demonicznymi. ,,Wedle wierzeń kaszubskich można się przed morem uchronić w ten sposób,  że sześć dziewcząt nagich musi się zaprząc do pługa, powozić musi wdowa, która przez siedem lat żyła uczciwie we wdowim stanie, popędzać zaprząg ma czysty młodzieniec, a inny ma pilnować rzeczy”.  

Kto puka do okna i drzwi ?

Badaczom folkloru znane są sprawy z tzw. ,,wpuszczenie demona do domu”. Objawia się to po przez pukanie do okien i drzwi. Jeśli ktoś otworzy drzwi, wówczas może narazić siebie i swoich bliskich na niebezpieczeństwo, gdyż ,,wpuści” demona do domu. Poniżej opis przypadku, w którym pojawia się po raz kolejny motyw pukania do okna. Doświadczyła go pewna kobieta przebywająca na emigracji w Niemczech:

,,Historię tę przeżyłam 15 lat temu. Byłam w długoletnim związku. Krótko przed moimi imieninami byliśmy razem w odwiedzinach u mojej mamy. Mój mąż postanowił pojechać po zakupy do Berlina, gdzie mieszkaliśmy na stałe. Wówczas nie było jeszcze takiego wyboru towarów w sklepach, jak dziś. W naszym związku było wtedy od jakiegoś czasu nieco "kryzysowo". Tego dnia też się ostro pokłóciliśmy. A ja, jeśli byłam przekonana o swojej racji, nie przychodziłam pierwsza z przeprosinami, tylko czekałam na ten gest od męża. Mąż pojechał, a ja tego dnia obiecałam siostrze, że zaopiekuję się jej córkami (starsza miała wówczas 10,a młodsza 5 lat). Mniej więcej między godziną 22, a 23 tego wieczoru usłyszałyśmy wszystkie głośne pukanie do okna. Nie pamiętam czy 3, czy 2 razy ktoś? coś? zapukało w szybę. Mocno, choć spokojnie, wolno, ale zdecydowanie. Pamiętam, że byłam zdumiona i lekko przestraszona, ponieważ mamy mieszkanie znajdowało się na 1 piętrze!! Prawdopodobnie zaczęła pracować moja podświadomość, bo jednak, pod wpływem tego incydentu przemogłam się i zadzwoniłam do męża, do Berlina. Na szczęście zastałam go w domu. Rozmawialiśmy krótko, zapytałam, czy wszystko jest w porządku. Potwierdził i powiedział, że będzie następnego dnia wieczorem. Pożegnaliśmy się, może nie tak jak zwykle, ale jednak ciepło. To była nasza ostatnia rozmowa. Mąż zmarł jeszcze tej samej nocy, około godziny 3.

Od tej pory wiem, że jest inny wymiar, że ktoś się "tam" nami opiekuje. To nie jest kwestia wiary. Ja to wiem”.

Inna sprawa, jaką udało mi się udokumentować, rozegrała się w Legnicy na czwartym piętrze 10 – piętrowego bloku. Przebywająca w mieszkaniu pewna rodzina usłyszała nagle głośne pukanie do drzwi. ,,Kiedy podeszłam do drzwi i spojrzałam przez zernik” – mówiła Maria, świadek zdarzenia. - ,,nic nie widziałam. Ale po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Przestraszyłam się i odsunęłam się od drzwi. Ktoś, kto pukał był albo niskiego wzrostu, albo był to duch, bo nikogo nie było widać. Nie minęła godzina, gdy tym razem już nie pukanie, ale dzwonek do drzwi zaświergotał i postawił znów wszystkich na nogi. To był nasz sąsiad, który przyszedł zakomunikować nam, że właśnie zmarła nasza dobra sąsiadka z siódmego piętra. Czyżby wcześniejsze pukanie do drzwi było jej pożegnaniem się z nami ?”

Czy współczesne przypadki – jak żywo przypominające spisane przez folklorystów relacje entograficzne – dowodzą, że jest to archetypowe wyobrażenie siły, która kolektywnie oddziałuje na naszą świadomość ?

Myślenie relatywistyczne, które zgodnie z doktryną naukową opiera się na analizie statystycznej, traktuje zbieżność dwóch wydarzeń jako czysty przypadek. Na tym segmencie (przyczynowo – skutkowym) bazuje cała nauka. Pomija ona aspekt psychologiczny, który może czasami całkowicie odbiegać od prawideł statystycznych. Analizując takie zdarzenia trzeba niestety wyjść poza obszar rozumowania przyczynowo – skutkowego. Koincydencja być może dla fizyki klasycznej to efekt niskiego prawdopodobieństwa, spychająca omawiane tu przypadki do sfery intuicji, przypadku i nadinterpretacji.  Ich występowanie podtrzymuje i umacnia tylko mistyczno – religijne doznania, ugruntowując jeszcze bardziej ezoteryczne i zabobonne wierzenia, których – o dziwo – mimo tak wysokiego postępu nauki i racjonalizmu nie potrafimy się do końca wyzbyć. Natomiast dla osób parających się zagadnieniami ,,psychologii głębi” i fizyki kwantowej występowanie w dwóch zjawisk – zdarzeń w krótkim odstępie czasowym, może mieć dla obserwatora istotne znaczenie. Instrumentem napędzającym je jest ludzka świadomość.

Synchroniczność Junga

Szwajcarski psychiatra i psycholog, Carl Gustaw Jung, wspominał niegdyś, że kiedy zajmował się przypadkiem pewnej kobiety, cierpiącej na pewne dolegliwości psychiczne, w jednej z rozmów, kobieta wspomniała mu, że śnił jej się skarabeusz. Co ciekawe, w oknie gabinetu Junga, podczas tej rozmowy, pojawił się nieoczekiwanie skarabeusz, pospolity złotawiec (Cetonia aurata). Jung nie mógł wyjść z podziwu tego przedziwnego zbiegu okoliczności. Był to dla niego szczególny przypadek koincydencji nie mający pokrycia w znaczeniu przyczynowo – skutkowym. W nawiązaniu do powyższego zdarzenia Jung ukuł teorię, którą nazwał synchronicznością. Według Junga zasada przyczynowości była niepełna i uzupełnia ją hipoteza na gruncie psychologicznym, czyli zasada synchroniczności. Zakładała ona, że pojawienie się dwóch zjawisk, zdarzeń lub stanów psychicznych, mają dla swojego obserwatora wspólne znaczenie, ale nie są ze sobą powiązane przyczynowo. Przyczynowość opiera się na prawach fizyki – jest to relacja między skutkiem a przyczyną. Dla Junga synchroniczność była bardziej przejawem koincydencji (czegoś na podobieństwo omenu), Synchroniczności nie da się przewidzieć, można je jedynie odkryć lub doświadczyć. Świadome ego – według Junga – może być czasami prowadzone  przez synchroniczność archetypów jako przejaw domniemanej zbiorowej nieświadomości.

Jung zakładał, że koncepcja synchroniczności przejawia funkcję transcendentalne (symboliczne) i nastawia się na jakiś cel; dąży do ugruntowania jakieś wiedzy, uświadomienia czegoś. Często wydaje się nam to niezrozumiałe. Szczególnie dla osób, które przykładowo przeżyły abdukcje. Paradoksalnie trauma związana z tymi wydarzeniami otwiera w uczestniku takich wydarzeń oczy na świat. Ludzie, ci zaczynają bardziej świadomie myśleć i patrzeć na świat. Czują transcendentalną więź ze światem. Kiedy przypomnimy sobie przypadek z Huty i Wałbrzycha, z łatwością dostrzeżemy te paralele. Małgorzata była świadoma tego, że spotkanie z demoniczną postacią odmieniło jej życie, stała się bardziej sensytywna i empatyczna. Z kolei Mateusz uświadomił sobie realność zjawisk paranormalnych i nauczył się łączyć je ze swoim życiem codziennym. Omawiane tu stany zmian osobowościowych momentami przypominają doznania osób zażywających narkotyki.

Przypadek ze skarabeuszem u Junga odegrał również istotną rolę w terapii pacjentki. Sen o skarabeuszu był przełomem w jej leczeniu.

Wynika z tego, że zjawisko fizyczne jako symbol odgrywa tutaj rolę metafizyczną i jest składnikiem budującym emocjonalno – poznawczą treść, która indywidualnie odgrywa jakieś znaczenie dla obserwatora. Siła jaka kryje się za jungowską zbiorową nieświadomością chce nas więc czegoś nauczyć. A więc posiada aparat samoregulacji i celowych tendencji rozwojowych.

Kto przenika do naszych umysłów ?

John Keel, amerykański badacz zjawisk nieznanych, utożsamiał zbiorową nieświadomość Junga z hipotezą superspektrum. Uznając, że jest to siła, balansująca na granicy fizycznych i nie fizycznych pól, która integralnie współgra z naszą świadomością i ma wpisany w sobie mechanizm ingerencji i regulacji ludzkiej świadomości. Co ciekawe, ludzie o szczególnych zdolnościach paranormalnych mogli sami wejść z nią w kontaktach i czerpać z tego korzyści. Zdaniem Keela siła ta była zwodnicza, a czasami nawet niebezpieczna. Posiłkując się wzorcami archetypowymi, posiada umiejętność wiedzy apriorycznej. Aby uzyskać taki stan musi zaistnieć szczególny stan transcedentalny.

Współpracują z Jungiem szwajcarska psycholog, Jolande Jakobi, tłumaczyła, że musi zaistnieć pewien proces myślowy, czynnik sprawczy, aby nieświadomość mogła uaktywnić się w ludzkim psyche. Takim induktorem może być rytuał religijny, modlitwa, czy też inny rodzaj stanu emocjonalnego, który obniża świadomość jednostki i otwiera się na nieświadomość. Ciekawe, nieprawdaż ?

W tym miejscu zdarzenia paranormalne, tj. pukanie do okna, drzwi, obserwacja istoty jest być może projekcją nieświadomości jungowskiej w psychice człowieka. To, że poprzedza ona wydarzenia tragiczne ma znaczenie drugorzędne. W przypadku takich zjawisk czas nie odgrywa tutaj żadnego znaczenia i wiedział o tym Jung tworzącą swoją teorię synchroniczności. Współczesna fizyka kwantowa dowodzi dokładnie to samo. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość stanowią jedność w naszym środowisku czasoprzestrzennym i są wytworem ludzkiego rozumowania świata. Wskazywał na to w swoich teoriach David Bohm. Ten uchodzący dziś za najwybitniejszego fizyka teoretycznego naszych czasów, naukowiec zakładał, że pod powierzchnią postrzeganej przez nas rzeczywistości musi istnieć jakiś ,,porządek ukryty”. My – swoją świadomością – jesteśmy powiązani z nim. Porządek niejawny jest systemem wielopoziomowym, stanowi źródło i podstawę jedności materii i świadomości. Bohm dostrzegał w tym formę jakieś super-inteligencji, która uporządkowała świat. Był jednak daleki od eufemistycznych rozważań na temat Boga – twórcy Wszechświata. Zakładał bardziej, iż jest to system samokontrolujący się, którego zmienną, porządkującą chaos kwantowy jest informacja. Wszystko ma więc charakter holonomiczny. Porządek jawny i ukryty stanowi dynamicznie rozwijającą się całość. Stąd panujący w świecie fizyki kwantowej paradygmat, iż całość w jakimś sensie jest obecna w każdej cząsteczce. Nie da się zamknąć elektronu w szczelnym pudełku, bo zawsze będzie on obecny jednocześnie w innym miejscu. Wszystko jest względne i powiązane ze sobą. Połączenie to wynika – zdaniem Bohma – z zasady potencjału kwantowego. Według Bohma było to pole, które przenika całą rzeczywistość i stanowi system informacyjny prowadzący każdą cząstkę materii za pomocą zmiennej ukrytej. Nasza czasoprzestrzeń jest zanurzona w tym głębszym poziomie rzeczywistości. Ludzka świadomość jest z nią powiązana, nie ma bezpośredniego do niej dostępu, ale w szczególnych sytuacjach może się z nią kontaktować. Forma takiego kontaktu będzie całkowicie sprzeczna z fizyką klasyczną i w potocznym rozumowaniu będzie wyznacznikiem zjawisk anomalnych, które są sprzeczne z kartezjańsko-newtonowskim paradygmatem.

Można w pewnym sensie założyć, że to co współczesna psychologia ukuła na podstawie jungowskiej teorii o nieświadomości zbiorowej znajduje swoje szersze rozwinięcie w fizyce kwantowej i teoriach Bohma o punkcie kwantowym. Wielu teoretyków uzupełniało powyższe hipotezy o swoje spostrzeżenia. Wspomniany John Keel uznawał, że superspektrum to ,,inteligentny żywioł”, który nieustannie wchodzi w kontakt z ludźmi i dostosowuje swój obraz do wyobrażeń obserwatora i nieustannie igra z naszą świadomością. Ludzie sensytywni, medium i ekstrasensi, potrafili przenikać i swoją świadomością wnikać w sieć superspektrum. Byli w stanie – zdaniem Keela – nawet współtworzyć superspektrum, zmieniać jej formę. Stąd jego zdaniem wynikały obserwacje przedziwnych potworów, istot ,,nie z tego świata” i innych paranormalnych bytów. Ludzki umysł też ma dar tworzenia. Superspektrum było więc strukturą samoregulującą się, ale i jednocześnie podatną na wpływy z zewnątrz. Czegoś na podobieństwo superintelignecji, którą mogą zamieszkiwać inne formy bytu i przenikać nasz kompleks czasoprzestrzenny. 


Tekst ukazał się pod zmienionym tytułem ,,Przybysze z krainy cienia"

Nieznany Świat nr 6/2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz