środa, 29 listopada 2017

Co lądowało w Biegoszowie ?

Wiosna 1989 r. w miejscowości Biegoszów (powiat złotoryjski) dochodzi do przyziemienia dziwnego obiektu na pobliskim polu, który jak żywo przypomina ziemski helikopter z podwieszoną rurą, ale tylko na pierwszy rzut oka. Świadkami tego niezwykłego zdarzenia jest trójka osób. W miejscu, gdzie obiekt wylądował odnaleziono później osobliwy otwór w ziemi. Ten niecodzienny ubytek w ziemi staje się wkrótce lokalną atrakcją i budzi powszechną sensację.


Zdarzenia, w których po lądowaniu UFO znajdowano przedziwne ślady w ziemi w postaci idealnie wyżłobionych dziur nie są odosobnione i historia zna wiele takich przypadków. To, co wydarzyło się ponad wszelką wątpliwość w niewielkiej miejscowości Biegoszów pod Złotoryją, ponad dwadzieścia siedem lat temu, jest szczególnie niezwykłą sprawą. W pełni wiarygodną, gdyż opartą na szczerych relacjach trzech żyjących świadków. Natomiast interesującą ze względu na dość nietypowy kształt pojazdu z jakim nieoczekiwanie zetknęła się rodzina Borawieckich (nazwisko anonimowe i zmienione na prośbę świadków), który na pierwszy rzut oka przypominał konstrukcję ziemskiej maszyny. Jednak dość nietypowej, jak na swoje cechy szczególne.

Biegoszów to niewielka wioska położona kilka kilometrów na południe od Złotoryi, u stóp Parku Krajobrazowego Chełmy. O zdarzeniu tym dowiedziałem się już wiele lat temu przy rejestracji innego przypadku w pobliskiej miejscowości Wojcieszów. Jej mieszkaniec wspominał mi, jak to pod koniec lat 80 – tych przyjechał do wsi Biegoszów oglądać niecodzienne znalezisko na polu – długą na kilka metrów dziurę w ziemi, którą wywiercił na polu jakiś niezidentyfikowany obiekt. Sprawa od razu wydała mi się ze wszech miar interesująca i przez długi czas szukałem kontaktu do świadków. W końcu, tj. w połowie 2017 roku, udało mi się namierzyć jednego z trzech uczestników tego zdarzenia, panią Anię, która z początku nie była zbyt chętna, aby zwierzyć mi się ze swojej arcyciekawej obserwacji. Dopiero po pewnych namowach uzyskałem namiar do jej ojca, wciąż mieszkającego w Biegoszowie i dokonałem pierwszej rejestracji na miejscu zdarzenia, dokumentując relację pana Zbigniewa (imię fikcyjne), jej syna Mariusza (pseudonim), po jakimś czasie udało się też namówić panią Annę do rozmowy. Przypadek był więc dokumentowany w różnych odstępach na przełomie marca – września 2017 r. Z uzyskanych relacji wyłania się obraz bardzo ciekawej obserwacji obiektu, po którym pozostał w ziemi ślad.

Relacje trzech świadków są ze sobą spójne i wzajemnie się uzupełniają. Poniżej pozwolę sobie przedstawić dwie z nich. Informację uzyskane od Mateusza Borawieckiego są bardzo skąpe. Z uwagi na fakt, iż był on najmłodszym uczestnikiem zdarzenia i wówczas miał jedynie 9 lat, zapamiętał najmniej szczegółów z całej trójki. Wiele do sprawy wnoszą relację Pana Zbigniewa i Ani.

Zielony helikopter z rurą

,,To wydarzyło się wiosną 1989 r.” – opowiadała p. Ania. - ,,Byłam w tedy jeszcze mała, może miałam 10 lat. Poszliśmy z bratem i ojcem zbierać kamienie na pole. Wyjechaliśmy z rana ciągnikiem na pole za wioskę. Gdy już byliśmy na miejscu, usłyszeliśmy naraz potężny huk. Przypominało to huk jak po bombie. Zaczęliśmy gorączkowo rozglądać się po okolicy. Znajdowaliśmy się w niewielkiej dolince, więc szybko wraz z moim bratem pobiegliśmy w miejsce, gdzie słychać było grzmot. Za nami poszedł ojciec. Wyjrzeliśmy w tamtym kierunku i ja w pierwszym momencie zdębiałam. W odległości może 800 metrów zobaczyliśmy startujący obiekt. Wyglądał jak helikopter, był zielonego koloru, na górze miał śmigła, od spodu było widać jakieś migające światła. Obiekt w tym momencie startował i miał podczepioną pod siebie rurę, długości może 15 metrów. Te światła pod spodem, już nie pamiętam ile ich było, ale nieustannie migały, tak jak światła od wiatraków. Jednocześnie w takich samych odstępach. Obiekt wzniósł się na niewielką wysokość i na chwilę zawisł. Widzieliśmy wyraźnie, że coś mu odstaję od spodu. To było, jakby przymocowane do obiektu. Po chwili – ale to był moment – obiekt wystrzelił w stronę pobliskiej góry i zniknął nam z oczu i tyle go widzieliśmy. Oddalał się szybko, ale co ciekawe nie było słychać warkotu silnika. To było dziwne, bo wiele razy widziałam w swoim życiu helikoptery i wiem, jakie potrafią być głośne. Ale my z tej odległości niewiele słyszeliśmy. Tylko najpierw ten potworny huk, że aż ziemia prawie zadrżała. Dopiero po chwili wpadliśmy po co temu obiektowi była potrzebna ta rura. Od razu udaliśmy się w miejsce, gdzie to coś wisiało, to było pole mojego taty i w tym miejscu znaleźliśmy dziurę. Idealnie okrągłą dziurę. Ziemia troszeczkę była wokół rozsypana, ale poza tym ani śladu więcej ziemi wokół. Co więcej, wokół była lekko powyrywana roślinność (rosło tam wówczas zboże, wówczas było jeszcze zielone. – przyp. Autora). To bardzo dziwne, bo dziura była duża. Rzuciliśmy kamień i dopiero po chwili słychać było, że sięgnął dna. Musieliśmy strasznie dużo później nanieść kamieni, żeby tą dziurę zapełnić. Później wiele osób przyjeżdżało ją oglądać. Pamiętam, że pokazywałam ją dwóm osobom z Wojcieszowa. Wszyscy się dziwili, kto taką dziurę mógł wyłożyć. Ociec mówił, że to wojskowi byli, ale dzisiaj sama nie wiem, co mam o tym sądzić”.

Miejsce gdzie przyziemił się obiekt


,,Poleciało na wysokość lasu”

Tak niniejsze zdarzenie zapamiętała pani Ania. Jej relację uzupełnia udokumentowana na miejscu zdarzenia wypowiedź jej ojca, p. Zbigniewa.

Rekonstrukcja obiektu na podstawie opisu
p. Zbigniewa
,,Myślę, że był to bardziej maj, to nawet na pewno był weekend majowy, bo w tedy syn miał iść do komunii. Szedł rok spóźniony więc mówimy tutaj o roku 1988 r. Ta dziura powstała na moim polu. Wszyscy się dziwiliśmy, kto tyle ziemi nabrał i po co ? Pojechaliśmy tego dnia ciągnikiem na pole zbierać kamienie. Było jakoś przed południem, godzin może 10 – 11. Najpierw był potężny huk. Człowiek patrzy w stronę Czerwonej Góry, w stronę mojego pola i tam zobaczyliśmy helikopter z jakąś rurą. Z początku myśleliśmy, że to ktoś przyleciał i coś tam montuje, jakieś materiały na przekaźnik. Gdy się wychyliliśmy, to już startowało, było w powietrzu. Taka kopuła a nad nią śmigła. Tyle, że śmigieł nie było widać, albo tylko ledwo można było je dostrzec. Widzieliśmy to z odległości może 1,4 km od nas. Było ciemnego koloru. Śmigla chodziły żwawo i było słychać lekki szum, ale naprawdę lekki, a to przy takich śmigłowcach, z tej odległości to aż dziwne. Tyle widziałem takich helikopterów, to przecież ryczy aż uszy trzeba zatykać, a tutaj taki leciutki szum, jakby podmuch wiatru. Ale było widać, że te śmigła chodziły. Pod spodem miało to podczepioną rurę. Sam obiekt oceniam na 4-5 m. średnicy, wysokość 3 m. Ten słup zwisający, on nie przylegał bezpośrednio do obiektu, był chyba podczepiony, miał może 5 metrów długości. Nie widziałem, jak to siadło mi na polu. Widziałem, jak się już wznosiło. Poleciało na wysokość lasu, przechyliło się lekko, że zobaczyliśmy spód, ale słup był cały czas w pionie i poszło szybko na Czerwoną Górę. Ale to był moment. W sumie widzieliśmy to może przez niecałą minutę. Trudno powiedzieć, ale jakoś tak. Oddalało się cicho. Zaraz później znaleźliśmy tą dziurę. Cholera wie co to było ? Rozmawiałem później z góralami, co pracowali przy pobliskim szybie, gdzie pompowali wodę. Oni też to widzieli. To nawet przeleciało koło nich, a ten huk to był nie do zniesienia, jakby trzęsienie ziemi. Znajomy mi powiedział, że to Amerykańce przylecieli i chcieli wykopać szyb nad złoża. Jeździł kiedyś na misję i widział, jak kopali takie dziury i szukali złóż. Ale ta dziura była niezwykła. Mogła mieć 3 – 4 m głębokości. Średnica jej to była średnica wiadra. Okrągła, zero śladów ziemi wokół. Jedynie wokół niej był placek gołej ziemi. Ale to pewnie od śmigieł powyrywało trawę razem z korzeniami. Ludzie to przychodzili oglądać. Jak zagadałem do milicjanta o dziurę, to powiedział, żebym nie był taki ciekawski, nie interesował się, bo ktoś mi może głowę za to ukręcić”.

Góra, za która schował się obiekt

Mapa miejsca zdarzenia wraz z zaznaczoną
trajektorią lotu obiektu
Jedynie Pan Zbigniew pokusił się na zrekonstruowanie odręcznym rysunkiem obiektu, który widział w maju 1988/89 r. Choć data 1989 r. wydaje się tutaj bardziej prawdopodobna, gdyż potwierdziła ją jeszcze jedna niezależna osoba, o której za chwilę. Obiekt był więc prostokątem o zaokrąglonych końcówkach. Zgodnie z relacją Pani Ani miał pod spodem widoczne światła, które migały jednocześnie w regularnych odstępach. Pan Zbigniew nie potwierdził tego szczegółu. Obydwaj świadkowie twierdzili zgodnie, że rura była ,,jakby przymocowana do obiektu” i była dość luźna. Wymiary obiektu zostały zweryfikowane podczas wizji lokalnej na miejscu zdarzenia i podaną średnicę obiektu przez p. Zbigniewa uzasadniają wykonane na miejscu pomiary terenowe. W tym wszystkim jednak bardziej prawdopodobne wydaje się, że obiekt był widziany w odległości 500 metrów od miejsca, gdzie stali świadkowie. Odległość podana przez p. Zbigniewa jest dość mocno zawyżona.



Kiedy obiekt przechylił się, ,,rura znajdowała się w pionie”. Śmigła znajdowały się nad obiektem, obracały się bardzo szybko. Obydwaj świadkowie potwierdzili, że było słychać lekki szum, zaś huk był niezależnym zjawiskiem. To, co udało się ustalić w toku dalszej rejestracji wynika, że nie był to huk na zasadzie jednorazowego dźwięku. Miał on charakter ciągły i było go słychać przez chwilę, gdy ustał dopiero dostrzeżono obiekt. Zdecydowanie dźwięk ten jednak dochodził od obiektu. Nie wiadomo, więc czy huk można wiązać z momentem przyziemienia rury do ziemi, do której prawdopodobnie została wciągnięta cała ziemia. Gdyż zgodnie z relacjami świadków, wokół (oprócz nieznacznie rozsypanej ziemi) nie było śladu ziemi. Jak się przekonamy w dalszej części tekstu, jest to dość charakterystyczne w tego typu zdarzeniach.

Na podstawie przeprowadzonych pomiarów terenowych wynika, że obiekt oddalił się w kierunku północno – zachodnim. Nie udało się dotrzeć do innych świadków tego zdarzenia. Nie co więcej można natomiast powiedzieć o przedziwnym śladzie pozostawionym na ziemi.
Otwór w ziemi lokalną atrakcją

Z tego, co udało się ustalić, informacja o obserwacji Państwa Borawieckich nie przedostała się do lokalnej prasy. Można wręcz powiedzieć, że sprawie ówczesna władza wręcz ukręciła łeb, gdy przypomnimy sobie wypowiedź p. Zbigniewa, który starał się zainteresować na początku innych dziwnym śladem na polu. Jednak jego entuzjastyczne zaangażowanie w sprawę zostało szybko przytłumione reakcją milicjanta z lokalnego komisariatu. Zalecił mu on milczenie i nie nagłaśnianie sprawy. Reakcja wydaję się być jak najbardziej oczywista, jak na tamte czasy. Przypuszczam, że milicjant nie znał okoliczności tego zdarzenia, ale kierując się klasyczną zasadą cenzury, zalecił p. Zbigniewowi milczenie.

Mimo to sprawa stała się lokalną atrakcją. ,,Zjeżdżali się różni ludzie, aby zobaczyć dziwny ślad na moim polu” – wspominał p. Zbigniew. W ten sposób na miejsce zdarzenia dotarł mój pierwszy informator, p. Lucjan z Wojcieszowa. Wówczas miał 20 parę lat. Bardzo zainteresowało go przeżycie rodziny Borawieckich, gdyż sam był niedawno świadkiem bliskiego spotkania z UFO w Wojcieszowie i chciał na własne oczy zobaczyć przedziwny ślad na polu. Dzisiaj jest z wykształcenia inżynierem i potrafi ocenić to co widział swoim fachowym okiem. Jego komentarz do sprawy jest zdecydowanie bezcenny. Uzupełnia on relację świadków o istotne szczegóły.

,,Przyjechałem do Biegoszowa z bratem. Oprowadzała nas młoda wówczas dziewczyna  - Ania, która widziała ten obiekt. Opowiadała, jak to wyglądało i zaprowadziła nas na miejsce zdarzenia. Dziura miała około 40 cm. średnicy. Była idealnie okrągła. Wokół nie widziałem żadnych śladów rozsypanej ziemi. Wokół dziury widziałem placek gołej ziemi, w wielu miejscach zboże było albo powyrywane, albo mocno przerzedzone. Placek ten miał średnice może 2 metrów. To, co jednak było najbardziej interesujące to dziura. Ewidentnie była to dziura wyżłobiona przez jakieś wiertło. Na pewno nie był to akt działania żadnej zwierzyny polnej. Jestem z wykształcenia inżynierem i pracowałem na wielu odwiertach, ale takiej dziury nigdy w życiu nie widziałem. Każde wywiercone otwory w ziemi noszą ślady wiertła. Tutaj ściany były idealnie proste. To musiała być spora ilość wydobytej ziemi, zakładając, że dziura miała około 4 metry głębokości. Ewidentnie było to jednak mechaniczne wywiercenie przy użyciu nieznanej mi technologii. Wykluczam tutaj efekt działania wody podskórnej, która czasami potrafi wypłukiwać ziemię, czego końcowym efektem są okrągłe dziury w ziemi. Takie zjawiska są znane geologom, ale tutaj zakładam, że mieliśmy do czynienia ze sztuczną ingerencją w grunt”.

Uwagi Pana Lucjana są w tym kontekście bardzo znamienne. Mamy opinię eksperta, który nie mógł wyjść z podziwu jakości wykonanego odwiertu. Z relacji świadków wiemy też, że był to obiekt przypominający helikopter z podwieszoną rurą. Prawdopodobnie tym urządzeniem obiekt ten dokonał odwiertu. Pan Zbigniew nie miał wątpliwości, że był to ziemski pojazd wojskowego pochodzenia. Pytanie tylko po co dokonywać odwiertu w ziemi w biały dzień na prywatnym polu ? Czy był to jakiś eksperyment wojskowy ?

Komentarz Pana Lucjana uzupełnił także p. Zbigniew. Twierdził, iż świeżo po obserwacji w miejscu tym, ,,wokół dziury było widać od 4 do 5 odciśniętych śladów na 15 cm długości i 50 cm średnicy”. Ślady były ,,poukładane” wokół dziury i zdaniem p. Zbigniewa wyglądały, jakby ktoś tam ,,coś poodciskał”. Tego szczegóły nie potwierdziła ani p. Anna, ani p. Lucjan.

Analogiczne przypadki

Jedna z dziur odkrytych
koło Wylatowa.
Co możemy na koniec powiedzieć o tej obserwacji ? Opis obiektu przypomina tutaj metody, jakie dokonywano przy opryskach pól przy użyciu helikoptera. Nie są mi jednak znane techniki dokonywanych odwiertów z powietrza. Wydaje się mało prawdopodobne, aby wojsko polskie bądź też stacjonujące jeszcze niedaleko w Legnicy wojsko radzieckie eksperymentowało nieznaną technologię na polu nieopodal miejscowości Biegoszów. Już sam opis wyglądu obiektu i jego cechy szczególne przedstawione przez świadków są zastanawiające i stawiają hipotezę helikoptera pod znakiem zapytania. Przypomnijmy, że składał się on z cylindra napędzanego śmigłem, a na jego spodzie zawieszona była osobliwa rura tudzież wiertło, którym dokonano nawiercenia otworu. Dźwięk obiektu był stosunkowo niski jak na pracę turbin śmigłowca. Czym więc był obiekt z Biegoszowa ? Dzisiaj moglibyśmy bardziej uznać, że był to bezzałogowy pojazd, jaki obecnie wykorzystuje się do nawożenia pól, ale mówimy o końcówce lat 80 -tych. To pozwala nam stwierdzić, że był to niezidentyfikowany obiekt latający o jakiejś mechanicznej konstrukcji.

Sprawa z Biegoszowa nie stanowi na tle innych tego typu relacji ewenementu. Znane są w historii ufologii przypadki, gdzie dochodziło do przyziemienia UFO, po którym później w tym miejscu odnajdowano osobliwe dziury w ziemi. W Polsce znanych jest kilka takich przypadków. Choć niewiele z nich zostało rzetelnie udokumentowanych. Na pierwszy plan wysuwają się zdarzenia, jakie miały miejsce w woj. kujawsko – pomorskim, niedaleko słynnego Wylatowa.

Pierwszą dziurę odkryto już w 2000 r. w samym Wylatowie, kiedy pojawiły się tam piktogramy. Kolejną w 2001 r. w miejscowości Stawiska i ostatnią w 2003 r. Dąbrówce. Otwory miały średnicę ok. 30 cm i co najmniej 5 m. głębokości. Wewnątrz widoczny był ślad pozostawiony przez wiertło. Jedna z nich powstała prawdopodobnie w momencie niesamowitego huku słyszanego w całej wsi. Jeszcze inna została znaleziona w miejscu, nad którym poprzedniego wieczoru unosił się przez pół godziny trójkątny obiekt. Pochodzenie i przeznaczenie otworów ziemi nie zostało dotychczas wyjaśnione. Wykluczono w tym miejscu działalność polnej zwierzyny i prac geofizycznych.

Podobnego odkrycia dokonano niedawno w pobliżu miejscowości Kozubiec (2014 r.). Dziura miała w tym przypadku 6 m. głębokości i w miejscu otworu stwierdzono zakłócenia magnetyczne (igła kompasu odchylała się o kilka stopni od północy).

O podobnych ubytkach w ziemi regularnie donoszą także rosyjscy ufolodzy. W 2002 r. na polu w pobliżu wsi Wołowogo w Kałużskiej Obłasti powstała cylindryczna dziura z płaskim dnem o średnicy 6 m. i takiejże głębokości. Okoliczni mieszkańcy widzieli w nocy nad polem świecącą czerwoną kulę. Obiekt wisiał przez 15 m. nad polem, po czym zniknął. 

Czym są te obiekty i czemu mają służyć osobliwe eksploracje ziemi ? Czy są to badania ziemi przeprowadzane przez jakieś sondy pozaziemskiego pochodzenia ? Mając na uwadze zdarzenie z Biegoszowa, wygląd obiektu i metodę dokonanego wykopu, sprawa wydaje się być dość groteskowa. Czy zaawansowana technologicznie cywilizacja pozaziemska dopuszczałaby się pobierania próbek gruntu przy użyciu podwieszanych wierteł ? Wreszcie, czemu dokonano w tym konkretnym przypadku odwiertu w tak spektakularny sposób ?

Okoliczności zdarzenia w Biegoszowie pozostają więc niewyjaśnione. Sprawa pozostaje otwarta. Reasumując zebrany materiał, zdarzenie zostało zaklasyfikowane jako DD/CE-2.

Wszystkich świadków tego zdarzenia bądź innych z rejonu Dolnego Śląska oraz innych rejonów Polski proszę o kontakt na maila: dam.trela@gmail.com




11 komentarzy:

  1. Bardzo interesująca obserwacja, acz kuriozalna czyżby w tak prymitywny sposób miałaby pobierać ziemię ETH ? Nie sądzę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też zastanawia ten prymitywizm wyglądu i zachowania obserwowanego obiektu. Nie tylko zresztą tego przypadku, ale widać to w wielu obserwacjach. Np. przypadek z Nowego Sącza (wrzesień 2017, gdzie obserwowany obiekt musi pochylić się, by przez "okienka" lepiej widzieć świadka zdarzenia. No a tu mamy cywilizację, która odnalazła nas w czeluściach kosmosu, doleciała tu z Bóg wie jak daleka a używa prymitywnego wirnika jako napędu i rury jak od opróżniania szamba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli skrzaty ,elf-tak ale prymitywne urządzenia-nie.
    Ciekawe

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze nawet nie wiadomo czy istoty z ''żywego folkloru'' są istotami realnymi z krwi i kości. Jak sobie wyobrażasz, że kosmiczna cywilizacja zasysa ziemię przez rurę w tak prymitywny sposób. To chyba My musimy dać im instrukcję jak się to robi prościej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tej prymitywności, to miałem takie podejrzenie, że cywilizacja techniczna, której odwiedziny obserwujemy być może wyprzedza nas w rozwoju tylko dosłownie o kilkadziesiąt lat. Dlatego ich pojazdy i zachowanie bardzo przypominają nasze. Odkryli tylko jakiś "myk" który pozwala na podróże kosmiczne lub między wymiarowe. Coś co być może i my mamy już dosłownie na wyciągnięcie ręki i zaraz na to wpadniemy. No ale to niestety tłumaczy tylko część obserwacji.

      Usuń
  5. Czyli odrzucamy dowód bo nie pasuje nam do tezy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co wg. Ciebie jest tym dowodem pozaziemskim rura czy dziura ?

      Usuń
  6. dowodem jest zeznanie świadka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeznanie świadka nie oznacza automatycznie, że to już ''kosmici'' , należy to odpowiednio umieć rozgraniczyć w ocenie. Utarło się przekonanie, że wszystko co jest związane z UFO musi pochodzić od kosmitów. Analizując aspekt UFO jedynie przez pryzmat kosmitów, nigdy nie odnajdziemy odpowiedzi na to pytanie.

      Usuń
  7. Dodam od siebie, że glówny świadek tego zdarzenia od samego początku twierdził, że to był wojskowy śmigłowiec, który dokonywał jakiś odwiertów. Sugerował się przy tym relacją kolegi, jaki twierdził, że będąc na Bliskim Wschodzie widział, jak Amerykanie takie odwierty sobie poczynali. Tutaj sprawa była warta zasygnalizowania, gdyż po pierwsze dotyczy otworu o bardzo dziwnych cechach, które występowały już w bliskich spotkania z UFO, po drugie okoliczności zdarzenia są dość dziwne - lądujący helikopter, który wywierca sobie dziurę w ziemi. Eksperyment wojskowy ? Jeśli tak to czyj ? Radzieckich braci ? Nie sądze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym nie lekceważył wkładu "radzieckich braci". Już w latach 50-tych w radzieckim wojsku trwały prace nad zastosowaniem elektromagnetyzmu. I wcale nie musiało być to przypisane do badań nad konkretnym napędem, a np. użyciem odpowiedniego strumienia cząstek, jako potencjalnej broni. Może właśnie w Biegoszowie doszło do małego testu takiej technologii?

      Usuń