sobota, 1 czerwca 2013



Dźwięki Apokalipsy cz 2. dok.

Relacje o dziwnych, głuchych i donośnych dźwiękach, jakie dobiegały prawdopodobnie z nieba, odnotowywane były na całym świecie. Skala tajemniczego zjawiska była ogromna i stanowiła niemałą zagadkę dla współczesnego świata nauki. Ciąg dalszy, próby wyjaśnień i ciekawe wnioski badaczy






Świszczący bolid

Teraz będzie na poważnie. O przypadkach tajemniczych dźwiękach pisali też poczytni polscy autorzy tematyki Nieznanego. Głos w tej sprawie zabrał znany skądinąd ufolog, publicysta, a obecnie też blogger, Robert K. Leśniakiewicz. Na łamach swojej strony, w tekście pt. ,,Zagadkowe dźwięki z niebios”, postanowił przyjrzeć się sprawie od strony naukowej. – Jak na razie nie ma wyjaśnienia tego zjawiska, ale podejmuje się już takie próby – pisze na swoim blogu Leśniakiewicz. -  Jedna z nich jest hipoteza, jak na nasz punkt widzenia całkiem logiczna – bo bolidowa.

           

Autor poruszą zagadkową i małą poznaną przez naukę tajemnice bolidów elektrofonicznych. Są to obce ciała kosmiczne, które dostają się do ziemskiej atmosfery i może im towarzyszyć dźwięk, o jakim być może wspominali świadkowie omawianego tu zjawiska. Jest to o tyle interesujący fenomen astronomiczny, że w jego przypadku najpierw jest słyszany dźwięk przypominający grzmot bądź huk, a później obserwator może zobaczyć zjawisko w postaci klasycznego meteoru. Wszystko jakby więc na przekór prawom fizyki (jak wiadomo dźwięk rozchodzi się w przestrzeni wolniej od światła). Naukowcy tłumaczą ten stan rzecz tym, że bolidy elektrofoniczne, lecąc przez atmosferę wytwarzają plazmę, która z kolei generuje fale radiowe. Są one odbierane przez obszar kory mózgowej odpowiedzialnej za słuch – stąd złudzenie słyszanego dźwięku.
           
Autor tekstu przytacza też szereg podobnych przypadków odnotowanych w historii. Oto kilka z nich :
-       w zimie 1706 roku nad Tobolskiem przeleciał świetlisty bolid. Jego przelotowi towarzyszył dźwięk, jaki wydają dwa kawałki żelaza pocierane o siebie
-       latem 1908 roku mieszkańcy miasta Tajga w Kiemierowskiej Obłasti słyszeli już to narastający już to słabnący odgłos szorowania. W tej samej chwili na niebie widoczne było ciało niebieskie przypominające krople rozpalonego metalu, zostawiające za sobą jasny ślad, bardzo podobny do śladu po samolocie odrzutowym
-       w sierpniu 1898 r. w Finlandii zaobserwowano bolid, któremu towarzyszył odgłos dartego płótna lub papieru,
-       10 sierpnia 1937 r. w Omsku przelotowi meteorytu towarzyszył szum ,,jakby z góry na miasto pikował gigantyczny orzeł”. Trwało to 15 – 18 sekund.

Tyle Robert K. Leśniakiewicz. Niestety i on sam rozkłada bezradnie ręce w ostatecznym rozrachunku traktując całą sprawę jako wielką zagadkę naukową XXI w. Teoria bolidu jest poniekąd ciekawa, ale ma wiele niedociągnięć. Wszak skoro to wszystko tylko omamy słuchowe, to jak to możliwe, że na kamerze też słychać dźwięki ? Wreszcie, czemu nikomu nie udało się zaobserwować przelotu ciała niebieskiego i dlaczego dźwięki są słyszane na tak dużym obszarze przez kilkadziesiąt minut ? Pozostaje nam tylko bezradnie czekać, aż jakiś światły umysł przyjrzy się bliżej zagadce dźwięków w sposób godny prawdziwego naukowca.

Tajemnica wiedzie do Słońca



Pierwsze jaskółki przełomu nadleciały same za sprawą instytucji Globalnej Sieci do Przewidywania Trzęsień Ziemi (GNFE – Global Network for Forecasting of Earthquakes) – jej przewodniczący, dr. Prof. Elchin Khalilov, osobiście zaangażował się w badanie dziwnych dźwięków. Nie da się ukryć, że miał ku temu ważne powody. Jedna ze stacji badawczych ATROPATENA (specjalny detektor do rejestracji fal elektromagnetycznych emitowanych podczas trzęsień ziemi; aparatura ta jest rozmieszczona w kilku miastach na świecie, m.in. w Yogyakarcie, Islamabadzie, Istambule i Kijowie), zlokalizowana w rodzinnym mieście naukowca w Baku, wielokrotnie zarejestrowała osobliwe dźwięki o niskiej częstotliwości, które potencjalnie można przypisać ,,apokaliptycznym szumom”. Później tylko już sami mieszkańcy słynnego azerbejdżańskiego miasta utwierdziły dr. Khalilova w przekonaniu, że ma do czynienia z nowym zjawiskiem po przez nowe filmy, jakie pojawiły się w sieci.


- Analizowaliśmy nagrania tych dźwięków i doszliśmy do wniosku, że ich spektrum znajduje się wewnątrz zakresu infradźwięków – mówił w jednym z wywiadów dr. Khalilov. - czyli nie są słyszalne przez ludzi. To, co słyszą ludzie to tylko mały ułamek rzeczywistej mocy tych dźwięków. Są to niskie częstotliwości akustyczne w zakresie od 20 do 100 Hz modulowane przez ultra niskie fale infrasoniczne w zakresie od 0,1 do 15 Hz – dodaje ponadto.

Dr. Elchin Khalikov


Nauka nawet ukuła nowy termin definiujący to zjawisko. Są to fale aukustyczno – grawitacyjne. Za ich powstawanie mogą być odpowiedzialne trzęsienia ziemi i erupcje wulkanów, a nawet takie anomalie pogodowe, jak huragany, tsunami i silne wyładowania atmosferyczne. Zakres osławionych szumów nieba musi być jednak generowany – zdaniem dr. Khalilova – przez bardzo silne nagromadzenie energii w atmosferze. Wyżej wymienione przykłady są generatorami fal grawitacyjnych o charakterze aukustycznym, ale nie o tak dużej sile.  Cóż za siła więc może generować tak potężne wiązki energii, że niebo aż drży w kontakcie z nią ?
W kontekście dźwięków z nieba dużo mówiło się też o projekcie HAARP.  Teoria tajnych ekspekrymentów jest jednak wątpliwa


Być może pewną wskazówką w rozwikłaniu tej zagadki może przynieść nasza rodzima gwiazda, czyli Słońce. Zgodnie z obecną wiedzą naukową, Słońce obecnie znajduję się w 24 cyklu swojej aktywności. Ten, trwający zwykle 11 lat, cykl rozpoczął swój bieg mniej więcej w 2006 r. i w między czasie byliśmy świadkami wielu rozbłysków i plan na Słońcu. W efekcie górne warstwy ziemskiej atmosfery zmierzyły się wielokrotnie z olbrzymią dawką wysokoenergetycznych strumieni cząstek, światła i fal elektromagnetycznych. Skutki zderzenia wiatru słonecznego z atmosferą ziemską nieraz przyczyniały się do awarii układów satelitarnych, linii energetycznych. Skala zjawiska jest jednak znacznie szersza i może mieć zasadniczy wpływ na średnią temperaturę na świecie, dryfty oceanów i generalnie na życie na naszej planecie. Zjawisko i tak do końca nie jest wyjaśnione przez naukowców. Wiadomo jednak, że Ziemia została kilkakrotnie zbombardowana strumieniem cząstek obdarzonych energią pod koniec 2011 r. Pokrywa się to niejako z okresem intensyfikacji dziwnych dźwięków na niebie.

Rys. przedstawiający schemat oddziaływania wiatru słonecznego na ziemską atmosferę


Prawda zawsze jest pomiędzy

Nie da się ukryć, że w tym wszystkim decydujące może też być pole magnetyczne ziemi. Wiatr słoneczny niejako wpływa na kształt pola magnetycznego. Efektem ubocznym tych wciąż nie do końca poznanych przez naukę zjawisk jest zorza polarna. Profesor Khalikow w sprawie tajemniczych dźwięków skłania się jeszcze ku innej hipotezie, która niejako nawiązuję do ziemskiego pola magnetycznego. Otóż jego zdaniem same jądro ziemi jest też generatorem fal aukustyczno – grawitacyjnych. Dowiodła tego niezbicie aparatura badawcza ATROPENA. W kilku miejscach jednocześnie na świecie zarejestrowała pod koniec 2011 roku silne impulsy grawitacyjne. To było zjawisko bezprecedensowe i znamionowało bliżej nieznane zmiany zachodzące we wnętrzu Ziemi. Zdaniem naukowca efektem ubocznym fal grawitacyjnych mogły być także dźwięki o niskiej częstotliwości, które udało się wielu osobom na świecie zarejestrować.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nasza wiedza i doświadczenie w rozumieniu takich zjawisk w dalszym ciągu pozostaje bardzo ograniczona, zaś sama zagadka ,,apokaliptycznych dźwięków” – już sama w sobie – jest nie lada fascynującym zagadnieniem i stanowi wyzwanie dla nauki. Być może prawda leży gdzieś pomiędzy. Nie da się wykluczyć w tym miejscu korelacji pomiędzy aktywnością słoneczną a zjawiskami geodynamicznymi Ziemi. Kto wie, czy jedno nie wyklucza drugie. Zwolennicy teorii o końcu świata mają swoje 5 minut. Faktycznie żyjemy w bardzo ciekawych czasach, kto wie czy nie przełomowych. Naukowcy zgodnie twierdzą, że obecny 24 cykl aktywności słonecznej dość mocno odbiega od poprzednich. Jest bardzo zmienny i niestabilny, wręcz nie przewidywalny. Są momenty gwałtownego wzrostu aktywności i długie fazy destabilizacji. Gdzieś za kuluarami mówi się po cichu o fazie, która w historii geofizyki została nazwana okresem Minimum Mandera i przyczyniła się w XVIII wieku do ,,małej epoki lodowcowej”. Jak patrzę zza okno na termometr, aż mnie dreszcz przeszywa, gdy sobie o tym pomyślę ……



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz