Dźwięki Apokalipsy cz 2. dok.
Relacje
o dziwnych, głuchych i donośnych dźwiękach, jakie
dobiegały prawdopodobnie z nieba, odnotowywane były na całym świecie. Skala
tajemniczego zjawiska była ogromna i stanowiła niemałą zagadkę dla
współczesnego świata nauki. Ciąg dalszy, próby wyjaśnień i ciekawe wnioski
badaczy
Świszczący bolid
Teraz będzie na poważnie. O przypadkach
tajemniczych dźwiękach pisali też poczytni polscy autorzy tematyki Nieznanego.
Głos w tej sprawie zabrał znany skądinąd ufolog, publicysta, a obecnie też
blogger, Robert K. Leśniakiewicz. Na łamach swojej strony, w tekście pt.
,,Zagadkowe dźwięki z niebios”, postanowił przyjrzeć się sprawie od strony
naukowej. – Jak na razie nie ma wyjaśnienia tego zjawiska, ale podejmuje się
już takie próby – pisze na swoim blogu Leśniakiewicz. - Jedna z nich jest hipoteza, jak na nasz punkt
widzenia całkiem logiczna – bo bolidowa.
Autor poruszą zagadkową i małą poznaną przez
naukę tajemnice bolidów elektrofonicznych. Są to obce ciała kosmiczne, które
dostają się do ziemskiej atmosfery i może im towarzyszyć dźwięk, o jakim być
może wspominali świadkowie omawianego tu zjawiska. Jest to o tyle interesujący
fenomen astronomiczny, że w jego przypadku najpierw jest słyszany dźwięk
przypominający grzmot bądź huk, a później obserwator może zobaczyć zjawisko w
postaci klasycznego meteoru. Wszystko jakby więc na przekór prawom fizyki (jak
wiadomo dźwięk rozchodzi się w przestrzeni wolniej od światła). Naukowcy
tłumaczą ten stan rzecz tym, że bolidy elektrofoniczne, lecąc przez atmosferę
wytwarzają plazmę, która z kolei generuje fale radiowe. Są one odbierane przez
obszar kory mózgowej odpowiedzialnej za słuch – stąd złudzenie słyszanego
dźwięku.
Autor tekstu przytacza też szereg podobnych
przypadków odnotowanych w historii. Oto kilka z nich :
- w zimie 1706 roku nad Tobolskiem przeleciał
świetlisty bolid. Jego przelotowi towarzyszył dźwięk, jaki wydają dwa kawałki
żelaza pocierane o siebie
- latem 1908 roku mieszkańcy miasta Tajga w
Kiemierowskiej Obłasti słyszeli już to narastający już to słabnący odgłos
szorowania. W tej samej chwili na niebie widoczne było ciało niebieskie
przypominające krople rozpalonego metalu, zostawiające za sobą jasny ślad,
bardzo podobny do śladu po samolocie odrzutowym
- w sierpniu 1898 r. w Finlandii zaobserwowano
bolid, któremu towarzyszył odgłos dartego płótna lub papieru,
- 10 sierpnia 1937 r. w Omsku przelotowi
meteorytu towarzyszył szum ,,jakby z góry na miasto pikował gigantyczny orzeł”.
Trwało to 15 – 18 sekund.
Tyle Robert K. Leśniakiewicz. Niestety i on
sam rozkłada bezradnie ręce w ostatecznym rozrachunku traktując całą sprawę
jako wielką zagadkę naukową XXI w. Teoria bolidu jest poniekąd ciekawa, ale ma
wiele niedociągnięć. Wszak skoro to wszystko tylko omamy słuchowe, to jak to
możliwe, że na kamerze też słychać dźwięki ? Wreszcie, czemu nikomu nie udało
się zaobserwować przelotu ciała niebieskiego i dlaczego dźwięki są słyszane na
tak dużym obszarze przez kilkadziesiąt minut ? Pozostaje nam tylko bezradnie
czekać, aż jakiś światły umysł przyjrzy się bliżej zagadce dźwięków w sposób
godny prawdziwego naukowca.
Tajemnica
wiedzie do Słońca
Pierwsze jaskółki przełomu nadleciały same za
sprawą instytucji Globalnej Sieci do Przewidywania Trzęsień Ziemi (GNFE –
Global Network for Forecasting of Earthquakes) – jej przewodniczący, dr. Prof.
Elchin Khalilov, osobiście zaangażował się w badanie dziwnych dźwięków. Nie da
się ukryć, że miał ku temu ważne powody. Jedna ze stacji badawczych ATROPATENA
(specjalny detektor do rejestracji fal elektromagnetycznych emitowanych podczas
trzęsień ziemi; aparatura ta jest rozmieszczona w kilku miastach na świecie,
m.in. w Yogyakarcie, Islamabadzie, Istambule i Kijowie), zlokalizowana w rodzinnym
mieście naukowca w Baku, wielokrotnie zarejestrowała osobliwe dźwięki o niskiej
częstotliwości, które potencjalnie można przypisać ,,apokaliptycznym szumom”. Później
tylko już sami mieszkańcy słynnego azerbejdżańskiego miasta utwierdziły dr.
Khalilova w przekonaniu, że ma do czynienia z nowym zjawiskiem po przez nowe
filmy, jakie pojawiły się w sieci.
- Analizowaliśmy nagrania tych dźwięków i
doszliśmy do wniosku, że ich spektrum znajduje się wewnątrz zakresu
infradźwięków – mówił w jednym z wywiadów dr. Khalilov. - czyli nie są
słyszalne przez ludzi. To, co słyszą ludzie to tylko mały ułamek rzeczywistej
mocy tych dźwięków. Są to niskie częstotliwości akustyczne w zakresie od 20 do
100 Hz modulowane przez ultra niskie fale infrasoniczne w zakresie od 0,1 do 15
Hz – dodaje ponadto.
Dr. Elchin Khalikov |
Nauka nawet ukuła nowy termin definiujący to
zjawisko. Są to fale aukustyczno – grawitacyjne. Za ich powstawanie mogą być
odpowiedzialne trzęsienia ziemi i erupcje wulkanów, a nawet takie anomalie
pogodowe, jak huragany, tsunami i silne wyładowania atmosferyczne. Zakres
osławionych szumów nieba musi być jednak generowany – zdaniem dr. Khalilova –
przez bardzo silne nagromadzenie energii w atmosferze. Wyżej wymienione przykłady
są generatorami fal grawitacyjnych o charakterze aukustycznym, ale nie o tak
dużej sile. Cóż za siła więc może
generować tak potężne wiązki energii, że niebo aż drży w kontakcie z nią ?
W kontekście dźwięków z nieba dużo mówiło się też o projekcie HAARP. Teoria tajnych ekspekrymentów jest jednak wątpliwa |
Być może pewną wskazówką w rozwikłaniu tej
zagadki może przynieść nasza rodzima gwiazda, czyli Słońce. Zgodnie z obecną
wiedzą naukową, Słońce obecnie znajduję się w 24 cyklu swojej aktywności. Ten,
trwający zwykle 11 lat, cykl rozpoczął swój bieg mniej więcej w 2006 r. i w
między czasie byliśmy świadkami wielu rozbłysków i plan na Słońcu. W efekcie
górne warstwy ziemskiej atmosfery zmierzyły się wielokrotnie z olbrzymią dawką
wysokoenergetycznych strumieni cząstek, światła i fal elektromagnetycznych.
Skutki zderzenia wiatru słonecznego z atmosferą ziemską nieraz przyczyniały się
do awarii układów satelitarnych, linii energetycznych. Skala zjawiska jest
jednak znacznie szersza i może mieć zasadniczy wpływ na średnią temperaturę na
świecie, dryfty oceanów i generalnie na życie na naszej planecie. Zjawisko i
tak do końca nie jest wyjaśnione przez naukowców. Wiadomo jednak, że Ziemia
została kilkakrotnie zbombardowana strumieniem cząstek obdarzonych energią pod
koniec 2011 r. Pokrywa się to niejako z okresem intensyfikacji dziwnych
dźwięków na niebie.
Rys. przedstawiający schemat oddziaływania wiatru słonecznego na ziemską atmosferę |
Prawda
zawsze jest pomiędzy
Nie da się ukryć, że w tym wszystkim
decydujące może też być pole magnetyczne ziemi. Wiatr słoneczny niejako wpływa
na kształt pola magnetycznego. Efektem ubocznym tych wciąż nie do końca
poznanych przez naukę zjawisk jest zorza polarna. Profesor Khalikow w sprawie
tajemniczych dźwięków skłania się jeszcze ku innej hipotezie, która niejako
nawiązuję do ziemskiego pola magnetycznego. Otóż jego zdaniem same jądro ziemi
jest też generatorem fal aukustyczno – grawitacyjnych. Dowiodła tego niezbicie
aparatura badawcza ATROPENA. W kilku miejscach jednocześnie na świecie
zarejestrowała pod koniec 2011 roku silne impulsy grawitacyjne. To było
zjawisko bezprecedensowe i znamionowało bliżej nieznane zmiany zachodzące we
wnętrzu Ziemi. Zdaniem naukowca efektem ubocznym fal grawitacyjnych mogły być
także dźwięki o niskiej częstotliwości, które udało się wielu osobom na świecie
zarejestrować.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nasza
wiedza i doświadczenie w rozumieniu takich zjawisk w dalszym ciągu pozostaje
bardzo ograniczona, zaś sama zagadka ,,apokaliptycznych dźwięków” – już sama w
sobie – jest nie lada fascynującym zagadnieniem i stanowi wyzwanie dla nauki.
Być może prawda leży gdzieś pomiędzy. Nie da się wykluczyć w tym miejscu
korelacji pomiędzy aktywnością słoneczną a zjawiskami geodynamicznymi Ziemi.
Kto wie, czy jedno nie wyklucza drugie. Zwolennicy teorii o końcu świata mają
swoje 5 minut. Faktycznie żyjemy w bardzo ciekawych czasach, kto wie czy nie
przełomowych. Naukowcy zgodnie twierdzą, że obecny 24 cykl aktywności
słonecznej dość mocno odbiega od poprzednich. Jest bardzo zmienny i
niestabilny, wręcz nie przewidywalny. Są momenty gwałtownego wzrostu aktywności
i długie fazy destabilizacji. Gdzieś za kuluarami mówi się po cichu o fazie,
która w historii geofizyki została nazwana okresem Minimum Mandera i
przyczyniła się w XVIII wieku do ,,małej epoki lodowcowej”. Jak patrzę zza okno
na termometr, aż mnie dreszcz przeszywa, gdy sobie o tym pomyślę ……
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz