Świat okultyzmu nie umarł wraz ze swoją epoką XIX –
wieku. Wydaje się, że we współczesnych czasach dyskretnie ukrył się pod
płaszczykiem ufologii. Narodziny i rozwój zjawiska ,,kontaktowców” jest bez
wątpienia tego wymownym przejawem
Utarło się już w
zbiorowej świadomości ludzkiej traktowanie fenomenu UFO jako zjawiska
współczesnego mitu. Dziś podręczniki psychologii – w torpedowaniu latających
spodków – kierują swoje działa w stronę mistycyzmowi, nienasyconej tęsknocie ludzkiej
psychiki do czegoś, co ludzki umysł nie jest w stanie pojąć i zrozumieć.
Zamierzchła wiara w wróżki, skrzaty i demoniczne istoty – zdaniem niektórych
socjologów – dzisiaj jawi się jako tęsknotą do irracjonalności w postaci
latających nad naszymi głowami UFO. Takie są fakty – ktoś powiedziałby zapewne.
Gdzie
zatem tkwi sedno obrastania UFO, które w oparciu o ponad sześćdziesięcioletnie badania
pretenduje do miana ze wszech miar empirycznego fenomenu, w kożuch
okultystycznego tworu – tak kruchego w konfrontacji z linczem szyderczej loży
akademickiej ? Być może skutków tego stanu rzeczy należy upatrywać w dalekiej
przeszłości, gdy tworzyły się pierwsze zalążki światowej ufologii i do drzwi
różnych redakcji zaczęli nieśmiało pukać pierwsi świadkowie osobliwych zjawisk
na niebie i ziemi.
W ogrodzie okultyzmu
Sięgnijmy
pamięcią… Pamięcią do czasów połowy XIX wieku. Jakie to były czasy ? Na pewno
epoka ta należała do Faradaya, Maxwella, Darwina i Comte. Filary światowej
nauki zyskiwały wówczas solidnych wzmocnień za sprawą rewolucyjnych teorii. W
ten świat niewinnie zaczęły wdzierać się jednak tajemnice parapsychologii.
Świat zalały
wieści o przedziwnych zjawiskach, będących jawnym wyzwaniem rzuconym naukowemu
poznaniu. Oto niektórym udaje się ponoć nawiązać kontakt ze światem pozagrobowym.
Stany Zjednoczone i Europę ogarnia prawdziwa pandemia spirytyzmu. Jak grzyby po
deszczu zaczynają się tworzyć, popularne w kręgach biznesowych, salony
okultystyczne. Ogarnięci głębokim transem media – w rytm wystukiwanych pod
stołem melodii – łączą się metafizycznie z duchami. Duchy przemawiają przez
media – rozprawiają o swoim pośmiertnym życiu, pouczają, karcą za grzeszne
zachowania, a nawet śmieją się, opowiadając zabawne dowcipy.
W
tych odległych i groteskowo jawiących się nam czasach należy szukać korzeni
mistycyzmu, jaki niechlubnie zagościł w ufologii i stał się przyczynkiem do
przypięcia zjawisku UFO łatki współczesnego mitu.
Gdy
w latach 50 – tych i 60 – tych na jednej stronie bieguna świat ogarniała istna
gorączka UFO, a meldunki o dyskoidalnych, cygarokształtnych pojazdach sypały
się jak z rękawa – na drugiej stronie na światło dzienne zaczęły wychodzić
tłumnie osoby, które otwarcie deklarowały swój kontakt z przybyszami z Kosmosu,
opowiadały o ,,kosmicznych przesłaniach” , a nawet prezentowały na to dowody w
postaci zdjęć i nagrań video.
Głośno było
swojego czasu o pewnej pseudo religijnej grupie hiszpańskich wyznawców mieszkańców
planety Umma. Stanowiło ją grono ,,kontaktowców”, którzy regularnie utrzymywali
kontakt telepatyczny, telefoniczny i fizyczny z Kosmicznymi Braćmi. Grupa
działała w formie fundacji, która w swoich latach świetności, tj. połowa lat 50
tych, cieszyła się tak oszałamiającą polarnością w Hiszpanii, że każdego roku
otrzymywała sowite dotacje na swoje konta bankowe. Dzięki rozwoju finansowej działalności
,,duchowej” grupy Umma, świat mógł dowiedzieć się, że mieszkańcy planety Umma
to nie byle jacy ,,Goście z Kosmosu”. To była wysoko rozwinięta cywilizacja,
jaka szczyciła się umiejętnością podróżowania w przestrzeni kosmicznej przy
użyciu równoległych wymiarów, komunikacji ,,telefonicznej” przy użyciu fal
grawitacyjnych i kolonizacji wielu planet.
Mało tego, niektórzy mieszkańcy odległej o 14 tysięcy lat świetlnych
planety pracowali pod auspicjami fundacji Umma jako swoiści misjonarze w
głoszeniu ,,Słowa kosmicznego”, występując publicznie przed gronem
ciekawskich. W swojej działalności
misjonarskiej ułatwiało im podobieństwo nie do odróżnienia od rasy ludzkiej[1].
Trzeciej wojny światowej nie będzie..
Moda na ,,kontaktowców”
rosła z roku na rok w zawrotnym tempie. Stała się też przedmiotem badawczym
instytucji państwowych. Rezultaty tych badań przerastają najśmielsze
oczekiwania. Niejaka pani Swann z Sauth Berwic (stan Maine) obwieszcza
publicznie w latach 50 - tych, że utrzymuje stałe kontakty telepatyczne z Obcą
Cywilizacją. Kosmici tym razem nie szukali swoich ,,kontaktowców” daleko, gdyż
pochodzili z pobliskiego Jowisza i Uranu.
Rewelacje p. Swann okazały się o tyle kontrowersyjne, że jej sprawą
poważnie zainteresowała się amerykańska Marynarka Wojenna, która wysłała swoich
dwóch przedstawicieli służby wywiadowczej.
Pani Swann – wpadając w głęboki trans w trakcie jednych z takich wizyt –
telepatycznie zeznała, że istnieje we Wszechświecie międzygalaktyczna
organizacja, Kosmiczny Związek Planet, która działa już na Ziemi i ma plany
stworzenia na niej międzynarodowej organizacji – jako jeden z etapów dojrzenia
do szerszego kontaktu. Wizje p. Swann miały często postać prekognicji. Przedstawiciele wywiadu dowiedzieli się
bowiem od Swann, że trzecia wojna światowa na pewno nie wybuchnie i to, gdzie
następny razem dotknie ziemi latający spodek.
Sprawa
mistycznej p. Swann bynajmniej nie od razu została wyśmiana. Wręcz przeciwnie.
Została potraktowana z należytą powagą i starannością. W analizie wzięli udział
nawet przedstawiciele CIA. Z pozoru odległa bezgraniczna naiwność instytucjom państwowym
okazała się być nagle na wyciągnięcie ręki.
Niewinna twarz Adamskiego
Nie tylko mieszkańcy
planety Jowisz i Uran starały się złapać kontakt z ludzkością. W naszym
macierzystym Układzie Słonecznym odezwały się też – ba ! ujawniły swoją
obecność – humanoidalni Wenusjanie. O tych rewelacjach donosił Amerykanom
pewien mieszkaniec Kalifornii, nota bene polskiego pochodzenia, niejaki George
Adamski. A zaczęło się bardzo niewinnie… Od obserwacji niezidentyfikowanego
obiektu latającego przez lunetę, po przez bliskie spotkania na pustynnych
bezkresach z latającymi dyskami, dającymi się z łatwością sfotografować, aż do
bezpośrednich spotkań z przedstawicielami Wenus i bajecznymi podróżami
kosmicznymi ich pojazdami.
Adamski
już w młodym wieku wykazywał skłonności do mistycyzmu. Swoim pociągiem do
Nieznanego zaaprobował pewne wąskie grono mieszkańców Laguna Beach, które dość
szybko przeobraziło się w wyznawców życia pozaziemskiego.
,,Rozmawiałem
z przybyszami z Wenus i wielu innych planet – stwierdza Adamski. – Na
wszystkich tych planetach ludzie żyją na powierzchni, gdyż życiodajna moc
Słońca jest wszystkim istotom niezbędna do egzystencji. Gdy uda nam się podróż kosmiczna, uczeni
zdumieją się, jak atmosfery innych planet są podobne do naszej. Twierdzi się,
że na Księżycu nie ma atmosfery, tymczasem nasi Kosmiczni Bracia zapewnili
mnie, że atmosfera tam istnieje. (..) Domy na
Wenus mają kopulaste dachy. Architektura zależna jest jednak – tak jak i
na Ziemi – od warunków lokalnych każdej części planety. Gospodynie domowe
dysponują w swych mieszkaniach takimi urządzeniami, o jakich nie śniło się nawet
Ziemiankom (..) Ponieważ nie zwalczają, tylko wykorzystują oni odpowiednie siły
przyrody – nie potrzebują stosować ani środków owadobójczych, ani sztucznych
nawozów”[2].
W
swojej książce ,,Flying Saucers Have Landed” (Latające Spodki Wylądowały)[3]
Adamski kontynuuję z pisarską pasją swój
paranoidalny bełkot rozwodząc się o życiu społeczno – ekonomicznym i
politycznym na Wenus. Wychwala pod same niebiosa Wenus szlachetne wartości
równości mieszkańców tej drugiej od Słońca planety. Czuję się też w obowiązku – jako ,,kontaktowiec”
z prawdziwego zdarzenia – nieść rasie ludzkiej przesłanie pokoju i potrzeby
ochrony przyrody. Wreszcie w swej chorobliwej psychozie rozwodzi się o naturze
i specyfice działania pojazdów latających, jakimi podróżują Wenusjanie. ,,Ludzie
Kosmosu – piszę Adamski. – zastosowali mechanicznie wytwarzane pola sił dla
poruszania swych statków. Zgodnie z moimi obserwacjami i wynikami analiz
głównym materiałem budowy ich statków jest chemicznie czysty glin w stopach z
innymi metalami oraz innymi nieznanymi na Ziemi substancjami (..) Energia do
napędu statków pobierana jest z otaczającej przestrzeni, a każdy pierwiastek
może być przekształcony w każdą formę energii”[4].
Na
potwierdzenie swych fantazji Adamski zaprezentował cały szereg ciekawych
fotografii. Po ukazaniu się jego książki szybko został uznany za sprytnego
hochsztaplera i fałszerza zdjęć (większość obiektów na fotografiach uznano za
lampę gazową, pokrywkę bądź nawet kurnik od kur – sic !). To jednak znaleźli
się i tacy, co w zdjęciach Adamskiego ujrzeli poważny przedmiot badawczy, jaki
często w latach 50 – tych przewijał się w trwałych dowodach na obecność NOLi[5].
Dziś
po latach trudno jasno zrozumieć intencje, jakimi kierował się ten bohater
numer jeden wśród ,,kontaktowców”. Ma się nieodparte wrażenie, że niewinny z
pozoru wstrząs autentycznymi wydarzeniami pewnej obserwacji nieznanego obiektu
tak mocno zakorzenił się w psychice Adamskiego, że stał się zalążkiem swoistej
paranoi, która, z roku na rok pogłębiając się, pozwoliła mu uwierzyć w
autentyczną wyjątkowość swojej osoby i potrzebę dzielenia się swoimi
doświadczeniami z innymi. Rzeczywistość w połączeniu z fikcją, omami i mani
prześladowania zaczęła mieszać się w głowie Adamskiego. Odróżnienie prawdy od
fikcji stało się nie możliwe. Jestem skłony przychylić się do tezy, że wszelkie
próby przyłapania Adamskiego na kłamstwie przy użyciu wariografu zakończyłyby
się niechybnie fiaskiem. Człowiek ten tak głęboko wierzył w swoją paranoję, że
nie był w stanie odróżnić swojej fikcji od rzeczywistości.
Przeżycia
Adamskiego na trwałe wpisały się w annały ufologiczne i jeszcze przez długie
lata służyły sceptykom UFO jako koronny argument przejawów ludzkiej fantazji w
sprawie obserwacji Nieznanych Obiektów Latających. Mimo dyskredytacji grona
osób deklarujących się byciem w kontakcie z UFO, fenomen ,,kontaktowców” nie
umilkł. Wręcz przeciwnie. Zyskał na mocy w swej modzie. Na scenie pojawili się
nowi ,,bohaterzy”…
Miłość z odległej planety Erra
Wielu
zainteresowanych tematyką ufologiczną z pewnością pamięta osławioną postać
Edwarda Meira i jego sensacyjne zdjęcia i nagrania video[6].
Ten 38 – letni wówczas mieszkaniec niewielkiej szwajcarskiej wsi Hinwil koło
Zurychu twierdził, że utrzymywał stały kontakt z Kosmitką (żeby niebyło, że
wśród ,,kontaktowców” istniał tylko pociąg do płci męskiej !). Urokliwa pani Semjase (bo takim oto imieniem
się przedstawiła) pochodziła z odległej planety Erra odległej od Ziemi 800
tysięcy lat świetlnych i znajdującej się w układzie gwiazdozbioru Plejad.
Znajomość – jak to często bywa w przypadku ,,kontaktowców” – zaczęła się
przypadkiem, gdy Semjase postanowiła wylądować na niewielkim wzniesieniu
nieopodal domu Meira. Oczywiście zupełnym przypadkiem świadkiem tego
niecodziennego zjawiska był sam Meier. Wkrótce znajomość między Kosmitką a
szwajcarskim Ziemianinem przeobraziła się w wieloletnią zażyłą przyjaźń.
Najwidoczniej brodaty inwalida Meier musiał wpaść w oko pięknej Plejadance,
skoro od 1975 r. do 78 r. odwiedziła ona Ziemię aż ponad trzysta razy[7]. Była na tyle otwarta w swojej znajomości, że
w szczegółach zdradziła Meirowi sztukę pilotażu swojego kosmicznego pojazdu i
zabrała go nawet na międzygwiezdne podróże. Na potwierdzenie swoich rewelacji,
Meier zaprezentował światu osobliwe zdjęcia przedstawiające radziecko –
amerykański kompleks satelitarny Sojuz – Apollo. Zdjęcie rzekomo zostało
wykonane w przestrzeni kosmicznej. Widać na nim fragment ziemi i kompleks.
Jednak najwyraźniej schorowana ręka Meira nieco się zachwiała (a może to skutek
bezwładności w kosmicznej kapsule Semjase), skoro zdjęcie jest dość mocno
rozmazane. Nie przeszkodziło to sympatykom przygód Meira uznać to za koronny
dowód jego opowieści. Wszak, ani strona rosyjska, ani amerykańska, nie
przyznały się oficjalnie do autorstwa osobliwej fotografii. Szaleni ufolodzy na
czele z Gudo Moosbrugger triumfowali.
Jeśli
ktoś uzna, że zdjęcie kapsuły Apollo to mało przekonywujący dowód w sprawie,
niech poświęci chwilę uwagi bogatej kinematografii i archiwum zdjęć Meira już produkcji
ziemskiej. Czegoż tam nie ma… Piękne kolorowe fotografię ukazują mieniące się w
słońcu dyskoidalne pojazdy. Wprost rodzynki dla specjalistów od analizy zdjęć.
Widać bowiem na nich najmniejsze szczegóły pojazdów, od kopuły po najmniejsze
okienko i światełko (może kierunkowskaz ?). Precyzja wręcz powala z nóg. Jeśli
to za mało, to proszę bardzo – mamy jeszcze całą masę filmów. Tym razem obiekty
już się przemieszczają – jak za dotknięciem różdżki Meira - dematerializują i materializują. Na tle malowniczych szwajcarskich krajobrazów
latające dyski pokazują się fotografowi w każdej możliwej ewolucji.
Długo
jeszcze toczył się zażarty spór o wiarygodność tych sensacyjnych materiałów.
Ileż znalazło się specjalistów, którzy ręczyli swoim autorytetem autentyczność
zdjęć i nagrań video. Jeśli ktoś uznał, że widać na nich zwykłe makiety – z
góry był torpedowany argumentem o niepełnosprawności Meiera (w wypadku
samochodowym Meier stracił rękę).
Dopiero po latach okazało się, że miał swoich współpracowników. Na nic
się to zdało. Głęboka wiara w cuda Meiera była nie do pokonania i żaden
przekonywujący dowód na kłamstwo, nawet ten z pozoru najprostszy, nie mógł nic
zdziałać.
Duchowi Przywódcy Prawdy
Tak
więc świat XIX wiecznych mediów nie umarł wraz z tą epoką. Miejsce duchów i
astralnych istot nie z tego świata w XX wieku przejęli Kosmici. W miejsce
medium wszedł ,,kontaktowiec” – osoba utrzymująca stałą łączność z przybyszami
nie z tego świata. Natomiast jego ważne dla ludzkości przekazy telepatyczne
bądź wiedza przekazywana przy użyciu pisma automatycznego to swoiste
doświadczenia spirytystyczne. A jak wygląda współczesność ?
Mając
na uwadze popularne periodyki ufologiczne, pozycje literatury, wydaje się, że
niezbyt różowo. Tak starannie pielęgnowany w metodyce badań nad UFO empiryzm
ustępuję miejsca okultyzmowi. W opisywanych artykułach, świadkowie UFO już nie
tylko obserwują niezidentyfikowane obiekty latające, ale także doświadczają
bezpośrednich spotkań. Telepatyczne przekazy mówią o wadzę wartości i rozwoju
duchowego oraz pokoju na świecie. Ostrzegają nas o kataklizmach i klęskach,
jeśli nie zejdziemy na właściwą ścieżkę dobra. Istoty z kosmosu jawią się jako
swoiści Mędrcy – Duchowi Przywódcy Prawdy.
,,Wasza
cywilizacja zdąża w złym kierunku – piszę w liście anonimowa Elżbieta do
ufologa Bronisława Rzepeckiego. – Jeśli tak dalej będzie, to dojdzie do
unicestwienia. My staramy się wam pomóc przez wysyłanie odpowiednich wibracji,
które skierują was w pozytywnym kierunku. To jest wielkie dzieło tworzenia (…)
Teraz jesteście zbyt prymitywni, żeby to docenić, ale kiedyś będzie nam
wdzięczni za to[8]”. W takim duchowym tonie utrzymane są inne
przekazy. Dowiadujemy się w nich, że dzień pojednania jest już bliski. ,,Nadchodzi
czas wielkiego spotkania dwóch cywilizacji: ziemskiej i kosmicznej. Jednak nie
może to być przedwczesne spotkanie, gdyż dla wielu ludzi byłoby to szokiem i spowodowałoby
przykre następstwa. To spotkanie będzie znakiem nowych czasów – czasów pokojów
i braterstwa…”[9].
Wspomniany
wcześniej Meier apelował w swoich przekazach o potrzebie powstrzymania groźby
zagłady ludzkości i tłumieniu wartości materialnych na rzecz skupienia się nad
sobą samym i własnym wnętrzem duchowym. Natomiast – doświadczająca odmiennych
stanów świadomości w transie – Betty Anderson w swoim automatycznym piśmie
notowała liczne uwagi o ochronie środowiska i szerzeniu dobra na świecie.
Te
wzniosłe przesłania dla ludzkości wydają się być tożsame z objawieniami
maryjnymi, z jakimi musi się mierzyć dziś Kościół. Osoby, które doświadczyły
wizji Świętej Madonny wielokrotnie otrzymywały od niej przekazy, które możemy
śmiało utożsamiać ze współczesnymi wizjami ,,kontaktowców”. Są one nasycone
groźbami o wojnach i klęskach. Oddalanie się ludzi od wartości duchowych
implikuję urastanie w siłę mocy demonicznych. W konfrontacji z takimi wizjami,
Kościół oficjalnie kieruję się programowym sceptycyzmem. Wizje – zdaniem
duchownych – są wysoce dogmatyczne i nie wnoszą nic nowego do kanonów wiary. W
kwestii UFO i ,,kontaktowców” zauważa się analogiczną prawidłowość. Treści
przekazów oczywiście możemy brać bezkrytycznie na zasadzie wiary, lecz i tak
niczego nowego się w nich nie doczytamy. Duchowość, pokój i dobro oraz potrzeba
zmian świadomości, nawrócenia czy też dbania o naszą poczciwą Matkę Ziemię nie
są rzeczami odkrywczymi. Wiemy o nich bez filozoficznej mocy Braci
Kosmosu.
W
tym wszystkim zauważa się jednak pewien logiczny ciąg zdarzeń – w skutek
wystąpienia rzeczywistego nieprawdopodobieństwa (obserwacji UFO), stopniowo i
pomału w świadku takiego zdarzeniu może czasami dochodzić do swoistej
transformacji psychicznej, gdzie już jest tylko jeden mały krok do dewiacji
umysłowej.
Z
całą pewnością w psychice wielu ,,kontaktowców” współcześni psychologowie i
psychiatrzy odnaleźliby odmiany wielu chorób psychicznych. Złudzenia, omamy i
iluzje zakrzywiania obrazów rzeczywistości to przejawy klasycznej paranoi. Czy
głęboka wiara w UFO może prowadzić do takich chorób psychicznych ? Z całą
pewnością tak i wielu współczesnych badaczy UFO musi podchodzić do tego tematu
z dużym krytycyzmem. W tym kontekście należy mieć na uwadze pewien fakt, iż
słabość niektórych religii i kryzys uznanych źródeł prawdy wiary o człowieku i
Wszechświecie z wolna ustępuje miejsca wierze w cuda. Religia tradycyjna schodzi
tutaj na dalszy plan, zaś ,,niszę ekologiczną” wypełniają, świadomie bądź
nieświadomie, ,,nawiedzeni” i ,,prorocy”, którzy deklarują swoje stałe kontakty
z UFO. Ich paranoiczna wiara w owe
,,nieziemskie” doświadczenia czyni olbrzymią szkodę ufologii, stawiając ją w
jednym rzędzie u boku mistycyzmu. Natomiast dla współczesnego stanowiska nauki,
UFO staje się kolejną groteską i mitem.
[1] Popularna w latach 50 – tych grupa Umma jeszcze
długo plewiła starannie swoją działalność, dając mocnego pstryczka w nos
rzetelnym badaczom UFO. Jeszcze w latach 70 – tych można było usłyszeć o
kosmitach z Umma za sprawą książki o życiu i filozofii życia mieszkańców tej
planety. Pozycja literatury okazała się najwyraźniej mało owocna twórczo, skoro
grupa Umma ogłosiła poniewczasie swoją upadłość finansową.
[3] Jakąż ironią wydaję być fakt, iż ta pozycja literatury pióra Adamskiego,
jak i kolejne, cieszyły się długo niesłabnącą popularnością w Stanach
Zjednoczonych, ściągając na publiczne wystąpienia Adamskiego rzesze orędowników
życia na Wenus.
[5] Bodaj najsłynniejszym
zwolennikiem autentyczności zdjęć Adamskiego był badacz UFO, Leonard G. Camp. W
swojej kultowej pracy ,,Space, Gravity and Flying Saucers” autor rozpracował
rzut boczny obiektu sfotografowanego przez Adamskiego 13 grudnia 1952 r. w
Palomar Gardens i doszukał się nawet analogii do obiektu sfotografowanego przez
S. Darbishire’a 15 lutego 1954 r. w Coniston.
[6] W Polsce słynne nagrania Meira zostały zaprezentowane przez Agencję
Nolpress w specjalnym wydaniu kasetowym ,,Kroniki Meiera”.. Materiał
przedstawiał najsłynniejsze nagrania i prezentował wypowiedzi specjalistów
utrzymane w pozytywnym tonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz