wtorek, 12 lutego 2013


UFO kontra mistycyzm

Świat okultyzmu nie umarł wraz ze swoją epoką XIX – wieku. Wydaje się, że we współczesnych czasach dyskretnie ukrył się pod płaszczykiem ufologii. Narodziny i rozwój zjawiska ,,kontaktowców” jest bez wątpienia tego wymownym przejawem


Utarło się już w zbiorowej świadomości ludzkiej traktowanie fenomenu UFO jako zjawiska współczesnego mitu. Dziś podręczniki psychologii – w torpedowaniu latających spodków – kierują swoje działa w stronę mistycyzmowi, nienasyconej tęsknocie ludzkiej psychiki do czegoś, co ludzki umysł nie jest w stanie pojąć i zrozumieć. Zamierzchła wiara w wróżki, skrzaty i demoniczne istoty – zdaniem niektórych socjologów – dzisiaj jawi się jako tęsknotą do irracjonalności w postaci latających nad naszymi głowami UFO.  Takie są fakty – ktoś powiedziałby zapewne.
            Gdzie zatem tkwi sedno obrastania UFO, które w oparciu o ponad sześćdziesięcioletnie badania pretenduje do miana ze wszech miar empirycznego fenomenu, w kożuch okultystycznego tworu – tak kruchego w konfrontacji z linczem szyderczej loży akademickiej ? Być może skutków tego stanu rzeczy należy upatrywać w dalekiej przeszłości, gdy tworzyły się pierwsze zalążki światowej ufologii i do drzwi różnych redakcji zaczęli nieśmiało pukać pierwsi świadkowie osobliwych zjawisk na niebie i ziemi.    
           
W ogrodzie okultyzmu

Sięgnijmy pamięcią… Pamięcią do czasów połowy XIX wieku. Jakie to były czasy ? Na pewno epoka ta należała do Faradaya, Maxwella, Darwina i Comte. Filary światowej nauki zyskiwały wówczas solidnych wzmocnień za sprawą rewolucyjnych teorii. W ten świat niewinnie zaczęły wdzierać się jednak tajemnice parapsychologii.
Świat zalały wieści o przedziwnych zjawiskach, będących jawnym wyzwaniem rzuconym naukowemu poznaniu. Oto niektórym udaje się ponoć nawiązać kontakt ze światem pozagrobowym. Stany Zjednoczone i Europę ogarnia prawdziwa pandemia spirytyzmu. Jak grzyby po deszczu zaczynają się tworzyć, popularne w kręgach biznesowych, salony okultystyczne. Ogarnięci głębokim transem media – w rytm wystukiwanych pod stołem melodii – łączą się metafizycznie z duchami. Duchy przemawiają przez media – rozprawiają o swoim pośmiertnym życiu, pouczają, karcą za grzeszne zachowania, a nawet śmieją się, opowiadając zabawne dowcipy.
            W tych odległych i groteskowo jawiących się nam czasach należy szukać korzeni mistycyzmu, jaki niechlubnie zagościł w ufologii i stał się przyczynkiem do przypięcia zjawisku UFO łatki współczesnego mitu.
            Gdy w latach 50 – tych i 60 – tych na jednej stronie bieguna świat ogarniała istna gorączka UFO, a meldunki o dyskoidalnych, cygarokształtnych pojazdach sypały się jak z rękawa – na drugiej stronie na światło dzienne zaczęły wychodzić tłumnie osoby, które otwarcie deklarowały swój kontakt z przybyszami z Kosmosu, opowiadały o ,,kosmicznych przesłaniach” , a nawet prezentowały na to dowody w postaci zdjęć i nagrań video.
Głośno było swojego czasu o pewnej pseudo religijnej grupie hiszpańskich wyznawców mieszkańców planety Umma. Stanowiło ją grono ,,kontaktowców”, którzy regularnie utrzymywali kontakt telepatyczny, telefoniczny i fizyczny z Kosmicznymi Braćmi. Grupa działała w formie fundacji, która w swoich latach świetności, tj. połowa lat 50 tych, cieszyła się tak oszałamiającą polarnością w Hiszpanii, że każdego roku otrzymywała sowite dotacje na swoje konta bankowe.  Dzięki rozwoju finansowej działalności ,,duchowej” grupy Umma, świat mógł dowiedzieć się, że mieszkańcy planety Umma to nie byle jacy ,,Goście z Kosmosu”. To była wysoko rozwinięta cywilizacja, jaka szczyciła się umiejętnością podróżowania w przestrzeni kosmicznej przy użyciu równoległych wymiarów, komunikacji ,,telefonicznej” przy użyciu fal grawitacyjnych i kolonizacji wielu planet.  Mało tego, niektórzy mieszkańcy odległej o 14 tysięcy lat świetlnych planety pracowali pod auspicjami fundacji Umma jako swoiści misjonarze w głoszeniu ,,Słowa kosmicznego”, występując publicznie przed gronem ciekawskich.  W swojej działalności misjonarskiej ułatwiało im podobieństwo nie do odróżnienia od rasy ludzkiej[1].
           
Trzeciej wojny światowej nie będzie..

Moda na ,,kontaktowców” rosła z roku na rok w zawrotnym tempie. Stała się też przedmiotem badawczym instytucji państwowych. Rezultaty tych badań przerastają najśmielsze oczekiwania. Niejaka pani Swann z Sauth Berwic (stan Maine) obwieszcza publicznie w latach 50 - tych, że utrzymuje stałe kontakty telepatyczne z Obcą Cywilizacją. Kosmici tym razem nie szukali swoich ,,kontaktowców” daleko, gdyż pochodzili z pobliskiego Jowisza i Uranu.  Rewelacje p. Swann okazały się o tyle kontrowersyjne, że jej sprawą poważnie zainteresowała się amerykańska Marynarka Wojenna, która wysłała swoich dwóch przedstawicieli służby wywiadowczej.  Pani Swann – wpadając w głęboki trans w trakcie jednych z takich wizyt – telepatycznie zeznała, że istnieje we Wszechświecie międzygalaktyczna organizacja, Kosmiczny Związek Planet, która działa już na Ziemi i ma plany stworzenia na niej międzynarodowej organizacji – jako jeden z etapów dojrzenia do szerszego kontaktu. Wizje p. Swann miały często postać prekognicji.  Przedstawiciele wywiadu dowiedzieli się bowiem od Swann, że trzecia wojna światowa na pewno nie wybuchnie i to, gdzie następny razem dotknie ziemi latający spodek.
            Sprawa mistycznej p. Swann bynajmniej nie od razu została wyśmiana. Wręcz przeciwnie. Została potraktowana z należytą powagą i starannością. W analizie wzięli udział nawet przedstawiciele CIA. Z pozoru odległa bezgraniczna naiwność instytucjom państwowym okazała się być nagle na wyciągnięcie ręki.


Niewinna twarz Adamskiego
           

Nie tylko mieszkańcy planety Jowisz i Uran starały się złapać kontakt z ludzkością. W naszym macierzystym Układzie Słonecznym odezwały się też – ba ! ujawniły swoją obecność – humanoidalni Wenusjanie. O tych rewelacjach donosił Amerykanom pewien mieszkaniec Kalifornii, nota bene polskiego pochodzenia, niejaki George Adamski. A zaczęło się bardzo niewinnie… Od obserwacji niezidentyfikowanego obiektu latającego przez lunetę, po przez bliskie spotkania na pustynnych bezkresach z latającymi dyskami, dającymi się z łatwością sfotografować, aż do bezpośrednich spotkań z przedstawicielami Wenus i bajecznymi podróżami kosmicznymi ich pojazdami.
            Adamski już w młodym wieku wykazywał skłonności do mistycyzmu. Swoim pociągiem do Nieznanego zaaprobował pewne wąskie grono mieszkańców Laguna Beach, które dość szybko przeobraziło się w wyznawców życia pozaziemskiego.
            ,,Rozmawiałem z przybyszami z Wenus i wielu innych planet – stwierdza Adamski. – Na wszystkich tych planetach ludzie żyją na powierzchni, gdyż życiodajna moc Słońca jest wszystkim istotom niezbędna do egzystencji.  Gdy uda nam się podróż kosmiczna, uczeni zdumieją się, jak atmosfery innych planet są podobne do naszej. Twierdzi się, że na Księżycu nie ma atmosfery, tymczasem nasi Kosmiczni Bracia zapewnili mnie, że atmosfera tam istnieje. (..) Domy na  Wenus mają kopulaste dachy. Architektura zależna jest jednak – tak jak i na Ziemi – od warunków lokalnych każdej części planety. Gospodynie domowe dysponują w swych mieszkaniach takimi urządzeniami, o jakich nie śniło się nawet Ziemiankom (..) Ponieważ nie zwalczają, tylko wykorzystują oni odpowiednie siły przyrody – nie potrzebują stosować ani środków owadobójczych, ani sztucznych nawozów”[2].
            W swojej książce ,,Flying Saucers Have Landed” (Latające Spodki Wylądowały)[3]  Adamski kontynuuję z pisarską pasją swój paranoidalny bełkot rozwodząc się o życiu społeczno – ekonomicznym i politycznym na Wenus. Wychwala pod same niebiosa Wenus szlachetne wartości równości mieszkańców tej drugiej od Słońca planety.  Czuję się też w obowiązku – jako ,,kontaktowiec” z prawdziwego zdarzenia – nieść rasie ludzkiej przesłanie pokoju i potrzeby ochrony przyrody. Wreszcie w swej chorobliwej psychozie rozwodzi się o naturze i specyfice działania pojazdów latających, jakimi podróżują Wenusjanie. ,,Ludzie Kosmosu – piszę Adamski. – zastosowali mechanicznie wytwarzane pola sił dla poruszania swych statków. Zgodnie z moimi obserwacjami i wynikami analiz głównym materiałem budowy ich statków jest chemicznie czysty glin w stopach z innymi metalami oraz innymi nieznanymi na Ziemi substancjami (..) Energia do napędu statków pobierana jest z otaczającej przestrzeni, a każdy pierwiastek może być przekształcony w każdą formę energii”[4].
            Na potwierdzenie swych fantazji Adamski zaprezentował cały szereg ciekawych fotografii. Po ukazaniu się jego książki szybko został uznany za sprytnego hochsztaplera i fałszerza zdjęć (większość obiektów na fotografiach uznano za lampę gazową, pokrywkę bądź nawet kurnik od kur – sic !). To jednak znaleźli się i tacy, co w zdjęciach Adamskiego ujrzeli poważny przedmiot badawczy, jaki często w latach 50 – tych przewijał się w trwałych dowodach na obecność NOLi[5].
            Dziś po latach trudno jasno zrozumieć intencje, jakimi kierował się ten bohater numer jeden wśród ,,kontaktowców”. Ma się nieodparte wrażenie, że niewinny z pozoru wstrząs autentycznymi wydarzeniami pewnej obserwacji nieznanego obiektu tak mocno zakorzenił się w psychice Adamskiego, że stał się zalążkiem swoistej paranoi, która, z roku na rok pogłębiając się, pozwoliła mu uwierzyć w autentyczną wyjątkowość swojej osoby i potrzebę dzielenia się swoimi doświadczeniami z innymi. Rzeczywistość w połączeniu z fikcją, omami i mani prześladowania zaczęła mieszać się w głowie Adamskiego. Odróżnienie prawdy od fikcji stało się nie możliwe. Jestem skłony przychylić się do tezy, że wszelkie próby przyłapania Adamskiego na kłamstwie przy użyciu wariografu zakończyłyby się niechybnie fiaskiem. Człowiek ten tak głęboko wierzył w swoją paranoję, że nie był w stanie odróżnić swojej fikcji od rzeczywistości.
            Przeżycia Adamskiego na trwałe wpisały się w annały ufologiczne i jeszcze przez długie lata służyły sceptykom UFO jako koronny argument przejawów ludzkiej fantazji w sprawie obserwacji Nieznanych Obiektów Latających. Mimo dyskredytacji grona osób deklarujących się byciem w kontakcie z UFO, fenomen ,,kontaktowców” nie umilkł. Wręcz przeciwnie. Zyskał na mocy w swej modzie. Na scenie pojawili się nowi ,,bohaterzy”…
           
Miłość z odległej planety Erra

Wielu zainteresowanych tematyką ufologiczną z pewnością pamięta osławioną postać Edwarda Meira i jego sensacyjne zdjęcia i nagrania video[6]. Ten 38 – letni wówczas mieszkaniec niewielkiej szwajcarskiej wsi Hinwil koło Zurychu twierdził, że utrzymywał stały kontakt z Kosmitką (żeby niebyło, że wśród ,,kontaktowców” istniał tylko pociąg do płci męskiej !).  Urokliwa pani Semjase (bo takim oto imieniem się przedstawiła) pochodziła z odległej planety Erra odległej od Ziemi 800 tysięcy lat świetlnych i znajdującej się w układzie gwiazdozbioru Plejad. Znajomość – jak to często bywa w przypadku ,,kontaktowców” – zaczęła się przypadkiem, gdy Semjase postanowiła wylądować na niewielkim wzniesieniu nieopodal domu Meira. Oczywiście zupełnym przypadkiem świadkiem tego niecodziennego zjawiska był sam Meier. Wkrótce znajomość między Kosmitką a szwajcarskim Ziemianinem przeobraziła się w wieloletnią zażyłą przyjaźń. Najwidoczniej brodaty inwalida Meier musiał wpaść w oko pięknej Plejadance, skoro od 1975 r. do 78 r. odwiedziła ona Ziemię aż ponad trzysta razy[7].  Była na tyle otwarta w swojej znajomości, że w szczegółach zdradziła Meirowi sztukę pilotażu swojego kosmicznego pojazdu i zabrała go nawet na międzygwiezdne podróże. Na potwierdzenie swoich rewelacji, Meier zaprezentował światu osobliwe zdjęcia przedstawiające radziecko – amerykański kompleks satelitarny Sojuz – Apollo. Zdjęcie rzekomo zostało wykonane w przestrzeni kosmicznej. Widać na nim fragment ziemi i kompleks. Jednak najwyraźniej schorowana ręka Meira nieco się zachwiała (a może to skutek bezwładności w kosmicznej kapsule Semjase), skoro zdjęcie jest dość mocno rozmazane. Nie przeszkodziło to sympatykom przygód Meira uznać to za koronny dowód jego opowieści. Wszak, ani strona rosyjska, ani amerykańska, nie przyznały się oficjalnie do autorstwa osobliwej fotografii. Szaleni ufolodzy na czele z Gudo Moosbrugger triumfowali.
            Jeśli ktoś uzna, że zdjęcie kapsuły Apollo to mało przekonywujący dowód w sprawie, niech poświęci chwilę uwagi bogatej kinematografii i archiwum zdjęć Meira już produkcji ziemskiej. Czegoż tam nie ma… Piękne kolorowe fotografię ukazują mieniące się w słońcu dyskoidalne pojazdy. Wprost rodzynki dla specjalistów od analizy zdjęć. Widać bowiem na nich najmniejsze szczegóły pojazdów, od kopuły po najmniejsze okienko i światełko (może kierunkowskaz ?). Precyzja wręcz powala z nóg. Jeśli to za mało, to proszę bardzo – mamy jeszcze całą masę filmów. Tym razem obiekty już się przemieszczają – jak za dotknięciem różdżki Meira -  dematerializują i materializują.  Na tle malowniczych szwajcarskich krajobrazów latające dyski pokazują się fotografowi w każdej możliwej ewolucji.
            Długo jeszcze toczył się zażarty spór o wiarygodność tych sensacyjnych materiałów. Ileż znalazło się specjalistów, którzy ręczyli swoim autorytetem autentyczność zdjęć i nagrań video. Jeśli ktoś uznał, że widać na nich zwykłe makiety – z góry był torpedowany argumentem o niepełnosprawności Meiera (w wypadku samochodowym Meier stracił rękę).  Dopiero po latach okazało się, że miał swoich współpracowników. Na nic się to zdało. Głęboka wiara w cuda Meiera była nie do pokonania i żaden przekonywujący dowód na kłamstwo, nawet ten z pozoru najprostszy, nie mógł nic zdziałać. 

Duchowi Przywódcy Prawdy

            Tak więc świat XIX wiecznych mediów nie umarł wraz z tą epoką. Miejsce duchów i astralnych istot nie z tego świata w XX wieku przejęli Kosmici. W miejsce medium wszedł ,,kontaktowiec” – osoba utrzymująca stałą łączność z przybyszami nie z tego świata. Natomiast jego ważne dla ludzkości przekazy telepatyczne bądź wiedza przekazywana przy użyciu pisma automatycznego to swoiste doświadczenia spirytystyczne. A jak wygląda współczesność ?
            Mając na uwadze popularne periodyki ufologiczne, pozycje literatury, wydaje się, że niezbyt różowo. Tak starannie pielęgnowany w metodyce badań nad UFO empiryzm ustępuję miejsca okultyzmowi. W opisywanych artykułach, świadkowie UFO już nie tylko obserwują niezidentyfikowane obiekty latające, ale także doświadczają bezpośrednich spotkań. Telepatyczne przekazy mówią o wadzę wartości i rozwoju duchowego oraz pokoju na świecie. Ostrzegają nas o kataklizmach i klęskach, jeśli nie zejdziemy na właściwą ścieżkę dobra. Istoty z kosmosu jawią się jako swoiści Mędrcy – Duchowi Przywódcy Prawdy.
            ,,Wasza cywilizacja zdąża w złym kierunku – piszę w liście anonimowa Elżbieta do ufologa Bronisława Rzepeckiego. – Jeśli tak dalej będzie, to dojdzie do unicestwienia. My staramy się wam pomóc przez wysyłanie odpowiednich wibracji, które skierują was w pozytywnym kierunku. To jest wielkie dzieło tworzenia (…) Teraz jesteście zbyt prymitywni, żeby to docenić, ale kiedyś będzie nam wdzięczni za to[8]”.  W takim duchowym tonie utrzymane są inne przekazy. Dowiadujemy się w nich, że dzień pojednania jest już bliski. ,,Nadchodzi czas wielkiego spotkania dwóch cywilizacji: ziemskiej i kosmicznej. Jednak nie może to być przedwczesne spotkanie, gdyż dla wielu ludzi byłoby to szokiem i spowodowałoby przykre następstwa. To spotkanie będzie znakiem nowych czasów – czasów pokojów i braterstwa…”[9].
            Wspomniany wcześniej Meier apelował w swoich przekazach o potrzebie powstrzymania groźby zagłady ludzkości i tłumieniu wartości materialnych na rzecz skupienia się nad sobą samym i własnym wnętrzem duchowym. Natomiast – doświadczająca odmiennych stanów świadomości w transie – Betty Anderson w swoim automatycznym piśmie notowała liczne uwagi o ochronie środowiska i szerzeniu dobra na świecie.
            Te wzniosłe przesłania dla ludzkości wydają się być tożsame z objawieniami maryjnymi, z jakimi musi się mierzyć dziś Kościół. Osoby, które doświadczyły wizji Świętej Madonny wielokrotnie otrzymywały od niej przekazy, które możemy śmiało utożsamiać ze współczesnymi wizjami ,,kontaktowców”. Są one nasycone groźbami o wojnach i klęskach. Oddalanie się ludzi od wartości duchowych implikuję urastanie w siłę mocy demonicznych. W konfrontacji z takimi wizjami, Kościół oficjalnie kieruję się programowym sceptycyzmem. Wizje – zdaniem duchownych – są wysoce dogmatyczne i nie wnoszą nic nowego do kanonów wiary. W kwestii UFO i ,,kontaktowców” zauważa się analogiczną prawidłowość. Treści przekazów oczywiście możemy brać bezkrytycznie na zasadzie wiary, lecz i tak niczego nowego się w nich nie doczytamy. Duchowość, pokój i dobro oraz potrzeba zmian świadomości, nawrócenia czy też dbania o naszą poczciwą Matkę Ziemię nie są rzeczami odkrywczymi. Wiemy o nich bez filozoficznej mocy Braci Kosmosu. 
            W tym wszystkim zauważa się jednak pewien logiczny ciąg zdarzeń – w skutek wystąpienia rzeczywistego nieprawdopodobieństwa (obserwacji UFO), stopniowo i pomału w świadku takiego zdarzeniu może czasami dochodzić do swoistej transformacji psychicznej, gdzie już jest tylko jeden mały krok do dewiacji umysłowej.
            Z całą pewnością w psychice wielu ,,kontaktowców” współcześni psychologowie i psychiatrzy odnaleźliby odmiany wielu chorób psychicznych. Złudzenia, omamy i iluzje zakrzywiania obrazów rzeczywistości to przejawy klasycznej paranoi. Czy głęboka wiara w UFO może prowadzić do takich chorób psychicznych ? Z całą pewnością tak i wielu współczesnych badaczy UFO musi podchodzić do tego tematu z dużym krytycyzmem. W tym kontekście należy mieć na uwadze pewien fakt, iż słabość niektórych religii i kryzys uznanych źródeł prawdy wiary o człowieku i Wszechświecie z wolna ustępuje miejsca wierze w cuda. Religia tradycyjna schodzi tutaj na dalszy plan, zaś ,,niszę ekologiczną” wypełniają, świadomie bądź nieświadomie, ,,nawiedzeni” i ,,prorocy”, którzy deklarują swoje stałe kontakty z UFO.  Ich paranoiczna wiara w owe ,,nieziemskie” doświadczenia czyni olbrzymią szkodę ufologii, stawiając ją w jednym rzędzie u boku mistycyzmu. Natomiast dla współczesnego stanowiska nauki, UFO staje się kolejną groteską i mitem.



[1] Popularna w latach 50 – tych grupa Umma jeszcze długo plewiła starannie swoją działalność, dając mocnego pstryczka w nos rzetelnym badaczom UFO. Jeszcze w latach 70 – tych można było usłyszeć o kosmitach z Umma za sprawą książki o życiu i filozofii życia mieszkańców tej planety. Pozycja literatury okazała się najwyraźniej mało owocna twórczo, skoro grupa Umma ogłosiła poniewczasie swoją upadłość finansową.
[2] Lucjan Znicz – Sawicki ,,Goście z Kosmosu”, Krajowa Agencja Wydawnicza, Gdańsk 1985, str.  66.
[3] Jakąż ironią wydaję być fakt, iż ta pozycja literatury pióra Adamskiego, jak i kolejne, cieszyły się długo niesłabnącą popularnością w Stanach Zjednoczonych, ściągając na publiczne wystąpienia Adamskiego rzesze orędowników życia na Wenus.
[4] Ibidem.
[5] Bodaj najsłynniejszym zwolennikiem autentyczności zdjęć Adamskiego był badacz UFO, Leonard G. Camp. W swojej kultowej pracy ,,Space, Gravity and Flying Saucers” autor rozpracował rzut boczny obiektu sfotografowanego przez Adamskiego 13 grudnia 1952 r. w Palomar Gardens i doszukał się nawet analogii do obiektu sfotografowanego przez S. Darbishire’a 15 lutego 1954 r. w Coniston.
[6] W Polsce słynne nagrania Meira zostały zaprezentowane przez Agencję Nolpress w specjalnym wydaniu kasetowym ,,Kroniki Meiera”.. Materiał przedstawiał najsłynniejsze nagrania i prezentował wypowiedzi specjalistów utrzymane w pozytywnym tonie.
[7] Guido Moosbrugger ,,UFO z Plejad”, Agencja Nolpress, Białystok 1994 r. str. 17 – 20.
[8] Bronisław Rzepecki ,,Kontaktowcy w Polsce”, Magazyn UFO NR 25 1996 r., str. 12.

[9] Ibidem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz