16 września, około godziny 10:00, grupka szkolna
sześćdziesięciu dwóch dzieci w miejscowości Ruwa w Zimbabwe obserwuje lądowanie
obiektu UFO, a później widzi przechadzające się w pobliżu humanoidalne istoty.
Dochodzi do bardzo bliskiego kontaktu, dosłownie tuż pod nosem nieświadomych
nauczycieli. Mija dokładnie 21 lat od tego jednego z bodaj najsłynniejszych
bliskich spotkań z UFO. Bardziej trzeźwe spojrzenie po latach na ten przypadek,
bynajmniej nie przybliża nas bardziej do zrozumienia natury UFO.
Na przypadki spotkań ludzi z załogantami obiektów UFO
dzisiaj patrzymy bardziej przez pryzmat historii, mając na względzie, że w chwili
obecnej takich zdarzeń nie notuje się dużo. Wiele z nich zapisało się w
annałach ufologicznych ,,złotymi literami” jako incydenty bezprecedensowe o
bardzo wysokim ,,współczynniku niezwykłości”. Często analiza krytyczna takich
przypadków wskazuje nierzadko na irracjonalność, infantylność a nawet brak
elementarnej logiki w zachowaniu tajemniczych ,,gości z kosmosu”. Zdrowy
rozsądek podpowiada nam, że w spotkaniach z wyższą inteligencją kontakt będzie
przebiegał według jakiś określonych schematów, jakie ,,kosmici” dostroją do
naszej ograniczonej percepcji. Tymczasem logika bardzo często odchodzi na
dalszy plan i ustępuje miejsca bezprzyczynowości. Ileż było takich zdarzeń,
które pokiereszowały wiedzą ufologiczną i sprowadziły ufologów z – wydawało się
rzetelnie poukładaną - wiedzą do punktu wyjścia.
21 lat temu w afrykańskiej wiosce Ruwa w Zimbabwe, ponad
60 dzieci – uczniów prywatnej szkoły Ariel School jest świadkami lądowania
obiektu UFO. Z obiektu wyłania się wyglądająca dla niektórych groźnie istota,
która wchodzi w kontakt telepatyczny z dziećmi. Przypadek czy to reguła, że
dzieci w tym czasie są świadkami tego niecodziennego widoku bez swoich
opiekunów. Czyżby spotkanie zostało zaaranżowane świadomie i dzieci zostały poddane
jakiemuś eksperymentowi ? Nie wiadomo. Ale jednego możemy być pewni. 16
września w Ruwie dzieci nie uległy zbiorowej halucynacji ani masowej histerii,
ale doświadczyły spotkania z czymś absolutnie prawdziwym i jednocześnie
przerażającym, nieznanym i okultystycznym. Chwile potem wieść o wydarzeniach w
Ruwie obiegła cały świat. O zdarzeniu było tak głośno, jak o słynnym lądowaniu
UFO w rosyjskim Worenżu. Z resztą w literaturze ufologicznej wielokrotnie
porównywano do siebie obydwa wydarzenia – w obydwu przypadkach świadkami były
dzieci, których światopogląd, wiedza i wyobraźnia nie były na tyle rozbudowane,
aby ukuć tak zawiłą w swojej szczegółowości historię i przy okazji nabrać na
nią psychologów.
Na scenie pojawiają się dyski
Miejsce obserwacji |
Niniejsze zdarzenie – najbardziej doniosłe w swojej
niezwykłości – wbiło się w media z impetem, pozostawiając w tyle całkiem sporo
innych, już mniej spektakularnych, przypadków z Zimbabwe. Wszystkie rzetelnie
dokumentowała nie żyjąca już ufolog Cynthi Hind. To dzięki niej przypadek z
Ruwy wypłynął na szersze wody ufologiczne, gdyż pewnie kadra nauczycielska i
rodzice dzieci nie dołożyliby starań, aby nagłośnić należycie sprawę.
Po godzinie 10:00 dokładnie 62 dzieci, w przedziale 5 –
12 lat, przebywało na placu zabaw przyległym na terenie szkoły i bawiło się w
przerwie między lekcjami. Nic nie zapowiadało niczego niezwykłego. Naraz
niektóre dzieci dostrzegły trzy srebrne kule światła unoszące się na niebie.
Według innych relacji były to srebrzyste dyski. Mimo tych pewnych rozbieżności,
dzieci były zgodne co do tego, że obiekty znikały i pojawiały się w różnych
częściach nieba. Jednocześnie stopniowo opadały na dół. W pewnym momencie jeden
z obiektów wylądował bądź też zniżył się na niewielką wysokość od ziemi w obszar
gęsto zarośnięty roślinnością między drzewami, który bezpośrednio przylegał do
szkolnego podwórka, ale był niedostępny z uwagi na przebiegający w tym miejscu
płot. Odległość do obiektu była niewielka, jakieś 100 m. W tym momencie zaczyna
się najciekawsza część tej historii.
Świadkowie zdarzenia |
Nie wiadomo w którym momencie, dzieci zaczynają dostrzegać
sylwetkę jakieś postaci koło obiektu. Istota według relacji dzieci pojawiła się
na czubku obiektu, potem obok niego. W końcowej fazie obserwacji przechadzała
się po bujnie rosnącej w tym miejscu roślinności i przypatrywała się stojącym w
osłupieniu dzieciom. Inne relacje dzieci wskazywały na obecność drugiej istoty
obok statku.
Ogrodnik czy kosmita ?
- Z początku myślałem, że to Pan Stevens, nasz ogrodnik.
Dopiero później doszło do mnie, że to ktoś inny – wspominał jeden z chłopców
obecnych na miejscu.
Czarnoskórym dzieciom istota skojarzyła się z czymś
absolutnie demonicznym i przerażającym. Mali Afrykańczycy byli bardzo oznajmieni
z lokalnymi legendami o złym duchu ,,Tokoloshe”. Niektóre w trakcie zdarzenia
zaczęły krzyczeć, że ,,potwór przyszedł ich zjeść”. Zapanowała wśród dzieci
panika i zamieszanie.
Relacje dzieci na temat wyglądu istoty, jak i lądującego
obiektu w wielu miejscach się różnią. Wynikało to prawdopodobnie z faktu, iż po
tych wydarzeniach zróżnicowana rasowo grupka dzieci dość ochoczo opowiadała o
swoich przeżyciach. W wiele fragmentów ich relacji zaplątała się dziecięca
wyobraźnia. Bycie w centrum uwagi pewnie nieco przekoloryzowało wiele opisów
wyglądu istoty. Niemniej, wiele relacji było ze sobą zgodnych, więc trudno
uznać, że dzieci zrobiły z ogrodnika kosmitę (jak się później okazało Pan
Stevens znajdował się w trakcie zdarzenia w zupełnie innym miejscu).
Tajemniczy ,,Tokoloshe” miał około 1 m. wzrosty, był
ubrany w ściśle przylegający ciemny, połyskujący kostium. Jego postura była
nieco przygarbiona, twarz blada, ale to, co szczególnie zapamiętało wielu
dzieci i podkreślało w swoich rysunkach dotyczyło wielkich, ciemnych oczu. Jak
żywo przypominały one dobrze już znane ufologom w latach 90 – tych relacje humanoidalnych
istot z wielkimi, czarnymi oczami. Skąd
więc małe dzieci mogły posiadać wiedzę o takich przypadkach i tak emocjonalnie
opowiadać zmyśloną historię przed dorosłymi ? Pytanie retoryczne…
W przypadku wyglądu istoty pojawił się jeszcze jeden ciekawy
element w jego rysopisie – długie czarne włosy, które opadały aż na ramiona.
Jedno z białoskórych dzieci porównało istotę do Michaela Jacksona. Jak widać
różna przynależność etniczna stworzyła ciekawy kontrast, który dla badających
przypadek psychologów był prawdziwym wyzwaniem naukowym.
Zachowanie się ,,Tokoloshe” było niezrozumiałe dla
dzieci, wręcz magiczne. Istota pojawiała się i znikała. Najciekawsze było
jednak to, co dzieci opowiadały później dorosłym. Otóż okazało się, że niektóre
weszły w kontakt telepatyczny z istotą i otrzymały coś na podobieństwo
,,przekazów”. Dzieci zostały ostrzeżone,
że ,,coś się może wkrótce wydarzyć”. Myślowe przekazy dotyczyły głównie stanu
naszej planety i potrzeby ochrony środowiska. Trudno w tym miejscu zrozumieć
intencję, jakimi kierowała się istota skojarzona później przez dzieci z
demonem.
Spotkanie z ekspertem od UFO
Statek z obcym, tak szybko, jak się pojawił, tak szybko
też zniknął, a przerażone dzieci co sił pognały do szkoły, aby opowiedzieć
nauczycielom, co przed chwilką widziały. I to jest z pewnością ciekawy aspekt
tej całej sprawy. Gdyż nikt z dorosłych nie był świadkiem tego zdarzenia.
Dzieci na placu szkolnym przebywały same. Choć niby znajdowały się pod opieką
pewnej pani ze szkolnego sklepiku, ale ta w tym czasie znajdowała się w szkole.
Podobnie, jak cała kadra nauczycielska, która prowadziła wówczas radę
pedagogiczną. Nie dziwi zatem fakt, że euforyczna reakcja 62 dzieci wpadających
z krzykiem do klasy z nietuzinkową historią została przez dorosłych
zignorowana. Być może sprawa nigdy nie ujrzałaby światła w mediach, gdyby nie
zaniepokojenie rodziców. Następnego dnia do szkoły rozdzwoniły się telefony od
rodziców, którzy nie mogli zrozumieć, że dzieci zostały pozostawione same na
podwórku bez opieki nauczycielskiej i doświadczyły traumatycznego spotkania z
jakimś obcym człowiekiem.
Sprawa była tak kapitalnej wagi, że badająca zdarzenie
ufolog Cindhy Hind nie omieszkała zwrócić się z pomocą do światowego eksperta
od bliskich spotkań z UFO, wychowanka Harvardu, Johna Macka. Ten przyjechał na
miejsce zdarzenia i przeankietował wszystkie dzieci. Pokłosiem tego był film
dokumentalny, jaki można obejrzeć dzisiaj na YouTube (zamieszczam link do niego
poniżej). Dzięki właściwej metodzie badawczej, z uwzględnieniem adekwatnego
podejścia pedagogicznego do dzieci, Mack wyciągnął od nich wiele istotnych w
sprawie szczegółów. Jako doświadczony psycholog, z miejsca uznał, że dzieci nie
fantazjują, nie uległy też zbiorowej herezji, lecz były świadkiem czegoś
niezwykłego.
John rozmawiał też z wielu rodzicami i nauczycielami,
zwrócił im uwagę na właściwe podejście do relacji dzieci. ,,Nawet jeśli im nie
wierzycie, nie sprawiajcie im przykrości, twierdząc, że są kłamcami” –
upominał.
To, co szczególnie zwróciło jego uwagę, to wątek
,,telepatycznego kontaktu”, o którym Mack wspominał wielokrotnie w swoich
książkach, kładąc silny nacisk na przewijające się w myślowych przekazach informacje
o potrzebie szerzenia dobra, rozwoju duchowości i ekologii. Często występujący
w tych zdarzeniach kontrast dwóch nakładających się na siebie i wzajemnie się
wykluczających obrazów budził dla Macka konsternacje w analizie takich
przypadków. Gdyż było to jednoczesne nakładanie się z jednej strony obrazu obcych
– odrażających, budzących strach i przerażenie istot – wykonujących na uprowadzonych ludziach
nieetyczne eksperymenty , a z drugiej strony istot dobrodusznych i
opiekuńczych, które serwują porwanym potem telepatyczne przekazy o potrzebie
zmian na ziemi z uwzględnieniem niwelowania ludzkiej agresji w środowisko.
Niektórzy badacze ,,kupowali” takie historie dosłownie twierdząc, że ,,kosmici”
wdrażają zakrojony projekt ,,wybudzania” ludzkiej świadomości z cywilizacyjnej
stagnacji i otwierania świadomości na bardziej duchowe aspekty życia. Nie
trudno jednak w takim rozumowaniu zauważyć braku jakieś logicznej wykładni
intencji, jakimi kierują się obcy, którzy – domniemamy – reprezentują
zaawansowaną cywilizację i takie cele mogliby osiągnąć w mniej ingerencyjny
sposób na ludziach.
Tymczasem życie potoczyło się dalej. Dzieci, świadkowie
pamiętnych wydarzeń z afrykańskiej Ruwy, dorosły, założyły własne rodziny i
rozpierzchły się gdzieś po świecie. Nie słychać, aby po takiej dawce etycznej
nauki stali się gorliwymi krzewicielami zmian. Wielu z nich już dawno
zapomniało o wydarzeniu, które we wrześniu 1994 r. było czymś tak
przerażającym, a zarazem fascynującym przeżyciem.
Trudno w tym miejscu zrozumieć intencje kierowania
myślowych przekazów do 5 – i 10 – letnich dzieci przez obcych. Nie wiem też,
czy całe spotkanie było jakąś sprytnie zaaranżowaną akcją, aby je przestraszyć
i rozegrać przed nimi absurdalny spektakl z dala od nauczycieli, czyli
niepotrzebnych w tym przypadku świadków ? A może to przypadek sprawił, że
nikogo z dorosłych w tym czasie nie było na miejscu zdarzenia ? Wiele takich
pytań namnaża się w kontekście wydarzeń z Ruwy. Wiedza o tym incydencie nie
przybliża nas bardziej do zrozumienia natury zjawiska UFO. Rodzi się tylko
konsternacja, a gruntownie ułożone wcześniej ufologiczne hipotezy sypią się w
pył. Można powiedzieć, że lepiej byłoby uznać, że dzieci były świetnymi
aktorami i nabrały nauczycieli, rodziców, ufologów i psychologów; zapomnieć o
całej sprawie i tworzyć gruntu pod kolejny absurd. Ale to właśnie on bardzo
często towarzyszy bliskim spotkaniom z UFO. Fakt będzie faktem. Ponad 60 dzieci
te 21 lat temu doświadczyło spotkania z czymś nieznanym, za czym kierowała się
jakaś ,,inteligentna siła” – figlarny mistrz absurdu. Pytanie, jak potoczyłoby
się takie spotkanie w dzisiejszych czasach przed grupką szkolnych dzieci w
biały dzień ? Na pewno mielibyśmy dziś więcej niż rysunek dziecka, a być może
nagranie lądowania obiektu na YouTube. Być może też dlatego nie słyszymy dziś o
takich przypadkach dzisiaj….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz