środa, 3 lipca 2013

ECHA KATASTROFY TUNGUSKIEJ



Ponad 100 lat temu krajobraz Podkamiennej Tunguskiej w promieniu kilkudziesięciu kilometrów został całkowicie zdewastowany przez zderzenie z nieznanym obcym ciałem.  Na kanwie tego wydarzenia zagrożenie zderzenia się naszej planety z wielką asteroidą jest ciągle realne.





Niedawno obchodziliśmy 105 już rocznicę słynnej katastrofy tunguskiej. Wydarzenia z 30 czerwca 1908 r. wciąż spowija długi cień tajemnicy. Czym był obiekt, który uderzył ogromną siłą w ziemie syberyjską i postawił na nogi wielu sejsmologów na całym świecie ? Mimo tylu hipotez i teorii, jakie namnożyły się do niewyobrażalnej ilości wciąż wiemy niewiele.
           
Dotychczas zebrany materiał dowodowy świadczy, że obce ciało z Podkamiennej Tunguskiej miało siłę rażenia 40 – 50 megaton trotylu. Trzy tysiące razy tyle, co zrzucona bomba atomowa nad Hiroszimę.  Zdetonowana na Nowej Ziemi w 1961 r. bomba wodorowa przez ZSRR miała zbliżoną moc. Wybuch w Tunguskiej powalił tysiące drzew w obszarze 40 km.  Słup jasnego ognia widoczny był w promieniu 650 km,  silne wstrząsy słyszane były w rejonie 1000 km. Natomiast sejsmografy na całym globie zarejestrowały silne wstrząsy ziemi. Zjawisko przyczyniło się do obserwacji nad Europą słynnych ,,białych nocy”. Radziecka aparatura magnetometrów w tym rejonie pokazywała ponadto drugi biegun północny.



Wielka zagadka
           
Do dziś wielu badaczy zastanawia się, czy wybuch w obszarze rzeki Podkamiennej Tunguskiej nie dotyczył co najmniej dwóch ciał kosmicznych. Świadczą o tym relacje naocznych świadków. Wypowiedzi mieszkańców z kilku okolicznych miejscowości mówią o dwóch różnych trajektoriach widocznych na niebie ,,słupów ognia”. Co ciekawe, odnotowane w wielu krajach Europy ,,białe noce” obserwowane były też trzy dni przed katastrofą. W dalszym ciągu jednak wielu naukowców skłania się ku hipotezie meteorytu bądź nawet asteroidy. Celem pierwszej ekspedycji w rejon katastrofy, zorganizowanej przez Leonida Kulika – 19 lat po zdarzeniu - było udowodnienie powyższej tezy. Niestety wyprawa postawiła jeszcze więcej pytań. Nie odnaleziono ani grama śladów żelaza bądź niklu. Za to stwierdzono obecność powalonych drzew na olbrzymim obszarze i żadnych znaków życia. Faktycznie na niewielkim obszarze Kulik odnalazł metaliczne i krzemowe kuleczki, które teoretycznie mogą przemawiać za pochodzeniem kosmicznym ciała z Tunguskiej, ale ich ilość i niewielki obszar znaleziska budzą wątpliwości. Wszak obiekt z Tunguskiej mógł mieć średnice kilkudziesięciu metrów. Kulikow więc nie powinien mieć najmniejszych problemów ze znalezieniem w tym rejonie metalicznych cząstek. Niestety nawet samego krateru nie udało się mu odnaleźć.  To skłania niektórych uczonych do spekulowania, że meteor z Tunguskiej mógł być lodową kometą, która – w zetknięciu z ziemską atmosferą – eksplodowała nad ziemią i spowodowała wyłożenie drzew w obszarze wielu kilometrów. Najnowsze badania komet lodowych przeczą jednak tej tezie. Te ciała kosmiczne w swoim składzie także posiadają 50 % stałej materii. Jeszcze inni mówią o asteroidzie z antymaterii. Stąd brak w epicentrum jakiegoś krateru.

Leonid Kulikow
           
Niektórzy naukowcy twierdzą jednak, że krater się znalazł. Jest nim rzekomo dno jeziora Czeko. Ten polodowcowy relikt znajduje się w rejonie katastrofy. Włoscy uczeni z Uniwersytetu Bolońskiego w czerwcu 2007 r. zbadali to miejsce i znaleźli na dnie jeziora odłamki skalne bardzo zbliżone do składu chemicznego meteorytów. Dr. Gareth Collins z Londynu obala jednak tę hipotezę. Twierdzi, że w rejonie jeziora rośnie za dużo drzew z ponad stuletnim rodowodem.
           
Czy kiedyś uda nam się więc rozwikłać zagadkę Tunguskiej ? Prawdopodobnie nigdy. Na kanwie wydarzeń z przed 105 lat rodzą się nieuchronnie nasze obawy o przyszłość naszej planety w kwestii potencjalnych zagrożeń z kosmosu. W 1908 r. mieliśmy najwyraźniej dużo szczęścia. Gdyby ciało kosmiczne, które zmiotło z powierzchni ziemi obszar wielu kilometrów nie uderzyło w Syberie, tylko w rejon zamieszkały, to byłoby w stanie zamienić w pył miasto o porównywalnej powierzchni Nowego Yorku.

Okruchy wszechświata z Czelabińska
           
Co roku NASA śledzi naszą przestrzeń w poszukiwaniu zagrożeń ciał kosmicznych. Niestety nie jesteśmy w stanie zauważyć wszystkich ,,okruchów wszechświata”, które mogą przedrzeć się do naszej przestrzeni ziemskiej i zgotować nam katastrofę. Mogliśmy się o tym przekonać 15 lutego bieżącego roku, gdy w rejonie Czelabińska (Rosja) przeleciał dużych rozmiarów meteoryt i spowodował szkody materialne szacowane na kwotę około 1 mld rubli. Meteor, a raczej planetoida – bo takie wyjaśnienie padło z ust uczonych – powybijał szyby w oknach w promieniu kilku kilometrów, odłamki uszkodziły też wiele budynków i samochodów. Nie wspominając już o tym, że ponad tysiąc okolicznych mieszkańców zostało rannych.
           


Po przeanalizowaniu amatorskich nagrań świadków, trajektorii, wysokości lotu i wielkości ciała, udało się szybko ustalić miejsce eksplozji. Było nim pobliskie jezioro. Odnaleziono też fragmenty ciała obcego. Na ich podstawie udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, że była to planetoida z serii Apollo, jakie krążą niedaleko Ziemi w pasie orbit Marsa i Jowisza. Żadna ziemska aparatura badawcza nie była w stanie przewidzieć i ostrzec mieszkańców nad Uralem o zagrożeniu. Rodzi się pytanie, czy będziemy w stanie zareagować na czas, gdy zagrożenie, jakie pojawi się z kosmosu, będzie miało siłę rażenia porównywalną do meteoru z Tunguskiej ?

Pozostaje tylko modlitwa      

Pod lupą międzynarodowych obserwatorów znajduje się wiele niebezpiecznych ciał kosmicznych. Niedawno astronomowie przyglądali się z uwagą Asteroidzie 1998 QE2, która przeleciała w początkach czerwca w niewielkiej odległości od Ziemi. Prawdzie był to dystans piętnaście razy przekraczający odległość Ziemi od Księżyca, ale mała zmiana w trajektorii lotu i mielibyśmy niespodziankę.


           
- Jeśli w stronę Ziemi leci niezidentyfikowana asteroida, nie pozostaje nam nic innego niż modlitwa – powiedział szef NASA, Charles Bolden podczas spotkania z Amerykańską Izbą Reprezentantów. – Asteroida wielkości 1 km może położyć kres ludzkości – dodał podczas konferencji do wypowiedzi Boldena naukowy doradca Białego Domu, John Holdren.  Podczas tego spotkania dyskutowano nad wygospodarowaniem funduszy na system ostrzegania przed tak wielkimi obiektami. Wszak Czelabińsk zrodził uzasadnione obawy.

Armageddon w przyszłości bardzo realny

Niedawno NASA powołała więc do życia instytucję o nazwie Grand Challenge. – NASA stara się wykryć wszystkie asteroidy, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu naszej planety – mówiła Lori Garver z NASA na konferencji inaugurującej powołanie do życia Grand Challenge. – Instytucja skupia się na tym, by odkryć i skatalogować asteroidy, a także nauczyć się, jak radzić sobie z potencjalnymi zagrożeniami – dodała.
           
Wiadomo, że obecnie NASA wyśledziła ponad 95 % asteroid, które w przeciągu ostatniej dekady znajdowały się blisko Ziemi. Katalogowanie nowych ciał kosmicznych trwa nieustannie i ciągle jest uzupełniane o nowe numery seryjne. Choć otwarcie o potencjalnych zagrożeniach w chwili obecnej nie ma mowy, to nie wyklucza się takich sytuacji w przyszłości. Dość głośnym echem w mediach odbiła się chociażby wieść o Asteroidzie 2011 AG5. W 2040 r. obiekt ten może znaleźć bardzo blisko Ziemi. Obliczone trajektorie nie wykluczają też zderzenia z naszą planetą. Asteroida ma ponad 250 metrów średnicy. Skutek zderzenia z Ziemią może być katastroficzny dla ludzkości. Choć NASA opracowała szereg metod niszczenia takich ciał kosmicznych, poprzez wysyłanie ładunków wybuchowych i holowanie ich przy użyciu bezzałogowego statku kosmicznego, to i tak nasze obawy mogą w dalszym ciągu utrzymywać się w mocy.
            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz