Wizje Matki Boskiej, cuda słońca, płaczące obrazy i ożywające posągi. Czasy PRL- u usłane są historiami nadprzyrodzonymi, które komunistyczny aparat władzy próbował piętnować. Dlaczego zdarzenia nadprzyrodzone w ówczesnym ustroju politycznym mnożyły się na potęgę, a dziś słyszy się o nich rzadko? Na czym polega fenomen cudu?
Moglibyśmy wyjść z założenia, że cuda eucharystyczne, objawienia maryjne, poruszające się i płaczące figury świętych, tańczące słońca i duchowe uzdrowienia należą już do przeszłości. Przejawy teofanii, czyli objawień Boga, zdecydowanie nie są czymś powszechnym we współczesnym świecie, gdzie obserwujemy kryzys wiary i piętrzące się do niewyobrażalnych ilości afery kościelne. A jednak i w ostatnich latach mieliśmy do czynienia…. No właśnie, z cudem? Zanim więc przejdziemy do nieznanych cudów z okresu PRL, poznajmy tę historię.
Jest 25 grudnia 2013 r., pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, w legnickim kościele św. Jacka odbywa się właśnie poranna msza i ksiądz rozdający komunię świętą niechcący opuszcza trzymaną w ręku Hostię. Zgodnie z panującym obyczajem, kapłan szybko podniósł upuszczoną komunię i włożył ją do kielicha z wodą, a następnie odłożył w tabernakulum. Prawa fizyki są bezwzględne i opłatek powinien się zaraz rozpuścić, lecz tym razem utrzymywał swoją stałą konsystencję przez kilka dni. 4 stycznia jeden z księży dostrzegł na dnie czerwone przebarwienie. Przez następne czternaście dni obserwowano rozkład Hostii. Po 20 stycznia zachowało się jedynie czerwone przebarwienie, które władze kościelne postanowiły oddać analizie. Badania przeprowadzone przez naukowców z Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu wykazały, że czerwone przebarwienia Hostii nie są wynikiem działania bakterii i grzybów, ale fragmentami mięśnia sercowego.
To tylko fragment artykułu. Całość dostępna jest w najnowszym numerze Czwartego wymiaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz