Dolny Śląsk – podobnie jak
i inne rejony Polski – epatuje w przedziwne zdarzenia, które zwykliśmy
powszechnie kojarzyć jako zetknięcia z paranormalną silą, ale w gruncie rzeczy
bardzo często trudno jest im przypisać cokolwiek co znamy z ,,konglomeratu”
zjawisk paranormalnych.
Po prostu takim zdarzeniom bliżej jest do folkloru i demonologii ludowej.
Po prostu takim zdarzeniom bliżej jest do folkloru i demonologii ludowej.
Takie opowieści na trwałe zakorzeniły się w naszych
wierzeniach. Problem w tym, że ich egzotyczna natura daje o sobie znać także i
we współczesnych czasach. Poniżej chciałem zaprezentować trzy ciekawe
,,sygnały”, świadczące o tym, że ,,żywy folklor” na terenie Dolnego Śląska ma
się dobrze. Jedna z tych relacji bardzo ciekawie koresponduje z pewnym
zdarzeniem, jakie niegdyś opisywałem na swoim blogu.
Błędy w lesie
Polski folklor jest wręcz ,,naszpikowany” opowieściami o
tzw. ,,zwodzeniu na manowce” przez demoniczne siły, błędne ogniki lub świetliki.
Dzisiaj współcześnie tłumaczy się takie zdarzenia bioluminescencją wśród
występujących w Polsce owadów świecących lub samozapłonami gazów (głównie
metanów) nad rejonami bagnistymi. W ludowych wierzeniach spotykamy się więc z
błądzeniem, dezorientacją lub inną utratą świadomości wywołaną spotkaniem z
kulistymi obiektami. Problem w tym, że podobne zdarzenia występują i
współcześnie i nie zawsze towarzyszą im spotkania ze świetlistymi obiektami.
Jedno z takich zdarzeń opowiedziała mi niegdyś mieszkanka Legnicy, która jako
dziecko mieszkała kiedyś w miejscowości Kłaczyna (woj. dolnośląskie, gmina
Dobromierz). W przypadku tym występują bardzo ciekawe przeskoki w przestrzeni,
uczucie otumanienia i zagubienie czasowe.
,,Miałam w tedy 12 lat – opowiadała Marianna, lat 76 -
,,mieszkaliśmy na Dolnym Śląsku. Byliśmy jedną z pierwszych rodzin
przesiedleńczych w tej części powiatu. To było już dawno, mógł to być rok
1954., lato, godzina raczej wieczorna, ale nie było ciemno. Wracałam sama od
koleżanek z pobliskiej miejscowości Jugowa (dodam tylko, że ten rejon jest mi
bardzo dobrze znany i dokumentowałem tutaj kilka ciekawych obserwacji UFO. W
miejscowości Jugowa pojawiły się także kręgi zbożowe w 2001 r. – przyp.
autora). Szłam drogą asfaltową wzdłuż lasu. Nie bałam się chodzić tamtędy sama,
znałam doskonale ten las i okolice. Ale tamtego dnia wydarzyło się coś, co mnie
po prostu zmroziło do szpiku kości i nigdy tego nie zapomnę. Gdy po lewej
stronie mijałam las i schodziłam z górki, poczułam narastający niepokój, taki
we mnie, w środku. Dosłownie spłynęła na mnie taka ciemność i nie wiem czy
zasłabłam w tedy, czy po prostu zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale nagle
ocknęłam się 100 m dalej, po drugiej stronie lasu. Byłam w szoku, poczułam
dreszcze na całym ciele, bo nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć. Moja pierwsza
myśl, że ktoś mnie pozbawił przytomności i porzucił po drugiej stronie lasu.
Było cicho, znajdowałam się przy samej krawędzi lasu, czułam, że wszystko wokół
było ciche, nie słyszałam żadnego śpiewu ptaków, cykania owadów, po prostu nic.
Stanęłam na nogi i zaczęłam gnać w stronę ulicy, do miejsca, gdzie straciłam
przytomność. To była jedyna droga, jaką mogłam wrócić do domu. I gdy dotarłam z
powrotem w to samo miejsce stała się niesłychana rzecz. Coś mnie przeniosło z
powrotem na drugi koniec lasu. To był taki moment. Biegłam i nagle patrzę
jestem z powrotem pod tym lasem. Usłyszałam w głowie taki rechot, śmiech
zaciągający się. Zaczęłam się modlić i prosić Boga żebym mnie wypuścił z tego.
Stanęłam na nogi i biegłam z całych sił przez pola i łąki. Cała się przy tym
pokaleczyłam, bo rosło tam sporo jeżyn. Ale wiedziałam, że nie mogę wracać tą
samą drogą. Gdy dotarłam do domu, byłam całą poobdzierana i pokłuta. Ojciec
przeraził się, gdy mnie zobaczył i strasznie na mnie nakrzyczał, bo było już
późno. Wyszłam od koleżanki o 19 a była już godzina 22. Nie możliwe, że tak
długo szłam. Kazał mi iść następnego dnia do Kościoła do spowiedzi. Poszłam. I
jeszcze przez wiele lat omijałam to miejsce szerokim łukiem. Co ciekawe, o
podobnym zdarzeniu opowiedziała mi moja mama, że jak mieszkali wcześniej w Mykanowie, koło Częstochowy, przed wojną,
też – mówiła – błądziła kiedyś po lesie i nie mogła znaleźć drogi do domu, bo
ciągle ją coś ściągało w inne miejsce. A gdy wyszła na łąkę, przed las, miała
wizję stojącego na niej olbrzyma. Przeraziła się i uciekła w las. Wracała do domu
na około przez drugą wioskę, tak się przeraziła”
Jak widać z powyższego – podobnych historii jest sporo i
być może u każdego z nas w rodzinie krążą takie opowieści, które nasz
racjonalny umysł przyjmuje bardziej z niedowierzaniem niż bierze na wiarę. Zadziwiające,
że mieliśmy tutaj do czynienia z ,,dematerializacją” i ,,materializacją” na
niewielkim odcinku przestrzeni oraz ,,zakłóceniami czasowymi”. Pani Marianna
twierdziła, że ,,wróciłam do domu i była już 22, a wyszłam od koleżanki o może
o 19. Droga między dwoma wioskami nie zajmuje więcej niż godzinę marszu”.
Latające ogniki i zakapturzona postać
Istota widziana w Hucie |
Kolejna sprawa przenosi nas w inny rejon Dolnego Śląska,
w okolice Huty, gdzie niegdyś doszło do bardzo dziwnego spotkania z demoniczną
postacią, o czym pisałem szeroko na swoim blogu (Spotkanie z demoniczną istotą
w Hucie). Sprawa ta wywołała spory rozgłos i po przeczytaniu mojego artykułu
dotarli do mnie dwaj niezależni świadkowie, którzy opowiedzieli mi swoje
przeżycia, jakie – niejako – uzupełniają przypadek z końca lat 80 – tych, który
rozegrał się w tych okolicach i miał brzemienne skutki dla grupki młodych osób,
uczestników spotkania z zakapturzoną postacią. Pierwsza historia nawiązuje do
klasycznych błędnych ogników z tego rejonu. Poniżej relacja świadka:
,,Witam z tej strony Krystian. Mieszkam od 14 lat w
miejscowości Huta (obręb Zalesie) . Wielokrotnie widywałem tu dziwne świecącą
kule lecące na wysokości drzew, czasem stojące nieruchomo w ich koronach. Kule
te widywał także mój przyjaciel a także sąsiedzi z Huty. Najciekawszą z tych
kul widziałem zimą, przeleciała wówczas bardzo powoli (poziomo) na wprost
mojego okna, jakiś metr od niego. Wkrótce po tym wydarzeniu spaliły mi się wszystkie
lampy ledowe przed domem. Zjawisko to często widywane jest jako świecąca kula
wielkości melona może arbuza. Kula ta przemieszcza się poziomo albo zawisa w
koronach drzew. Nie może być to zwierzę, gdyż zawisa na wierzchołku drzewa w
cienkich gałęziach. Nie jest to również piorun kulisty, bo widywana jest często
zimą w bezchmurne niebo”
Dodajmy do powyższego, że Krystian był świadkiem wielu
innych spotkań o charakterze paranormalnym, ale zdecydował się nie dzielić ze
mną ze swoich przeżyć, obawiając się o ujawnienie jego danych.
Inny mieszkaniec tych okolic opowiedział nieco bardziej
nawiązującą do zdarzenia w Hucie historię.
Widziałem tego Pana dwa razy w moim życiu (chodzi o
identycznie wyglądającą postać, która zaobserwowano w pobliżu Huty w 1987 r. –
przyp. autora) czarna postać bez twarzy w czarnej pelerynie lewitująca nad
ziemią. Jestem mieszkańcem okolic Huty I bardzo dobrze znam to miejsce, tą
kapliczkę. Pierwszy raz, jak zobaczyłem ta postać to było jakieś pięć lat temu,
gdy szedłem wczesnym wieczorem od przyjaciółki z Huty. Czułem jego obecność
dość mocno. Było to bardzo dziwne uczucie. Czułem strach a zarazem spokój. Gdy
wyszedłem na Drogę leśna łączącą dwie miejscowości po jakimś czasie
zorientowałem się, że tak jak by ktoś za mną podążał. Obróciłem się i zobaczyłem,
że jakiś kawałek ode mnie stoi ktoś na czarno ubrany. Poszedłem dalej obracając
się i ta postać poruszała się za mną. Chciałem biec, ale nie mogłem. Strach
mnie sparaliżował, o ile to był strach do dnia dzisiejszego pamiętam ten dzień,
tą ciszę po prostu głucha cisza, nic nie było słychać. W tedy to coś widziałem
ostatni raz. Aż do dnia około dwa lata temu, gdy stojąc w domu w oknie ujrzałem
go stojącego u mnie koło domu. Tak więc wierzę w tą historię, wieżę w To co
zostało opisane i wiem, że to nie była jednorazowa sytuacja, bo znam ludzi, którzy
go widywali bardzo często. Ludzie opowiadali na tan temat różne Historie.
Podobno jest to bardzo zamożny mieszkaniec Huty, który został strasznie
bestialsko zamordowany, który szuka ukojenia w bólu.
Obydwie historie zostały mi opisane przez świadków
anonimowo. Nie miałem z nimi dłuższego kontaktu poza mailowym. Wynika z nich,
że w rejonie Huty dochodzi bardzo często to dziwnych zdarzeń. Wszystko
koncentruje się w jednym szczególnym miejscu, w pobliżu niewielkiej kapliczki.
Żywiołak w postaci mgły
Poniższa sprawa wypłynęła całkiem niedawno, a świadkiem
zdarzenia jest pewien mieszkaniec Radomska, p. Marcin, który kilka lat temu
przebywał na wczasach w Karpaczu i spacerując po szlakach górskich w lesie wraz
z grupką znajomych natknął się na ,,egzotycznie” wyglądające zjawisko, które
wprawiło jego i pozostałych uczestników w spore zakłopotanie.
,,Było to dwa lata temu w okolicach Karpacza, luty,
wybraliśmy się z czwórką przyjaciół (trzech facetów i kobieta) na mały spacer
po okolicach Karpacza. Szliśmy szlakiem wczesnym popołudniem. Okoliczny las
wokół nas był rzadki, świerkowy, szliśmy w poprzek zbocza, podnóże mieliśmy z
lewej strony, a szczyt z prawej. W pewnym momencie, około 50 m. od nas,
zobaczyliśmy ciemną, zbitą masę, coś jakby dym, szybko przemieszczający się,
przesuwał się z lewej na prawą, czyli pod górę. Dostrzegłem to ja i dwóch moich
kolegów. Akurat nasza koleżanka nie widziała tego, bo była wpatrzona w inny
punkt. Jak spojrzała później, zapytała się, czemu mamy takie miny, a my odpowiadamy,
że jakiś niedźwiedź chyba. Ja mówię, jaki niedźwiedź, to wyglądało mniej więcej
tak, jakby kłęb czarnego dymu, wielkości mniej więcej małego niedźwiedzia, ale
bardzo zbity w kierunku ruchu i trochę rzadszy od tyłu szybko przesuwało pod
górę, jakieś 50 – 60 km/h. Leciał po linii prostej i po 10 sekundach zniknął
nam z pola widzenia. Ja mówię, to nie był żaden niedźwiedź. Spokojnie to zwykły
demon. Nieopatrznie wypowiedziałem to słowo, bo moja znajoma bardzo się z tego
powodu przestraszyła. Miała taką traumę z dzieciństwa. Wracała z siostrą
wieczorem do domu od koleżanki i zobaczyła nad sobą czerwone, wpatrujące się w
nie oczy. Zamarły i gdy paraliż puścił zaczęły biec szybko do mu. Jak
opowiadała to było przerażające i sprawiało wrażenie, jakby samo zło się w nią
wpatrywało. Ale to, co w tedy widzieliśmy według mnie nie było materialne, a
raczej była to jakaś może naturalna energia. Dyskutując, czy mógł to być
niedźwiedź, postanowiliśmy to sprawdzić, czy to coś pozostawiło jakieś ślady.
Podeszliśmy tam, było trochę śniegu, ale nic nie było widać. We trzech
widzieliśmy to wyraźnie”.
Przykładowe formacje roju owadów |
Warto uzupełnić powyższą historię istotnym szczegółem,
wskazującym na energetyczną naturę zaobserwowanego zjawiska. P. Marcin
wspominał, że ,,była to zbita mgła, ale jej tył odrywał się, bardziej przód był
zbity i okrągły”. Ponadto ocenił rozmiar zjawiska na około 1 m. Była to więc
niewielka forma szybko przemieszczająca się nisko nad ziemią, nie pozostawiająca
przy tym żadnych śladów.
Oczywiście możemy założyć, że świadkowie zaobserwowali
wówczas przelatujący rój pszczół. Faktycznie owady potrafią przemieszczać się w
formie tak zbitej masy nisko nad ziemią. Teorię powyższą dyskwalifikuje jednak
prędkość opisanego przez Marka zjawiska, które – jego zdaniem – przemieszczało
się z prędkością około 50-60 km/h. Poza tym roje owadów zwykle można
zaobserwować w okolicach marca, a był to akurat luty. A więc co to mogło być ?
W ludowej demonologii znane są półmaterialne istoty ze
świata nadprzyrodzonego, które zwykło określać się żywiołakami lub latawcami.
Ich regionalnym odpowiednikiem w Karpaczu jest osławiony Karkonocz bądź jak
ktoś woli – Liczyrzepa. Postać ta potrafiła przyjmować przeróżne formy. Jak
głoszą podania – to ,,wielolicy demon” i ,,zarazu wiejąca z chochoła” postać
półrealna, pochodząca zarówno z ziemi, jak i z zaświatów.
Można by z gruntu odrzucić powyższe historie, tłumacząc
je ludzkimi majakami, fantazją lub nadinterpretacją. Dawniej łączono takie ,,sprawki”
z siłami diabelskimi. Oczywiście powiązania diabelskie wiążą się z tym, że
wczesne chrześcijaństwo odstawiło do lamusa ludową demonologię, uznając ją za
akty szatańskie, aby nakierować duchowość ludzi w kierunku dogmatycznych prawd
wiary. Dzisiaj takie przypadki wskazują, że siła, jaka kryje się za takimi
fenomenami, manifestuje się tu i teraz. Co więcej, nadal też potrafi silnie
oddziaływać na ludzką psychikę.
Wszystkich świadków podobnych zdarzeń proszę o
kontakt na maila: dam.trela@gmail.com
Damian świetny artykuł i bardzo interesujące relacje. Jeśli chodzi o sprawy z tzw. ''błędem'' w mojej nowej książce poświęciłem temu jeden rozdział, posiadam analogiczne przypadki m.in z Glinika. Ostatnio poznałem sąsiada moich rodziców, który pochodzi z Bielawy woj. dolnośląskie opowiada mi o facecie co widuje jak mówi ludzi na czarno i w kapeluszu, ale bez twarzy, oprócz tego dziwne światła w lesie. Sąsiad ma postarać sie o jego namiary. Opisałeś historię z ciemną energią mam coś podobnego spod Wieliczki ciemna masa zmieniająca kształt - tyle, że odległość od świadka to max 50 metrów. Dodam, że coś identycznego widziałem w Żabnie k/Wylatowa lornetką niektórzy wyjaśniali to stadem ptaków, ale w lornetce ewidentnie była to ciemna masa jakby mgła o postrzępionych brzegach. Natomiast w Ropczycach 14 kwietnia br. tuż po zachodzie słońca, zauważyłem w kierunku SW lecacy ciemny punkt. Wykonałem 4 zdjęcia, oraz w lornetce widziałem coś ala ''mothman'' dosłownie poruszało się cały czas odbiło w prawo i nagle znikło. Było to coś jakby w formie ciemnej mgły... zdecydowanie odrzuciłem drona czy motolotnię one nie znikają nagle, nie mam pojęcia co to było ??? To coś leciało w miejsce gdzie w 2011 doszło do obserwacji dużego UFO nad drogą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA co wyszło na zdjęciach?
UsuńCoś jak humanoid z nogami i czymś na kształt ''skrzydeł'' lub takich wypustek. Wrzucę to na bloga jako ciekawostkę, bo wyglądało to przedziwnie, chociaż nie chcę robić jakieś sensacji koło tego.
OdpowiedzUsuńO kilku swoich podobnych obserwacjach i odczuciach, podczas lat łażenia po Sudetach napisałem jakiś czas temu na swoim blogu. Wbrew pozorom nie jestem odosobniony, gdyż jaki się okazuje, wiele osób doświadcza spotkania z "nieznanym" podczas zapuszczania się w różne rejony tych lasów czy gór. Folklor niemiecki z omawianych terenów, od dawien dawna opisywał ciekawe historie związane z tamtejszą manifestacją innych bytów czy sił, nieznanych współczesnym ludziom. Historia Ducha Gór to oczywiście przykład najbardziej znany, ale jest jeszcze sporo innych.
OdpowiedzUsuńByła też znana sprawa frunącej istoty z Pieńska z roku 1969.Widziały ją bodaj cztery osoby wracające z kina.
OdpowiedzUsuń