W maju 1978 r. cała Polska usłyszała o niewielkiej
lubelskiej wsi Emilcin i niezwykłej przygodzie jej mieszkańca, Jana Wolskiego,
który spotkał w lesie – jak sam to często przedstawiał - ,,potworaków”. Istoty
zabrały go do znajdującego się nieopodal statku kosmicznego i wykonały na nim
pewne badania.
Nikt przez wiele lat nie starał się kwestionować przypadku Jana Wolskiego.
Przeto sam Emilcin stał się legendą i doczekał się nawet własnego pomnika. Ale
do czasu. W swojej najnowszej książce
,,Tajne Operacje PRL i UFO” Bartosz Rdułtowski próbuje zgłębić po latach
sprawę emilcińską i prezentuję okoliczności zdarzenia w zupełnie innym świetle.
Książka jest swoistym zapisem dokumentalnym. Jej autor, krok po kroku,
przedziera się przez wielki gąszcz tajemnicy i bardzo często prezentuje fakty,
o których nikt nigdy wcześniej nie pisał. Dociera do świadków i uczestników
wydarzeń z przed ponad trzydziestu lat, analizuje wydarzenia towarzyszące
Emilcinowi, czyli słynne sprawy z Przyrownicy i Goliny oraz wyciąga na światło
stare zakurzone materiały taśmowe, nieznane dotychczas opinii publicznej listy
i notatki z archiwum Blani. Końcowy wniosek jest druzgocący – Emilcin miał
swoje drugie dno…
Ostrza krytyki
Przystępując do lektury książki Rdułtowskiego, nie ukrywam, że przeszywała
mnie ciekawość, w jaki sposób autor ten poradził sobie z ,,twierdzą nie do
zdobycia”. Znam poprzednie książki i artykuły Rdułtowskiego. Cenie sobie w nim
pewną otwartość umysłu, zdroworozsądkowy krytycyzm i brak tak często wytykanej
wielu badaczom UFO swoistej ,,euforyczności”. Dlatego szanuje jego pierwsze
publikację, ale śledząc jego dalsze poczynania z piórem w dalszych pozycjach
książkowych, odczułem, że autor stara się za wszelką cenę wyjaśnić każdą sprawę
ufologiczną, z którą stacza pisarską walkę. W ten sposób usiłuje sam z siebie
wykreować myślową ,,twierdzę nie do zdobycia”. O ile więc książki ,,Z tajnych
technologich lotniczych”, ,,Syndrom V-7” i ,,Zapomniana tajemnica Strefy 51” to
pozycje godne polecenia, o tyle już w książce ,,Foo Fighters – tajna broń III
Rzeszy ?” autor zaczyna interpretować sprawy dość ,,na siłę”.
A Jak poradził sobie p. Rdułtowski z Emilcinem ? Nie ulega najmniejszej
wątpliwości, że ten znany z ostrza krytyki publicysta za chwilę wytoczy swoje
działa niewiary i rozniesie w pył tak starannie układane przez wszystkie lata
filary wiarygodnego zdarzenia przez Bolnara. To nie było zaskoczeniem. Ciekaw
byłem tylko, jak to uczyni, więc sięgnąłem po ,,Tajne Operacje PRL i UFO”,
wierząc, że sprawa może mieć swoje źródło prawdy w ,,esbedzkich” porachunkach.
Rekonstrukcja widzianego przez Wolskiego pojazdu UFO |
No cóż.. Od lat zajmuję się badaniem i analizą zjawiska UFO w Polsce, ale
nigdy nie odnosiłem się bezpośrednio do wydarzeń emilcińskich. Przede wszystkim
uważałem, że nie ma podstaw, aby traktować ten incydent w kategoriach najsłynniejszego
bliskiego spotkania z UFO w Polsce. To głównie media i sam badacz (Blania –
Bolnar), uczynił z Emilcina miejscem najsłynniejszego spotkania z UFO w PRL –
owskiej Polsce. Dzięki swoim zagranicznym kontaktom, Blania pozwolił uskrzydlić
przeżycie Jana Wolskiego i zaistnieć mu w prasie zagranicznej. Po lekturze jego
książki ,,Zdarzenie w Emilcinie”, miałem wrażenie, że incydent w Emilcinie –
wbrew pozorom – nie czyni z siebie charakterystycznego przypadku ufologicznego.
Wszak nietypowy był wygląd ufonautów, ich zachowanie i sposób przeprowadzonych
badań i komunikowania się ze świadkiem. Z podobnymi opisami nie spotkamy się
zbyt często w innych publikacjach o tej tematyce, a nietypowy wygląd obiektu
UFO, przypominający latający dom, sugerowałby, że opowiadana historia przez
Wolskiego wyszła na zewnątrz do prasy mocno poturbowana, przechodząc przez sito
percepcji świadka i jego świadomości.
Wątek agenturalny
Jan Wolski |
Kontrowersyjny tytuł najnowszej książki Rdułtowskiego sygnalizował
skierowanie hipotezy wyjaśniającej zdarzenie w Emilcinie na tory tajnych
operacji, co – jak dla mnie – wydawało się ciekawą drogą. Było to interesujący
nurt myślowy z uwagi na fakt, że w 1978 r. zaczęła na dobre funkcjonować
działalność ufologiczna. Utworzyły się pierwsze organizacje ufologiczne,
prężnie tworzył się filar publicystyczny, pisano na temat UFO artykuły,
pojawiły się nieco później pierwsze periodyki (m.in. Wizje Peryferyjne). To
mógł być sygnał dla ówczesnej władzy, że nielegalnie pod przykrywką UFO rodzi
się niebezpieczne ugrupowanie ludzi. Tymczasem, jak powszechnie wiadomo,
organizacje ufologiczne przeszły przez ostatnie lata cenzury prasowej dość
lekko. Nie było inwigilacji, nie sprzeciwiono się prawnej legalizacji
niektórych organizacji ufologicznych, nikt też nie zakazał publikacji
,,nielegalnych gazet”. Tak jakby tematyka ufologiczna była na rękę ówczesnej
władzy. Biorąc pod uwagę skalę działania cenzury w PRL, setki założonych teczek
i udanych akcji werbowania, wydaje się to dość dziwne. Polscy ufolodzy mieli duże
kontakty zagraniczne. Przykładem może być sam Blania Bolnar, który działał w
MUFON i bywał zagranicą. Możliwość przeniknięcia zagranicznego środowiska
ufologicznego dla władz PRL mogła wydać się kusząca i gwarantowała duże
możliwości agenturalne na zachodzie. Blania mógł więc bardzo szybko znaleźć się
na widelcu ubecji, ale oficjalnie nic nie wiadomo na temat tego, czy miał założoną
teczkę.
Niestety wątek ,,esbedzkiej” intrygi został potraktowany przez autora
książki ,,Tajne operacje PRL i UFO” po macoszemu. Choć Rdułtowski stara się
analizować przebieg zdarzenia pod kontem ewentualnej tajnej akcji, to już nie
pokusił się o gruntowne przejrzenie akt IPN – u. Bardzo szybko odrzucił
hipotezę tajnej operacji, skupiając się
na innych wątkach. A szkoda. Nie poświęcił nic sprawie ,,wojskowej przeszłości”
Bolnara. Na pewno miał przecież książeczkę wojskową. Nie wiadomo przecież, czy
polski wywiad nie mógł mieć ze sprawą emilicińską czegoś wspólnego. W tym
wszystkim pozostaje tylko szumny tytuł książki i jej okładka. Najwidoczniej
autor po przez te metody komercyjne starał się zachęcić kluczowymi hasłami do
sięgnięcia po jego książkę.
Blef Przyrownicy i Goliny
Wątek intrygi i teorii o halucynacji tymczasem króluje w tle przez resztę
dość obszernej książki Rdułtowskiego. Autor wraca też do przypadku Przyrownicy
i Goliny. Rdułtowski z góry przychylił się do teorii sugerowanej przez Blanię o
mistyfikacji Przyrownicy. Mimo że osobiście odwiedził tą miejscowość i miał
możliwość rozmawiania z niektórymi świadkami, dotarł do nieznanych wcześniej
wątków ufologicznych (obserwacje obiektu UFO i dziwne ślady na ziemi), to z
góry uznał, że ,,każda z tych historii obrastała w coraz grubszą warstwę
konfabulacji i upiększeń”. Nie odniósł się do wcześniej przeprowadzonych w tym
miejscu badań przez Bronisława Rzepeckiego i Bogdana Grzywny, tylko z góry
założył, że ,,kilku mieszkańców Przyrownicy ewidentnie pozazdrościło Janowi
Wolskiemu sławy”. Rzetelny dokumentalista powinien wziąć pod uwagę wszystkie
możliwe wątki, a nie celowo omijać sprawy nie pasujące do wcześniej ustalonej
,,hipotezy roboczej”.
Tymczasem wizja lokalna w Golinie p. Rdułtowskiego – tak jak Przyrownica
- z góry była skazana na demaskacje.
Autor rozmawia z żoną świadka i dowiaduje się, że p. Henryk Marciniak od lat
unika swojego przeżycia z uwagi na niechciany rozgłos, co już – samo w sobie –
wydaje się podejrzane. Późniejsza korespondencja listowna Rdułtowskiego z
Marciniakiem tylko potwierdza sugerowany wcześniej przebieg zdarzeń. Marciniak
stwierdza krótko, że ,,to nie prawda” i prosi o nie nękanie go. Zdaniem Rdułtowskiego
Blania więc musiał zdawać sobie z tego sprawę, ale potrzebował nowej intrygi do
umocnienie ,,emilcińskiej twierdzy”, więc w swojej książce uwiarygodnił wątek
goliński.
Znów rodzi się pytanie, czy p. Henryk Marciniak nie starał się na
odczepnego dać do zrozumienia, że już od dawna jest zmęczony swoim przeżyciem sprzed
ponad trzydziestu lat. Rdułtowski nie kontynuował już listownej korespondencji,
starając się wyjaśnić przyczyny sfingowania całej historii.
Zdaniem Rdułtowskiego historię poboczne Przyrownicy i Goliny, służyły tylko
jako grunt pod zaprawę do stworzenie ,,twierdzy nie do zdobycia” w Emilcinie
przez Bolnara. W tle coraz bardziej wyłaniała się hipoteza o hipnozie i całej
intrygi, jaka rozegrała się pomiędzy Blanią a Witoldem Warzonkiem.
Zabawy z halucynacją
Wyjaśnieniem całej zagadki jest chęć zemsty Wawrzonka na Bolnarze. Poboczni
świadkowie, jak Adaś Popiołek, są już niewiarygodni, analiza przeprowadzonych
badań medycznych zaaranżowanych przez Bolnara na Janie Wolskim budzi dziś
wątpliwości i wskazuje, że zostały ,,naciągnięte”. Wreszcie pojawia się kluczowa w sprawie postać Witolda Wawrzonka. Autor analizuje jego biografię, pierwsze publikacje ufologiczne jako nowego ufologa, który stara się zaistnieć w polskiej
ufologii oraz zgłębia jego umięjętności… iluzjonisty. Otóż okazuje się, że Wawrzonek w ramach zemsty na Bolnarze hipnotyzuje przejeżdżającego Wolskiego i dokonuje indukcji
fałszywych wspomnień. Rdułtowski dowodzi, że Wawrzonek wcześniej interesował
się tematyką hipnozy i stosował ją w praktyce. Mógł więc z powodzeniem
zaaranżować całą intrygę i wykorzystać Wolskiego do swoich niecnych planów.
Pomnik upamiętniający wydarzenia w Emilcinie |
Hipoteza powyższa ma swoje słabe strony. Nie wiemy na jakim poziomie
Wawrzonek posługiwał się hipnozą. Nie wiemy też do końca, na ile podatny na
hipnozę był Wolski. Wydaje się również mało prawdopodobne, aby zaindukowane
przez Wawrzonka w głowie Wolskiego fałszywe wspomnienia była na tyle silne, że
czyniły z niego bezprecedensowo wiarygodnego świadka w oczach innych. Wreszcie,
czy hipnoza mogła działać tak długo ? Wolski do końca swoich dni nigdy nie
zmienił swojego zdania w sprawie swoich przeżyć.
Teoria hipnozy jest prawdopodobnym scenariuszem wydarzeń, ale nie opiera
się na faktach, tylko na poszlakach. Rdułtowski, prezentując wiele teorii, całkowicie
pomija wątek ufologiczny i stawia na racjonalizm. Jest to świadomy zabieg,
który ten autor stosuję już od lat w swoich książkach. Być może w swoich
wczesnych publikacjach w magazynie UFO i pierwszej książce uwiarygodniał realność
zjawiska UFO, ale w kolejnych starał się wątki ufologiczne dementować bardzo
często ,,na siłę” (np. książka o Foo – fighters). Rdułtowski nie chce się
identyfikować już ze środowiskiem ufologicznym i wręcz liczy z jego strony na
głos krytyki, aby jeszcze bardziej ośmieszyć polską ufologię w konfrontacji z
racjonalnymi argumentami (dodam, że w ostatnim wywiadzie uznał polską ufologię
za przejaw łączenia jej z religią, co mam mu za złe. Ufologia jako paranauka
opiera się na empiryzmie, a nie gloryfikacji zjawiska UFO. W tej kwestii
odsyłam autora do swojego artykułu pt. ,,UFO a religia”, jaki niebawem ukaże się w Nieznanym Świecie).
Nie twierdzę, że w Emilcienie faktycznie doszło do bliskiego spotkania z
UFO. Być może mamy tu do czynienia z mistyfikacją. Jestem otwarty na takie
hipotezy, ale lektura książki ,,Tajne operacje PRL i UFO” nie przekonała mnie
do końca. Wydaje się, że temat Emilcina został po latach na nowo odgrzany, ale
podany już jako średnio smaczny kotlet.
Mimo wszystko polecam wszystkim najnowszą książkę Bartosza Rdułtowskiego,
gdyż dzięki jego żmudnej pracy dokumentalisty światło dzienne ujrzały
nieznane materiały archiwalne Blanii, mało znane prasowe publikacje i ciekawe
nagrania. W ich konfrontacji Emilcin wciąż wychodzi z obronną ręką i czeka na
swoje wyjaśnienie.
Źródła zdjęć
www.nexus.media.pl
www.nieznane.pl
www.emilcin.com
Brednie - szkoda na nie czasu. Ceniłem Rdułtowskiego do pewnego czasu, niestety - zdryfował na manowce polityki...
OdpowiedzUsuńBrednie Panie Leśniakiewicz, to Pan latami pisał i nadal pisze. Choćby o nazistowskich UFO! Niech Pan ma odwagę się przyznać, że Rdułtowskiego Pan nie lubi, bo w swoich książkach ("Syndrom V-7", "Ostatni sekret Wunderwaffe") udowodnił, że lansowana przez Pana historia o UFO Hitlera to bajka. Wszyscy tu cwaniakujecie - jak w towarzystwie wzajemnej adoracji - ale jakoś merytorycznej dyskusji nie widać. Pisze Pan: "Ceniłem Rdułtowskiego do pewnego czasu, niestety - zdryfował na manowce polityki..." Co to w ogóle za tekst? Czyta Pan czasem to co Pan napisze? A gdy ktoś zadaje Wam konkretne pytania, to już tacy mądrzy nie jesteście.
UsuńNiestety próby mierzenia się z tajemnicą Emilcina zaprowadziły p. Rdultowskiego w kozi róg
OdpowiedzUsuńJa widzę tylko jedno wyjaśnienia Emilcina. Jeśli to mistyfikacja stworzona przez jakąś grupę ludzi i oni nadal żyją to tylko jeśli taka grupa by się ujawniła i powiedziała jak to zrobiła to bym uwierzył, bo za dużo jest w tym wątków potwierdzających jej prawdziwość, można jeden aspekt czy dwa wyjaśnić ale nie całą tą historie! Po prostu ktoś by musiał od deski do deski wytłumaczyć jak to zostało zaplanowane i wprowadzone w życie.
OdpowiedzUsuńHipoteza Bartka Rdułtowskiego tłumaczy WSZYSTKIE wątki tej sprawy. Wymień choć jeden, którego nie tłumaczy. Chociaż jeden!
UsuńMało tego Damianie, że w kozi róg to w dodatku autor celowo i świadomie manipuluje Czytelnikami wprowadzając ich w błąd tytułem i okładką - ludzie kto tak robi ? W dodatku obrażanie środowiska polskiej ufologii przekreśliły tego autora jak niegdyś Blanię.
OdpowiedzUsuńPod wywiadem z Bartkiem Rdułtowski pt. Wszystkie światła na Emilcin Pan Tomek zadał Panu trzy pytania dotyczące książki "Tajne operacje - PRL i UFO":
Usuń- czy dalej uważa Pan śledztwo przeprowadzone przez Pana Blanię za wzorcowe i wiarygodne?
- dalej wierzy Pan, że Adaś Popiołek widział obiekt opisany przez Wolskiego?
- a za zbieg okoliczności uważa Pan to, że Wawrzonek znał się dobrze wcześniej przed Emilcinem z Blanią i z Wolskimi?
Czemu Pan nie odpowie, jak jest Pan taki mądry i ma Pan tyle do powiedzenia w sprawie książki Pana Bartka? Merytoryczne i logiczne pytania. Nietrudne, łatwe!
Blania był masakrycznie arogancki i chwalący się swoim intelektem (dla mnie był mądry) przynajmniej tak wnioskuje z jego książki "Zdarzenie w Emilcinie" bo z innych źródeł go nie znam. Bardzo nie podobały mi się jego zwroty opisujące ufoentuzjastów jak np. "ufobizk".
OdpowiedzUsuńTak niestety Blania prezentował się jako bardzo arogancki ufolog, wszystkich innych uznający za ,,pseudobadaczy". Sam się klarował na ,,prawdziwego" badacza, który ma monopol na wiedze ufologiczną
UsuńPanowie. Polecam ten film:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=_dVOa50Tpx0
Jestem po lekturze, parę wniosków:
OdpowiedzUsuń1. Książka dla mnie - świetna, trzyma w napięciu, zwłaszcza gdy pamięta się szum w mediach dotyczących zdarzenia emilcińskiego w pod koniec lat 70.
2. Śledztwo przeprowadzone wnikliwie i z rozmachem, dużo odkryć
3. Rzeczywiście nie wszystko na 100% zostało wyjaśnione - ale co można zrobić z Henrykiem Marciniakiem jeśli jako jedyny bezpośredni świadek nie chce nic mówić? Wziąć go na tortury? Trudno zarzucić autorowi, że go za nie "przycisnął" :)
4. Rzeczywiście ciężko jest wyobrazić sobie tak skuteczną hipnozę - tylko że dotrzeć do świadków będzie trudno, żeby wyjaśnić ten wątek
Aż do skutku będę powtarzał, że dowód na jakim B.R. budował swoją ostateczną hipotezę nie jest wiarygodny, a dotyczy on rzekomej znajomości Wawrzonka z rodziną Wolskich przed zdarzeniem z 10 maja 1978 roku. Jego znajomość przed tą datą potwierdziliby sąsiedzi Wolskich, bo nie mogło by to ujść ich uwadze, gdyż Wawrzonek nie miał powodu by potajemnie tam przebywać. To jest nie wykonalne. Zbigniew Blania w swej książce pisze jasno, że rodzina Wolskich nie znała wcześniej Witolda Wawrzonka, ani go nie widziała i stwierdza że: "widać to też na nagraniu". Gdyby się znali, to musieliby być aktorami najwyższej klasy. Nawet to że Jan Wolski pytany przez Blanię o znajomość z Wawrzonkiem nieco się pogubił, nie załapawszy o kogo chodzi, to zwyczajna rzecz, kiedy zaczęli go nawiedzać rozmaici ludzie, a nie chęć ukrycia rzekomej wcześniejszej z nim znajomości. Skoro więc Wolscy zaprzeczyli, to dlaczego B.R. pomija ten istotny fakt i opiera swoją hipotezę na niepewnej wypowiedzi wdowy po Wawrzonku, która twierdzi że: "chyba się znali wcześniej". Pominięcie tak ważnego faktu z materiałów zebranych przez Blanię i oparcie się na niepewnym świadku który temu przeczy, świadczy tylko o tendencyjnym nastawieniu autora szukającego za wszelką cenę argumentu potrzebnego mu do jego hipotezy z rzekomą hipnozą. Skoro Wolscy zaprzeczyli że znali Wawrzonka przed 10 maja 1978 roku, to oczywiste jest że nie ukartował o żadnej zemsty na Blani przed tą datą. Powiadomił go o fakcie i usunął się w cień, znając jego kompetencje w fachowym przeprowadzeniu śledztwa co też nastąpiło. Pan B.R. i jego koledzy zabrnęli zbyt daleko żeby się wycofać, ale kto nie ryzykuje, w kozie nie siedzi, jak mawia przysłowie.
OdpowiedzUsuń1. Wolscy nigdy nie zaprzeczyli, aby znali przed 10 maja 1978 roku Witolda Wawrzonka. Taką informację podaje tylko jedna osoba - Zbigniew Blania. Ale - jak już wiadomo - Zbigniew Blania podawał tylko takie informacje, które wspierały hipotezę o UFO w Emilcinie. To co Blania podał w swoich książkach nie jest już wiarygodne.
Usuń2. Jan Wolski - pytany przez Kietlińskiego o Wawrzonka - bez dwóch zdań kręcił! Tu masz cytat:
Kietliński: Czyli nie zna pan pana Wawrzonka? On tutaj nie przyjeżdżał do pana?
Wolski: Może i był? To, wie pan, każdy, kto przyjedzie, to mi nie mówi, a ja się nie pytam, jak się nazywa.
Kietliński: Ale przedtem jeszcze.
Blania: Ten, co ze mną przyjechał, taki niewysoki. Jak tu byłem pierwszy raz, to przyjechałem z takim panem, z którym razem poszliśmy w pole i rozmawialiśmy. Nie pamięta pan?
Wolski: Może i ja go widziałem, ale nie przypominam sobie, bo to się widzi to tego, to tamtego, to innego, to jeszcze innego.
Kietliński: A przedtem pan go nie spotykał? Przedtem, powiedzmy miesiąc temu? W połowie maja...
Wolski: To ja nie widziałem wcześniej. Może tu był, ale to ja nie mogę sobie tego przypomnieć.
Wawrzonek był pierwsza osobą, która przybyła do Wolskiego i nagrywała jego relację. Wolski nie mógłby tego nie zapamiętać! Podkreśla to nie tylko Rdułtowski, ale również Krzysztof Drozd, który był zawodowym śledczym!
3. Jeden z synów Jana Wolskiego był bardzo dobrym kolegą Witolda Wawrzonka w latach osiemdziesiątych. To jest pewne. Jaką masz pewność, że nie był tym dobrym kolegą Witolda Wawrzonka już przed zdarzeniem? Nie masz żadnej pewności! To tylko twoje życzenie!
4. Wdowa po Witoldzie Wawrzonku potwierdziła, że Witold przez 10 maja 1978 roku dobrze znał jednego z synów Jana Wolskiego i jeździł na rowerze do Emilcina.
5. Pokaż mi podpisane przed Wolskich zeznanie, że nie znali przed 10 maja 1978 roku Witolda Wawrzonka?
6. Pokaż mi podpisane przez innych mieszkańców Emilcina pismo, że nie widywali przed 10 maja 1978 roku w Emilcinie Witolda Wawrzonka?
Observator - musisz się bardziej wysilić, bo to co piszesz w żadnym razie nie jest przekonujące i w niczym nie szkodzi hipotezie Rdułtowskiego.
Pokaż mi podpisane przez Wolskich pismo, że znali Wawrzonka przed 10 maj 1978 roku, i takie samo pismo podpisane przez jego sąsiadów. Nie masz takiego dowodu. Wawrzonek do chwili przekazania śledztwa Blani, był w Emilcinie tylko dwa razy, co wynika z relacji syna Wolskiego, Józefa (Zdarzenie w Emilcinie str. 136-138) Jasno widać że Wolski nie zapamiętał nazwiska Wawrzonka i dla tego nie mógł sobie skojarzyć jego osoby, choć nie jego twarz i z tym miał problem, ale później syn Józef go naprowadził, wspominając o książeczce którą Wawrzonek zostawił Wolskim będąc u nich pierwszy raz, czyli 26 maja.
OdpowiedzUsuńTrzeba uważnie przeczytać ten fragment rozmowy nagranej na taśmie magnetofonowej z książki Z. Blani jaki podałem wyżej, bo tam Wolski usiłuje sobie przypomnieć o kogo właściwie pyta go Ryszard Kietliński. Wolski odpowiada (str.136, na dole strony) "Może i był? To, wie pan, każdy kto to przyjdzie, to mi nie mówi, A JA SIĘ NIE PYTAM JAK SIĘ NAZYWA." Wolski w tym momencie nie pamiętał nazwiska Wawrzonka, ponieważ widział go tylko 3 razy do chwili nagrywania tej rozmowy. Pierwszy raz kiedy odwiedził go 26 maja, drugi raz, kiedy przyjechał z Blanią 31 maja i po raz trzeci 1 czerwca, ale nie brał już udziału w przepytywaniach Wolskiego tego dnia. Wolski zwyczajnie nie wiedział jak Wawrzonek się nazywa, do tego czasu przewinęło się u niego kilka ciekawskich osób których też nie znał z nazwiska, bo oni się nie przedstawiali, a on się o to nie pytał. Takie jest logiczne wyjaśnienie tej kwestii, a nie usiłowanie obarczenia go chęcią ukrycia rzekomej wcześniejszej znajomości. Taka interpretacja jaką usiłuje nam wmówić B.R. jest naginaniem faktów do jego teorii, bo tak na prawdę autor nie liczy się z faktami, tylko manipuluje nimi dla podparcia swoich urojonych hipotez.
OdpowiedzUsuńManipulujesz faktami Ty, gdyż uparcie podpierasz się tym, co wyczytałeś wiele lat temu w książce Blani i w co bezgranicznie i naiwnie uwierzyłeś. Twój problem. Powtarzam jeszcze raz rzecz prostą do ogarnięcia. Twierdzisz, że Wawrzonek nie znał Wolskiego, bo tak napisał Ci Blania. Ten sam Blania, który zbajerował Popiołków, aby mieć drugiego świadka. Ten sam, który zataił sprawę piór i ten sam, który zrobił masę innych kombinacji, aby tylko zrobić z przypadku w Emilcinie wiarygodny. Bo było mu to na rękę, tak samo jak tobie jest to na rękę, bo chcesz w to koniecznie wierzyć.
UsuńAle nie obrażaj kolego Rdułtowskiego, że nagina fakty. Bo tak się składa, że jest on ostatnią osobą piszącą o Emilcinie, której można to zarzucić.
W sumie, to jest mi obojętne, czy Ty i inny wierzący w UFO będą dalej wierzyć, że Wolski spotkał kosmitów. Wierz sobie w co chcesz. Tylko nie pisz tu, że coś w co chcesz wierzyć jest faktem. Bo nie jest! Blania zrobił w Emilcinie cyrk. A Ty wciąż cytujesz jego zmanipulowaną książkę, jak mantrę... A z rozmowy, gdzie Wolski ewidentnie kręci, robisz z gościa półgłówka, że niby nie zapamiętał człowieka, który pierwszy raz nagrywał go na magnetofon. Komu Ty chcesz takie bajki wmówić? Powtarzam jeszcze raz. Nie masz żadnych dowodów wykluczających to, co powiedziała SAMA OD SIEBIE wdowa po Wawrzonku. Że znał przed 10 maja 1978 roku syna Jana Wolskiego i jeździł do Emilcina.
Myślę że przeciętnie rozgarnięty czytelnik zrozumie że to co relacjonuje Jan Wolski z taśmy podczas przepytywania 10 czerwca dowodzi iż się z Wawrzonkiem nie znali. Nagranie jest autentyczne i jest dowodem na to co Blania pisał na ten temat na str. 99 swej książki. Wolski był człowiekiem nader zapracowanym, a to nie sprzyja koncentracji na obcych osobach które zaczęły go odwiedzać. Dla mnie to oczywiste. A co do wdowy po Wawrzonku? Chętnie bym ją przepytał osobiście w tej sprawie póki żyje, bo jej absolutnie nie daję wiary co do tej rzekomej znajomości jej męża z rodziną Wolskich przed 10 maja 1978 roku. Ona na pewno myli fakty z tak odległej przeszłości. Na koniec muszę wyznać że nie wierzę w przyloty kosmitów, a książkę Blani zawsze mam pod ręką, by weryfikować rozmaite absurdy.
OdpowiedzUsuńJa wierzę tylko w fakty, a nie w hipotezy bez dowodu. Gdyby pan Rdułtowski miał mocne dowody, to bym je uznał, ale takich nie przedstawił, a to co odkrył w śledztwie, to tylko ukrycie przez Blanię faktu iż Adaś Popiołek dołączył do swojej obserwacji zasłyszany szczegół, oraz kilka drobiazgów bez znaczenia dla sprawy emilcińskiej, albo całkiem z nią nie związanych, jak Golina i Przyrownica. O wątkach z udziałem Witolda Wawrzonka i jego rzekomych zdolnościach na polu hipnozy po raz kolejny wspominać nie chcę, bo to żaden dowód, podobnie jak sprzeczność w zeznaniach jego żony w stosunku do nagrań Zbigniewa Blani.
OdpowiedzUsuńTo wyjaśnia wszystko, list napisany na forum infra przez syna W.Wawrzonka.
OdpowiedzUsuńList otwarty Adama Wawrzonka do ufologów i miłośników UFO ws. fałszywego zaprezentowania postaci Witolda Wawrzonka przez Bartosza Rdułtowskiego.
Na początku września 2014 roku poproszono mnie o zabranie głosu w kwestii incydentu emilcińskiego, gdyż "odkrywcą" sprawy był mój ojciec zmarły 12 października 2002 roku, Witold Wawrzonek.
Dysponuję trzema, w moim przekonaniu bardzo istotnymi faktami, które wykluczają ojca jako mistyfikatora incydentu emilcińskiego, którą to hipotezę bezwstydnie i z uporem usnuł p. Bartosz Rdułtowski.
Pierwszym faktem jest to, iż wówczas jako dziecko pamiętam poruszenie, gdy ojciec się dowiedział o dziwnych istotach. Wtedy to słowo "Emilcin" usłyszałem po raz pierwszy. Pamiętam też jak podekscytowany szykował się do wyjazdu do Emilcina, chcąc to jakoś utrwalić, jak się później okazało, na kasecie magnetofonowej pierwszy wywiad z Janem Wolskim.
Ojciec nie znał dokładnego adresu, gdzie ma jechać wiedział tylko że to gdzieś w Emilcinie i że "Emilcin to wieś".
Drugie, to, że ojciec w tym okresie nie interesował się hipnozą, nawet amatorsko. Ponadto w późniejszym okresie, kiedy się nią interesował, tak jak w innych sprawach, strzegł związanych z nią względów etycznych.
Ojciec, Witold Wawrzonek, nie posiadał jednak zdolności hipnotyzerskich i nawet gdyby chciał, nie potrafiłby nikogo zahipnotyzować.
Trzecie, równie istotne w kwestii wykluczenia ojca jako mistyfikatora incydentu emilcińskiego jest to, że ojciec, kiedy nie było nikogo ze znajomych, miał w zwyczaju głośne rozważanie (mówienie do siebie), nie zwracając uwagi na obecność mnie jako kilkulatka. Zastanawiał się wtedy na głos nad tym, co się wydarzyło w Emilcinie (mistyfikator raczej by tego nie robił). Ojciec zastanawiał się, skąd pochozą owe istoty, dlaczego w rejonie Trójkąta Bermudzkiego znikają samoloty i nad wieloma innymi kwetiami.
Wyklucza to Witolda Wawrzonka z roli, jaką przypisał mu w książce "Tajne operacje PRL i UFO" jej autor.
Z Poważaniem,
Adam Wawrzonek
Od Pana Adama wiem, że wywiad z jego matką to nie sprawa jednego telefonu, lecz kilku. Rozmówca nie od razu uzyskał to czego usilnie oczekiwał, czyli potwierdzenia informacji o rzekomej znajomości jej męża z Wolskimi przed 10 maja 1978 r.
OdpowiedzUsuńOto jak powstała hipoteza hipnozy
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/edit?o=U&video_id=G7wNLbeQ2gk
No i jeszcze istotna informacja dla tych którzy czytali post Bartosza Rdułtowskiego w którym pisał że gdy ja dowiedziałem się od niego o tym że Witold Wawrzonek został zahipnotyzowany przez Lecha Emfazego Stefańskiego to ze mu zabroniłem o tym mówić. Szanowni Państwo to jest świadome okłamywanie internautów. Bo po pierwsze nie uwierzyłem w tą sytuację o której pisał, ale mniejsza w to co uwierzyłem nic mu nie zabraniałem. Okłamał was, jeśli nie mam racji to niech doda na youtube, nagranie głosowe z mojej z nim rozmowy telefonicznej że mu to zabraniałem . Albo list w którym mu tego zakazuję. Wymyślił to na swój użytek, nie ma tego i nigdy nie miał. Ten jego post znajdował się chyba na jego blogu, powinien was za to przeprosić tych z was którzy czytając ten wpis uważali że jest prawdziwy. Tu jest cytat Bartosza Rdułtowskiego o tym co mu rzekomo zabraniałem:W kwestii wiarygodności Pana Adama Wawrzonka uważam dokładnie to samo. Pan Adam miał w 1978 roku 5 lat (z tego co pamiętam, jest moim rówieśnikiem). Osobiście za znacznie bardziej wiarygodne uważam relacje jego Matki (wówczas dorosłej kobiety). Poza tym, były one składane nie z chęci odegrania się, jak ma to miejsce teraz z rewelacjami Pana Adama. Mało tego, Pani Helena po naszej rozmowie telefonicznej otrzymała ode mnie pocztą wywiad do autoryzacji. Miała więc czas spokojnie się z nim zapoznać i nanieść ewentualne poprawki. Wywiad autoryzowała. Jednym słowem ponownie potwierdziła to, co powiedziała mi przez telefon – że Witold Wawrzonek znał przed incydentem w Emilcinie syna Jana Wolskiego i jeździł do Emilcina na rowerze. Pan Adam już w trakcie naszych rozmów w pierwszej połowie 2013 roku wydał mi się wyjątkowo przeczulony na punkcie swojego ojca – Witolda Wawrzonka. W trakcie jednej z rozmów wręcz zabronił mi pisać w książce, że jego Ojciec został zahipnotyzowany przez Stefańskiego przy udziale Blani, bo, jak stwierdził, to był ogromny dyshonor dla jego Ojca. Pan Adam bardzo się zdenerwował, że ja o tym fakcie wiem. I tu pan Bartosz wpadł ponieważ ja mówię niech udowodni że mu coś zabraniałem, tylko nie stenogram z rozmowy której nie było a na yotube niech doda rozmowę ze mną że mu zabraniałem. Przede wszystkim nie wierzyłem w tą hipnozę w studiu nazwisko Stefański nic mi nie mówiło. Pan Bartosz nie ma takiego nagrania może powiedzieć swoim fanom ze myszy mu zjadły nośnik ale jak wiadomo myszy nośników nie jedzą. A matka Helena Wawrzonek zaprzeczyła w sposób stanowczy rewelacjom Bartosza Rdułtowskiego. Bartosz Rdułtowski nigdy matki na oczy nie widział i komedię telefoniczną nazywa autoryzowanym wywiadem, przez kogo autoryzowanym chyba przez kornika drukarza.
OdpowiedzUsuńPodczas jednego ze swoich wierszy które nagrywałem a wiersz ten to: Pamięci Jana Wolskiego w trzech odsłonach, nagrało się coś z lewej strony ekranu, nagrałem wcześniej tą kamerą setki takich nagrań nieraz w śniegu czy lekkim deszczu tylko raz nagrało się coś takiego. Oczywiście nie twierdzę że jest to coś nadprzyrodzonego ale proszę zwrócić uwagę jak fenomenalnie to znika, umownie mgła ustępuje, widać trawę z której poziomo górna część trawy znika. Oto link https://www.youtube.com/watch?v=kkxgfMWle6A&lc=z22nw3hqlvjqejhd3acdp4344ctpmgohafphudhaojpw03c010c.1529133945331794
OdpowiedzUsuń