Czarny garnitur
i aura tajemnicy
Lata 60 - te i 70 - te świat mediów dość mocno
elektryzowały opowieści o tajemniczych ,,ludziach w czerni”, którzy odwiedzali
świadków obserwacji UFO, grozili im, straszyli, a nawet zmieniali ich życie w
istne piekło. Wszystko w imię zachowania tajemnicy UFO. Kim byli osobliwi
,,goście w garniturach” i ile w tych relacjach jest prawdy ?
,,Było południe, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek. Gdy otworzyłam je, na ganku stali dwaj osobnicy, obaj byli ubrani, w długie, czarne płaszcze, mimo iż był to gorący jesienny dzień. Byli niskiego wzrostu, szczupli, twarze mieli wątłe i blade, prawie szarawe. Odniosłam wrażenie, że byli to obcokrajowcy, chociaż nie mogłam powiedzieć jakiej narodowości, wydawało się, że byli pochyleni, jak gdyby przygnieceni jakimś ciężarem. Jeden zapytał o moje nazwisko. Nie odpowiedziałam. Powiedziałam, że musieli trafić pod niewłaściwy adres. (…). W tedy drugi zapytał, czy to ja jestem Panią Willis (…). Potwierdziłam (…). Para ta uporczywie nalegała, żeby porozmawiać na ważny temat. Zwróciłam się do nich z prośbą, żeby przyszli w innym terminie, gdy będzie mąż w domu. W tedy jeden z nich, na pewno przywódca, zapytał, czy jej mąż widział ostatnio coś niezwykłego na niebie. Przypomniałam sobie jego wypadek z UFO i poczułam nagły napad strachu. Wówczas przywódca powiedział: musisz ostrzec swojego męża, aby z tego co widział nie wyciągał żadnych pochopnych wniosków”.
Powyższa relacja nie
jest bynajmniej scenariuszem do kolejnej części filmu Man in Black, tylko
przeżyciem pewnego amerykańskiego małżeństwa. Tom Willis – mąż opisującej wyżej
przeżycia Jeany – we wczesnych dniach września 1970 r. wraz z wieloma innymi
świadkami, pracującymi wraz nim przy remoncie wojskowego lotniska w Lackland, w
pobliżu San Antonio (stan Teksas), obserwuje na bezchmurnym niebie eskadrę
pięciu UFO, która przez 40 minut wykonuje na niebie niezwykłe manewry w
powietrzu. Nie minęły trzy tygodnie od pamiętnych wydarzeń, gdy do drzwi domu
Willis pukają pierwsi ,,ludzie w czerni”. Są bardzo bezpośredni i konkretni w
swoich żądaniach. ,,Nie wolno wam o tym mówić”, ,,to może się źle dla ciebie
skończyć” - padają ciągle te same żądania. Nie kończy się na jednej wizycie. Z
początku niewinne spotkanie z tajemniczymi nieznajomymi, przeobraża się w
prawdziwy koszmar. Rodzina Willis jest nękana i nachodzona przez tajnych
agentów na każdym kroku: w domu, na ulicy, a nawet w sklepie wśród tłumi innych
świadków. MiB (od słowa ang. Man in Black), zawsze pojawiają się nagle i
nieoczekiwanie szybko znikają, pozostawiając po sobie tylko zszargane nerwy i
długie nieprzespane noce, którym towarzyszy tylko strach i trauma.
SCHEMAT
ZAWSZE TEN SAM
Klasyczny to – można
powiedzieć – przypadek spotkań z ,,ludźmi w czerni” bardzo szybko upowszechnił
się za sprawą samych świadków UFO i mediów w literaturze ufologicznej lat 60 –
tych i 70 – tych i jeszcze bardzo długo rozpalał wyobraźnie niektórych
amerykańskich i europejskich badaczy UFO. Schemat spotkania nieszczęsnych
świadków UFO – bo jakże inaczej ich nazwać, skoro szczęśliwy traf, że udaję im
się zaobserwować coś niezwykłego na niebie, wkrótce przeobraża ich w wielki
kłębek nerwów – przebiegał zawsze tak samo. Najpierw mieliśmy do czynienia ze
spektakularną obserwacją UFO, później z odwiedzinami (przeważnie trzech i do
dziś nie wiadomo, dlaczego akurat przeważnie trzech) ludzi w czarnych
płaszczach. Ci zawsze zachowali się tajemniczo, wyglądali jak ludzie z południa
albo Azjaci i z dziwnym akcentem kierowali swoje pogróżki pod adresem
zlęknionych do szpiku kości świadków obserwacji, a czasami też wyrażali swoje
żądania konfiskaty materialnych dowodów (zdjęć bądź nagrań) – jeśli takowe
świadkowie posiadali na potwierdzenie swoich rewelacyjnych przeżyć. Po czym –
jakby niby nic – wsiadali do swoich luksusowych wozów i pospiesznie odjeżdżali
w nieznanym kierunku.
HISTORIA
PEWNEGO WYDAWCY
Alber K. Bender - czy to on dał początek legendzie o MIB-ach ? |
Trudno szukać korzeni
tych niesamowitych, jak na tamte czasy, zaś dziś wydaje się dość mocno
osadzonych w realiach groteskowych, opowieści. Na pewno dużo w tej sprawie miał
do powiedzenia niegdyś Albert K. Bender (1921-2002) – wydawca pewnego pisma
,,Space Review”. Na jego łamach publikował swoje przemyślenia na temat UFO. W
jednym z numerów napisał też, że definitywnie rozwiązał zagadkę UFO i zamierza
ją ujawnić. W krótce ,,Space Review” zniknął ze stoisk prasowych, a wraz z nim
jej wydawca. Dopiero po latach ujawnił się ze swoją sensacyjną historią, jaka
przez następne lata była opisywana w licznych książkach ufologicznych.
Opowiedział, jak w jego domu zjawili się trzej czarno ubrani mężczyźni i
pokazali mu jego własny list, który Bender zaadresował do swojego bliskiego
znajomego, chcąc zwierzyć mu się ze swoich niezwykłych przemyśleń o prawdziwej
naturze UFO. Nieznani goście przyznali rację Benderowi, co do jego niezwykłych
wniosków i wzbogacili jego (na to wygląda – dość skromną) wiedzę o kolejne
szczegóły na temat pochodzenia UFO i mechaniki samych pojazdów. Wiedza ta
okazała się nie lada zaskoczeniem dla Bendera, ale niestety nie mógł się z nią
z nikim podzielić - ,,ludzie w czerni” kategorycznie zabronili mu tego,
tłumacząc, że może to przyczynić się do załamania się wszelkich struktur
społecznych i państwowych na świecie.
Informację przekazane Benderowi
na temat UFO musiały być dla niego strasznie szokujące, skoro poniewczasie
doznał on silnego załamania nerwowego i zniknął na ponad dziewięć lat, by
później ujawnić się i dać początek legendzie MiB – ów.
ŚWIAT
INNEGO WYMIARU
Znany amerykański ufolog
– John K. Keel (1930-2009) – od wielu lat zajmował się kolekcjonowaniem
informacji na temat ,,ludzi w czerni”. – Zjawisko UFO i MIB – pisał niegdyś w jednej
ze swoich książek – są charakterystyczne dla naszej planety. Rządzone są one
pewnie przez nieznane ludzkości i dlatego sprawiają wrażenie całkowitych
tajemnic prawa przestrzeni i czasu. Właśnie nagłe pojawianie się i znikanie, a
także dziwaczne zachowanie się MIB – ów wyjaśnia istnienie obok nas
niewidzialnego i niezrozumiałego dla istot ludzkich świata innego wymiaru –
twierdził, głęboko wierząc w słuszność swoich koncepcji.
Dziś możemy spojrzeć z
dystansem na konkluzje stawiane przez Keela ponad 40 lat temu. Jednak w tamtych
czasach – prawdziwej gorączki UFO – słowa te znajdowały swój właściwy odbiór i
podatny grunt. ,,Ludzie czerni” nawiedzali świadków UFO masowo. W relacjach przewijają się różne opisy.
Większość z nich nosiła jednak pewne cechy wspólne.
Słynne były historie
spotkań z tajemniczymi gośćmi w garniturach Jima Templetona i Roberta Gooda.
Temu pierwszemu udało się uwiecznić na zdjęciu tajemniczą postać kosmonauty
(tzw. zdjęcie, jakie w prasie brytyjskiej zostało ochrzczone jako ,,atronauta z
Burgh Marsh” i poniewczasie okazało się sprytnym hochsztaplerstwem). Później
był nękany przez agentów, którzy przedstawili się mu – niczym bohaterzy
filmowej adaptacji Man in Black – jako ,,Numer 9” I ,,Numer 11”.
Słynne zdjęcie ,,astronauty z Burgh Marsh" |
LUDZIE
W CZERNI CORAZ BARDZIEJ KOSMICZNI
Drugi ,,bohater” spotkań
,,ludzi w czerni” – Robert Good – nie miał tyle szczęścia, co Templeton, ażeby
złapać na zdjęciach ,,coś z gatunku UFO”, ale za to zwierzył się dziennikarzom
ze swojego bliskiego spotkania z prostokątnym latającym pojazdem. I znów
najwyraźniej nie spodobało się to komuś z góry, skoro oficer policji Good
znalazł się na celowniku MIB – ów. Ci nakazali mu milczenie – niczym
nadprzyrodzone istoty obdarzone talentem patrzenia w przyszłość - w przypadku kolejnej obserwacji UFO.
Mit stawał się jeszcze
większym mitem za sprawą samych autorów poczytnych wówczas bestselerów UFO. O ,,ludziach
w czerni” pisał niegdyś T.G. Beckley, R.Drake, Steiger i wspomniany już J.A.
Keel. Przytaczane przez nich historie coraz bardziej oddalały się od swojego
pierwotnego źródła i nabierały coraz żywszych rumieńców niezwykłości. ,,Ludzie
w czerni” byli coraz mniej ludzcy, a coraz bardziej kosmiczni.
I tak oto kpt. James R.
Doherty – po spotkaniu 21 czerwca 1951 r. w powietrzu z UFO – był atakowany
przez nieznanego agenta, którego ,,szczupła twarz wykrzywiona była jak gdyby z
bólu, a mówił dziwnym, z trudem akcentowanym głosem”.
Harold Johnson, po swoim
bliskim spotkaniu z UFO w Viennie 23 października 1976 r., przeżył jeszcze
bliższe spotkanie z nieznanymi osobnikami w czarnych płaszczach przeciwdeszczowych
,,wyglądających jak Mongołowie”. -
Przystępowali z nogi na nogę, było oczywiste, że jest im bardzo niewygodnie –
wspominał w jednym z wywiadów.
Gotową odpowiedź na
takie ,,nieziemskie” zachowania MIB-ów miał ufolog amerykański, dr. Gordon Everett..
– Ci szczupli jak wrzeciona, pochyleni, czujący się niepewnie ludzie, to
prawdopodobnie goście z Kosmosu, członkowie załóg Nieznanych Obiektów
Latających – pisał w swojej książce. Pogląd ten zbiegiem czasu jeszcze bardziej
się upowszechnił, a sami świadkowie UFO – najwyraźniej zaaprobowani literaturą
pióra Everetta i jemu podobnych – powielali schemat nieludzkich MIB-ów.
W gąszczu sensacyjnych
hipotez i teorii, gdzieś między stosem setek książek, przewijały się też i
takie, które stroniły od sensacji i zwracały uwagę na elementy psychologiczne w
tłumaczeniu zjawiska MIB-ów.
TO
WSZYSTKO TO TYLKO FOLKLOR
Swoje działa niewiary na
,,czarnych agentów z Kosmosu” skierował amerykański badacz – hobbista tej
tematyki, Joseph F. Luiston. – MIB-y w ogóle nie istnieją – stwierdził niegdyś
Luiston. – Są oni rzeczywiści tylko w tym sensie, iż funkcjonują w wyobraźni
świadków UFO. Niezwykły wstrząs psychiczny związany z obserwacją UFO u pewnych
osób odznaczających się szczególnie wrażliwą osobowością wywołuje wewnętrzną
potrzebę potwierdzenia, że trudne do uzmysłowienia spotkanie rzeczywiście miało
miejsce. Taki świadek poczyna marzyć o gościu, którego odwiedziny
potwierdziłyby prawdziwość obserwacji i następnie zaczyna utożsamiać to
marzenie z rzeczywistością. Zjawisko to przypomina stwierdzoną przez naukowców
skłonność do tworzenia podobnych postaci w wyobraźni uczestników wielkich
przeżyć psychicznych w czasie wypadków samochodowych lub katastrof lotniczych.
Czy spotkania z MIB-ami
były więc li tylko przejawem folkloru naszych czasów ? Fakt, że ,,ludzie w
czerni” najpierw zapożyczyli sobie z literatury szpiegowskiej lat 50 – tych i
60 – tych wizerunek tajnego szpiega w czarnym, długim płaszczu, kapeluszu i
ciemnych okularach, by później przejść ewolucję w stadium ciężko stąpającego po
ziemi z powodu grawitacji ufoludka, tylko udającego ludzką postać. Te elementy
opisów przemawiają za współczesnym wierzeniem ludowym. Nie zapominajmy, że w
każdej legendzie jest jakieś ziarenko prawdy. W tym wszystkim więc zauważa się
,,drugie dno”.
Temat MIB –ów rozrósł
się do niewyobrażalnie dużych rozmiarów epidemii wraz rosnącą ilością meldunków
UFO w USA w latach 50 – tych i 60 – tych. Pod koniec lat 40 – tych Siły
Powietrzne tego kraju traktowały sprawy UFO dość serio. Agencji rządowi
,,Programu Sign”, a później ,,Projektu Grudge” badali UFO, składając regularne
wizyty ich świadkom. Na pewno nie byli tak tajemniczy i kosmiczni, jak
legendarne MIB-y, ale ludzka psychika w połączeniu z nieograniczoną fantazją
zrobiła swoje. Ukuła mit, który przez bardzo długi okres utrzymywał się i
krążył po świecie. Autorzy książek o UFO tylko jeszcze bardziej zaogniali
sprawę, dokładając kolejną cegiełkę do i tak już mocno rozbudowanej legendy.
Dziś to już tylko
historia, która pewnie utonęłaby bezpowrotnie w mrokach dziejów, gdyby nie
masowa kultura. Ta świetnie sprzedała legendę o ,,ludziach w czerni”. Wymownym
przykładem tego jest kinematograficzna produkcja Man in Black. Niedawna
trzeciego już edycja przygód agentów ,,nie z tej Ziemi” zebrała dość pochlebne opinie
i całą masę pieniędzy. Will Smith i Tommy Lee Jones ukazują postać MIB-a w
bardzo groteskowym świetle – my zaś śmiejemy się do rozpuku z ich żartów i
strzelających długopisów. A zatem – chciałoby się powiedzieć – i niech tak już
zostanie…..
Dzięki za tekst. Fajnie się czytało i powróciły wspomnienia, kiedy ufologia mnie fascynowała.
OdpowiedzUsuńMarcin Kołodziej