Objawienia to szczególna kategoria cudu funkcjonująca w wierze chrześcijańskiej od setek lat - przedmiot dyskusji zarówno dla teologów, jak i kierujących się sceptycyzmem scjentystów. Wnikając w naturę tych zjawisk nieuchronnie burzy się starannie poukładany przez naukę porządek świata. Objawienia Fatimy, Medjugorie i Garabandal to powszechnie znane i dobrze udokumentowane przypadki. Zaskakujące, że w Polsce odnotowane sporo podobnych świadectw cudów. Nie wszystkie zostały uznane przez Kościół za autentyczne. Co faktycznie leży u ich źródła?
146 lat temu, w niewielkiej wsi na Warmii, doszło do wydarzeń, które po dziś dzień traktowane są przez polskie hierarchie kościelne w kategoriach nadprzyrodzonego zdarzenia o charakterze religijnym. 27 czerwca wracająca z kościoła 13-letnia Justyna Szafryńska udawała się do domu w Gietrzwałdzie. Gdy na głos dzwonu kościelnego odmówiła modlitwę Anioł Pański, na pobliskim klonie ujrzała przedziwną jasność, a w jej blasku postać kobiecą z długimi włosami opadającymi na jej ramiona, siedzącą na tronie udekorowanym złocistymi perłami. Trwającą kilka sekund wizję dziewczyna od razu skojarzyła z cudownym objawieniem. Swoją wiedzę o podobnych wydarzeniach opierała na kazaniach swojego proboszcza, ks. Augustyna Weischela. Ten pochodzenia niemieckiego ksiądz, przygotowując dziewczynkę do I komunii, nie raz podkreślał wagę i znaczenie objawień maryjnych, jakie rozegrały się w Lourde i Marpingen. O swojej wizji Szafrańska opowiedziała następnego dnia swojemu proboszczowi. W zdanej relacji zeznała również, że widziała oddającego Maryi hołd anioła. Gdy skończyłam odmawiać Zdrowaś Mario, Matka Boża podniosła się z tronu i uniosła wraz z aniołem do nieba. – zeznała księdzu ponadto.
W ten sposób rozpoczęła się seria bezprecedensowych wydarzeń, w które oprócz wspomnianej Justyny Szafryńskiej zaangażowana była druga dziewczynka, 14-letnia koleżanka Justyny, Barbara Samulowska. Obie parafianki, w towarzystwie niekiedy wielotysięcznego tłumu, przeżywają religijne wizje, które trwają nie przerwalnie od czerwca do października. W sumie cudowna postać objawia się aż 160 razy, co uznaje się w historii objawień maryjnych za jeden z najdłużej trwających przekazów. Zjawa zawsze pojawiała w tym samym miejscu i o wyznaczonej porze. Przekazała szereg profetycznych wizji, a w trakcie cudownych manifestacji doszło też do wielu spektakularnych cudownych uzdrowień wśród zgromadzonego tłumu.
Objawienie w Gietrzwałdzie wizja artystyczna |
Ciąg następujących po sobie wydarzeń odbił się głośnym echem na Warmii i stał się przedmiotem szeroko zakrojonej kampanii szyderstwa oraz dezawuowania cudu przez władze państwowe. Antyreligijne akty deprecjacji ze strony aparatu władzy wynikały głównie z toczącego się już od pewnego czasu kulturkampfu w Rzeszy Niemieckiej, zapoczątkowanego przez Otto von Bismarcka w celu ograniczenia roli Kościoła katolickiego w państwie. Zdecydowanie nie w smak było ,,żelaznemu kanclerzowi” odnotowanie faktu wzmożonego katolickiego ruchu wyznaniowego na ziemiach warmińskich, gdzie dominował protestantyzm, a kult katolicki sukcesywnie był wykorzeniany. Problemów nastręczał fakt, że objawiająca się w Gietrzwałdzie cudowna Pani komunikowała się ze swoimi dwiema wizjonerkami w języku polskim, który był czystą gwarą warmińską. Istniały więc uzasadnione obawy, że w najbliższym czasie władze państwowe będą mierzyć się ze wzmożoną falą polskiego ruchu wyzwoleńczego. Iskrą zapłonową mogła być wiara Polaków w objawienia maryjne.
Fala medialnej krytyki nie zahamowała jednak zainteresowania miejscowych wydarzeniami w Gietrzwałdzie. Antypaństwowy cud nie został zgładzony przez reżim władzy. Poczucie wiary potęgowały wyniki prac powołanej przez biskupa warmińskiego komisji kościelnej. W sporządzonym protokole na polecenie hierarchy kościelnego można było przeczytać kluczowe zdanie: Nabraliśmy przekonania, że objawienia w Gietrzwałdzie muszą mieć realną podstawę”. Przekonanie o autentyczności manifestującego się zjawiska komisji kościelnej wynikała nie tylko z potwierdzonej wiarygodności dziewczynek, ale także ustaleń poczynionych przez powołanych biegłych medycznych. Uczestniczący w objawieniach lekarze orzekli, że stan zdrowia fizycznego i psychicznego dziewczynek nie budził wątpliwości. Wykluczono wszelkie choroby psychiczne i umysłowe. Ponadto jeden z badających dziewczynki lekarzy, dr. Poschmann, napisał w swojej notatce bardzo interesującą uwagę:
(…) martwe matowe oczy utkwiły w klonie rosnącym przed nimi. Ich górne powieki poruszyły się i zakryły częściowo tęczówki. Kiedy skręcałem głowę jednej z tych osób, oko tkwiło stale skierowane w ten sam punkt. Atropina wpuszczona do oka nie wywołała żadnych zmian. Po powrocie na plebanie stwierdziłem, że źrenice ich były silnie powiększone (…) Puls był bardzo słaby, przeciętnie 1-12 uderzeń wolniejszych”.
Zauważalne przez lekarzy zmiany w zachowaniu i psychice dziewczynek zasadniczo nie wyróżniały się na tle innych objawień maryjnych. O hipnotycznym spojrzeniu, świadomym komunikowaniu się – jak pod wpływem jakiegoś transu – z niewidzialną postacią, obniżony puls i ciepłota ciała, świadczą, że młode wizjonerki z Gietrzwałdzie znajdowały się w stanie zmienionej świadomości, tak samo jak chociażby uczestnicy objawień w Fatimie czy Medjugorie. Zgromadzony niedaleko Gietrzwałdu tłum nie widział też wiszącej nad klonem zjawy, ale zachowanie się dziewczynek nie budziło wątpliwości, że jest autentyczne. Dziewczynki ewidentnie podczas widzeń znajdowały się w niewytłumaczalnym trans-kontakcie z jakąś niewidzialną siłą.
Przesłania choć wydają się dziś błahe i typowe dla wielu wizjonerskich spotkań ze świetlistą postacią, tytułującą się jako Matka Boska, to niewątpliwie dawały mieszkającym pod pruskim zaborem Polakom upragnione ukojenie i nadzieję. Oprócz ociekającej od truizmu potrzeby modlitwy i korzystania z różańca, zjawa z Gietrzwałdy przekazała ludziom wiarę w optymizm, że ich los poprawi się, jeśli gorliwie będą oddawać się modlitwie, wówczas Kościół nie będzie prześladowany, a osierocone parafie otrzymają kapłanów. To były prorocze słowa. Ich moc sprawcza została podbudowana fenomenami świetlnymi, o jakich jeszcze długo dyskutowali miejscowi. Podczas pierwszego objawienia na niebie można było zaobserwować świetlistą drogę. Ciągnący się z południa na północ pas jasnego światła widziało wielu mieszkańców w Praśnicach w Guberni Płockiej, oddalonej 20 km od Gietrzwałdu. Wielu naocznych świadków zgodnie twierdziło, że promienista droga usłana była z każdej strony strzępami jasnych kwiatów. Obserwowane przez wielu okolicznych mieszkańców zjawisko rzekomo prowadziło konkretnie w kierunku miejsca, gdzie Justyna Szafrańska ujrzała po raz pierwszy świetlistą postać lewitującą nad klonem.
Widzenia Madonny w niewielkiej wiosce na Warmii urosły do rangi symbolu odnowy i przebudzenia narodowego. Status nadprzyrodzonego wydarzenia w Gietrzwałdzie został usankcjonowany dopiero 100 lat po tych wydarzeniach. W 1977 r. władze kościelne w Polsce uznały objawienia za autentyczne. Choć w między czasie odnotowano wiele takich przypadków na terenie Polski, to tylko Gietrzwałd zyskał aprobatę Kościoła.
Od Bałtyku po Tatry w naszym kraju wręcz roi się od maryjnych sanktuariów. Większość miejsc kultu wiąże się ze świętymi obrazami i figurkami, ale niektóre odnoszą się do prywatnych objawień, które zyskały splendor wśród wiernych w dziejach narodu polskiego, szczególnie w okresie dotkliwych zawieruch dziejowych i niejednokrotnie stawały się przyczynkiem do intensyfikacji narodowych zrywów. Analizując niektóre z nich możemy doszukać się wielu paralel do znanych na świecie objawień religijnych. Dla niektórych badaczy zjawisk paranormalnych, ich natura wykracza znacznie dalej poza wymiar religijny, który w tym przypadku ma za zadanie jedynie symbolicznie oddziaływać na daną grupę społeczną, a w gruncie rzeczy posiada wiele cech wspólnych z widzeniami istot nadprzyrodzonych, którym nie przypisuje się atrybutów boskości, a wręcz współcześnie utożsamia się z manifestacjami inteligencji pozaziemskiej.
Dziś niewiele mówi się o dawnych objawieniach w Janowie Lubelskim (1645) i Płonce Kościelnej (1673). Te zamierzchłe wydarzenia bazują bardziej na legendach niż udokumentowanych świadectwach kościelnych. Zdecydowanie więcej za to można powiedzieć w przypadku widzeń Michała Sikatki, prostego pasterza z Grąblina, który w latach 1850-1852 doświadczył wielu wizji maryjnych podczas swoich modlitw w Lesie Grąblińskim, położonym w dzisiejszym woj. wielkopolskim. Treść otrzymanych przez niego przekazów od cudownej madonny miała profetyczny charakter i została rzetelnie poręczona przez badającą przypadek Sikatki komisję kościelną. Predykcje dotyczyły nie tylko nadchodzącej epidemii cholery, która zebrała śmiercionośne żniwo na terenach znajdujących się pod ówczesną okupacją zaborcy rosyjskiego, ale także losów Polski na następne dekady. Objawiająca się Sikatce zjawa ukazała przed nim wizję I wojny światowej, odzyskania niepodległości przez Polskę oraz zapowiedź kolejnego krwawego konfliktu.
Drastyczne obrazy obecne w przekazach maryjnych nie stanowią jakiegoś novum. Widzenia traumatyczne, w którym dominują rozlew krwi i apokaliptyczny pogrom życia ludzkiego występują przykładowo w wizjach zanotowanych podczas fali objawień w afrykańskim Kibeho. Trwające niekiedy po kilka godzin ekstatyczne stany dzieci uczestniczących w tych objawieniach, naszpikowane były traumatycznymi obrazami zabijających się ludzi. Badacze przypadku z Kibeho są zgodni, że przekazy te dotyczyły najprawdopodobniej ludobójstwa w Riwandzie w 1994r., gdzie według szacunków zginęło około 900 tyś ludzi, a motywem przewodnim mordu były rasistowsko-etniczne względy.
Zapoczątkowany w Lesie Grąblińskim kult maryjny co roku przyciąga tysiące pielgrzymów do pobliskiego sanktuarium maryjnego w Licheniu. Nie wszystkie bliskie spotkania z tajemniczą istotą nadprzyrodzoną, utożsamianą przez wizjonerów z Matką Boską, odbiły się głośnym echem w dziejach Polski. Wiele z nich popadło w zapomnienie albo ich siłę duchowego przekazu paradoksalnie potępił sam Kościół lub ówczesny aparat władzy.
Na szczególną uwagę zasługuje seria objawień, jaka rozegrała się na terenie warszawskich Siekierek w momencie, gdy stolica Polski znajdowała się pod hitlerowską kuratelą, a wprowadzony system okupacyjny zbierał swoje śmiercionośne żniwo.
3 maja 1943 r. 12-letnia Władzia Fronczak udała się do swojego domu po zakończonym nabożeństwie majowym. Gdy otworzyła okno od strony brzegu Wilamówki doświadcza niezwykłego objawienia, które opisywała później w następujący sposób:
Na wiśni, w miejscu, w którym pień rozgałęzia się w konary zobaczyłam postać. Ubrana była w białą suknię koloru reflektorów, jarzeniówek, jak gdyby mgły. To była postać kobiety, młodej dziewczyny.
Dziewczynka dostrzegła ponadto, że postać była bosa, trzymała w prawym ręku różaniec i unosiła się nad niewielkim obłoczkiem. Przy pierwszym widzeniu tajemniczej postaci nie doszło do komunikacji. Dopiero w następnych objawieniach świetlista dama przemówiła, nawołując do modlitwy, pokuty i nawrócenia. Jej przekaz zwiastował dramatyczne wydarzenia i tylko wiara w nią gwarantowała przetrwanie. Będziecie szli śladami moimi, nie zginięcie”. – przekazała podczas jednego z widzeń zjawa, którą młoda Władzia brała za Matkę Boską. Mimo że warszawskie władze kościelne nie podzielały do końca wiary wizjonerki o autentyczności jej przeżyć, to objawienia szybko przyciągnęły rzesze ciekawskich. Gromadzący się tłum przy Władzi Fronczak i Bronisławy Kuczewskiej – drugiej mistyczki z warszawskich Siekierek – nie był też rozganiany przez władze niemieckie. Przemawiająca za pośrednictwem dwóch wizjonerek do tłumu Maryja nawiązała do tego, co miało wydarzyć się kilka miesięcy później w Warszawie. Bronisława po latach wspominała szczególnie jedno ze swoich widzeń, w którym został jej ukazany przerażający widok zrujnowanej Warszawy.
Widziałam masowe aresztowania, rozstrzeliwania, palące się domy. Zobaczyłam też dom, w którym modliliśmy się. Matka Boża powiedziała mi, że ten dom będzie podlany benzyną i podpalony od dołu przez Niemców. W widzeniu widziałam, jak matki wyskakiwały z dziećmi z płonącego domu. – możemy przeczytać w spisanych świadectwach wizjonerki.
Powyższa wizja miała miejsce w sierpniu 1943r. przy ul. Płockiej 25. Znajduje się tam dzisiaj tablica upamiętniająca masową egzekucję dokonaną przez Niemców w czasie rzezi Woli, w pierwszych dniach sierpnia 1944r. Według szacunków zginęło wówczas około 300 osób, a z palących się budynków matki skakały z okien wraz ze swoimi dziećmi. Czy ukazująca się zjawa na warszawskich Siekierkach w sierpniu 1943r., szesnaście miesięcy przed wybuchem Powstania Warszawskiego, podjęła próbę ostrzeżenie mieszkańców Warszawy przed wielką tragedią? Kościół nie był do końca przekonany o prawdomówności dwóch wizjonerek. Dzięki wielkiemu heroizmowi Kuczewskiej udało się postawić w miejscu pierwszych objawień kapliczkę i ją poświęcić. Objawienia trwały aż do 15 września 1949r. Kilka lat później na miejscu niewielkiej kapliczki wybudowano sanktuarium diecezjalne.
Nadprzyrodzone interwencje nie straciły na mocy w kolejnych latach na ternie Polski. W otoczeniu nowego sytemu politycznego, gdy rządził twardy reżim i dominowała bezwzględna cenzura, zjawisko widzeń świętych było zdecydowanie piętnowane przez ówczesny aparat władzy. Bardzo trudno było również wyjść niektórym lokalnym kultom poza wymiar regionalny, gdyż sam Kościół, znajdując się pod silnym naciskiem władz komunistycznych, wolał dementować niż rozpowszechniać potencjalne cuda PRL-u.
Dlatego prawdopodobnie bez większego echa przeszły wydarzenia, które rozegrały się w komunistycznej Polsce w miejscowości Mazury na Podkarpaciu (1949) i Zabłudowie (1965) koło Białegostoku. To, co łączy obydwa przypadki odnotowanych w tych miejscowościach objawieniach maryjnych, dotyczy udokumentowanego w relacjach wielu świadków cudu słońca oraz zainicjowanej przez służby mundurowe akcji ,,wyciszenia”, ośmieszenia a nawet użycia przemocy fizycznej w celu oczyszczenia miejsca kultu.
Schemat przebiegu widzeń religijnych był bardzo rozpoznawalny na tle innych tego typu zjawisk nadprzyrodzonych. Kilkunastoletnia dziewczynka, widzenie świetlistej postaci, a później kolejne wizje już przy udziale zgromadzonego tłumu, odbywające się w bardzo głębokim transie i towarzyszące im cudowne uzdrowienia oraz niekiedy niewytłumaczalne zjawiska świetlne.
W zdarzeniu w miejscowości Mazury, położonej koło Korczowisk główną bohaterką wydarzeń zostaje 11-letnia Marysia Boguń, która podczas wypasu bydła dostrzegła na łące lewitującą Matkę Boską. W kolejnych spotkaniach z nadprzyrodzoną zjawą Marysia popada w głęboki rezonujący z nieznaną siłą trans i zaczyna przemawiać w j. łacińskim na oczach setek gapiów – w języku, którego nigdy się nie uczyła. Jej stan budzi zdziwienie nie tylko prostych ludzi, którzy z ciekawości przyszli zobaczyć objawienie, ale zgromadzonych oficerów MO, UB i lekarzy. Ci ostatni przeprowadzili szereg badań na wizjonerce podczas jej stanu zmienionej świadomości. Marysia zupełnie nie reagowała na bodźce zewnętrzne i oczami wodziła za czymś niewidzialnym. W tym samym dniu, 15 czerwca, doszło także do spektakularnego cudu. W zachowanych zapiskach świadków można było domniemywać, że nad Mazurami doszło do podobnego cudu słońca, co w osławionej Fatimie.
Ludzie zaczęli drżeć, krzyczeć – cud! Cud! Paczta na słonko (…) a ono tak wiruje, widać kolory rozmaite na wszystkie strony. Tam mi się widziało, że słońce leci z góry na ziemię (..)Ono nie leciało, jak kula, ale wirowało. Kręciło się wkoło i spadało w dół. Ludzie bali się, że spadnie na ziemię i zaczęli krzyczeć, piszczeć ze strachu, z przerażenia. Słońce dawało różne kolory, takie promienie cienkie, długie jak od gwiazd. Nawet nie trzeba było się na słońce patrzeć, bo te kolory były na ziemi, na lesie, na trawie. Kolory się zmieniały, zielone, ciemnozielone, żółte, pomarańczowe, fioletowe i rozmaite, podobne jak na tęczy.
Oprócz tańczącego po niebie Słońca wiele osób dostrzegło ponadto unoszący się nad leżącą w transie Marysią jasny obłok, który zaczął przemieszczać się po chwili do góry i oświetlił dachy pobliskiego kościoła na tyle jasno, że niektórzy sądzili, że ich świątynia zaczęła się palić.
Następnego dnia cud słońca podczas widzenia 11-letniej dziewczynki powtórzył się. Świadków tego zdarzenia było już znacznie więcej. Tłum liczył około ośmiu tysięcy ludzi. Sprawa bardzo szybko została uciszona przez aparat milicyjny. Teren pielgrzymek zamknięto i usunięto wszelkie rekwizyty religijne.
Nienaturalną aktywność słońca, jaką Kościół w przypadku wydarzeń odnotowanych przykładowo w Cova da Iria koło Fatimy uznał za manifest cudu, co do incydentu z podkarpackich Mazur nabrał już wody w usta. Równie nieprzychylnie polska instytucja kościelna odnosiła się do zdarzeń, które rozegrały się wiele lat później po Mazurach w miejscowości Zabłudów w latach 60. Wizjonerką skupiającą uwagę mas ludzi zostaje tym razem 14-letnia Jadwiga Jakubowska. W okolicach swojego domu dostrzegła unoszącą się na tle drzew tajemniczą postać, ubraną w białą suknie i niebieski płaszcz, z koroną na głowie. Ze względu na spektakularność swoich przeżyć, wielokrotnie ląduje na białostockim komisariacie milicji i jest przesłuchiwana, a później prześladowana wraz ze swoją najbliższą rodziną. Podczas jednego z widzeń zgromadzony tłum był świadkiem cudu słońca. Na oczach ciżby ciekawskich słońce zaczęło wirować i przemieszczać się po niebie. Do kolejnych widzeń już nie doszło. Aby uniknąć religijnych zgromadzeń, służby porządkowe rozpędziły gromadzący się tłum. W ruch poszły pałki, petardy i gaz łzawiący.
Wydarzenia z udziałem zjawisk anomalnych, jak incydent mazurski i zabłudowski przypominają pewnymi szczegółami zdarzenia, które współcześnie określa się jako spotkania z UFO. Charakterystyczne elementy w tym przypadku to dziwaczne ,,chmury”, powietrzne obiekty utożsamiane przez zgromadzonych świadków jako ruchome słońce oraz zmiany koloru atmosfery – obserwacje kolorystycznych słupów światła, promieni oraz uczucie ciepła, jakie zwykle identyfikowano w związku z obecnością widzianej tylko przez wizjonerki Matki Boskiej. Psychologiczny aspekt tych zdarzeń definiuje się przez obecny w tych zdarzeniach akcent religijny. Nie inaczej rzecz ma się w przypadku historycznych świadectw, gdzie nadprzyrodzone istoty objawiające się religijnym mistykom intepretowane były zgodnie z obowiązującym dogmatem wiary. Dzisiaj dostrzega się w takich źródłach historycznych wiele wspólnych elementów z bliskimi spotkaniami z UFO.
Utrzymany format religijny w objawieniach ewidentnie jest skierowany do określonego kolektywu. Nadprzyrodzona moc takich zdarzeń prawdopodobnie miała na celu umocnienie wiary wśród ludzi w czasach, gdzie dominował silni ucisk władzy. Wiara w nadprzyrodzone zjawiska była wentylem bezpieczeństwa i odskocznią od narastającego piętna aparatu władzy. Być może dlatego również objawień maryjnych z biegiem lat ubywało, a kiedy zmienił się w Polsce ustrój polityczny i wolność przestała być tylko wyświechtanym sloganem, objawienia maryjne stały się już tylko miejskimi legendami i zostały całkowicie wyparte z życia społecznego.
Ostatni akord w kontekście udokumentowanych w Polsce objawień należał do oławskiego mistyka, Kazimierza Domańskiego, który potrafił pociągnąć za sobą tysiące ludzi w latach 80. Choć Kościół zdecydowanie odżegnywał się od jego wystąpień, a sam Wojciech Jaruzelski podczas konferencji delegatów PZPR w 1984r. miał wypowiedzieć słynne słowa -,,Każdy ma taki cud, na jaki zasługuje” – to próba zdezawuowania fenomenu Domańskiego przyniosła odwrotny efekt. W szczytowym momencie sławy oławskiego mistyka, licząca zaledwie 30 tysięcy mieszkańców Oława potrafiła zgromadzić jednego dnia blisko 50 tysięcy pielgrzymów. Wszystko zaczęło się niewinnie i dziś można rzecz, że dość groteskowo. Kazimierz Domański doznaje pierwszego widzenia 13 czerwca 1983r. na terenie działek ogrodowych Matki Boskiej przy ul. Nowy Otok. Co ciekawe, miejsce objawień po latach badał znany radiesteta, Leszek Matela, który przy działce nr. 457 (faktycznie miejsce objawień) stwierdził podwyższoną energetykę (18 tyś. jednostek Bovisa) oraz inne częstotliwości sprzyjające powstawania stanów transowych u osób wrażliwych. Niemalże identyczne frekwencje radiesteci stwierdzili w wielu innych znanych miejscach objawień maryjnych na świecie.
Archiwalne zdjęcie podczas pielgrzymowania na działce Domańskiego. |
Pierwsza wizja Domańskiego zapoczątkowała następne. W sumie aż do śmierci w 2002r. oławski mistyk otrzyma aż 300 objawień. Będą to nie tylko widzenia Matki Boskiej, ale również i Jezusa. Samozwańczy wizjoner zyskał sławę dzięki rozgłosowi, iż rzekomo uzdrawia. Potwierdzeniem tego były setki relacji ludzi, którym Domański odmienił życie. W jednym z udzielonych wywiadów Domański stwierdził, że podczas pierwszej swojej wizji ujrzał Maryje z koroną na głowie ubraną w długą beżową suknię. Postać położyła na jego ramieniu rękę i wypowiedziała słowa o cudownej mocy: Kto przyjdzie na to miejsce, otrzyma łaskę uzdrowienia i Boże błogosławieństwo, ale tylko wówczas, gdy będzie mieć silną wiarę. Domański przyjmuje wszystkich – chorych i niepełnosprawnych. Kładzie na nich głowach ręce, modli się i uzdrawia.
Oprócz fenomenu masowych uzdrowień, działy się równolegle inne cuda. Odnotowano przykładowo zjawisko krwawych łez na stojącej w altanie Domańskiego figurce Matki Boskiej. W tym samym czasie – przypadającym apogeum fenomenu Domańskiego – wielu pielgrzymów było świadkiem cudu słońca. Obecny na miejscu inżynier Marian Obodziński przyrównał je do fatimskiego fenomenu:
Niebo było bardzo zachmurzone, rozeszły się po prostu chmury. I wszyscy zobaczyli słońce, na tym słońcu była po prostu kręcąca się tarcza. Niesamowite barwy kolorów. No ja to widziałem. Widziałem. Stwierdziłem na zdrowy rozum, że to przecież niemożliwe, żeby pan Domański wszedł po drabinie i takie rzeczy robił. Widziały to tłumy. Było wtedy 28 tysięcy ludzi. To był moment mojego nawrócenia. W sekundzie stwierdziłem faktycznie, że jest Bóg.
Kult oławski zbiegiem lat osłabł, ale mimo to Domańskiemu w ciągu pięciu lat z darowizn pielgrzymów udaje się wybudować własne sanktuarium. Po śmierci oławskiego proroka obiekt przeszedł we własność wrocławskiej kurii. Pamiątką oławskiej schizmy jest postawiony Domańskiemu pośmiertnie pomnik.
Co leży u źródła objawień, które na przestrzeni wielu lat w Polsce dały nadzieję wielu ludziom, obudziły wiarę w trudnych momentach dziejowych i niekiedy potrafiły zmaterializować się w postaci nadprzyrodzonej formy, jak uzdrowienia pielgrzymujących lub fenomeny rozgrywające się bezpośrednio na niebie? Ich fizyczny wymiar to prawdziwa zagadka dla świata nauki i kolejny dowód na to, że rzeczywistość oparta na konwencjonalnych prawach natury wykazuje duże braki, determinujące nas do przewartościowania naszego światopoglądu o otaczającym świecie. Źródło tych zjawisk zdecydowanie nie leży w działalności człowieka ani w zjawiskach naturalnych.
Nie odgadnięta pozostaje druga strona, czyli inteligentna siła próbująca nawiązać kontakt z osobami, dla których obraz wizji zbudowany zostaje zgodnie z ich wyobrażeniami duchowymi.
Prof. Joaquim Fernandes, historyk z Uniwersytetu w Porto, autor słynnej Trylogii Fatimskiej, który jako jeden z nielicznych miał wgląd w Archiwum Sanktuarium Fatimskiego, co zaowocowało upublicznieniem oryginalnych relacji wizjonerów z Fatimy, bez cenzury kościelnej, na temat zjawiska objawień wyraził pogląd, iż jego natura leży w obszarze nieliniowym i nie fizycznym, w wymiarze poza otaczającą nas czasoprzestrzenią. Objawienie wykracza więc daleko poza ramy ludzkiej percepcji i rozgrywa się na planie mentalnego obrazu, bez osób trzecich i tylko w wyjątkowych sytuacjach nabiera fizyczności, którą zgromadzony wokół wizjonerów tłum może odbierać w postaci nadprzyrodzonych zjawisk, jak cud słońca lub krwawiące figury. Otwarty umysł dostrzeże wiele interesujących elementów w takich zjawiskach. Transcedentalne doznania, łamiące strukturę materialną, niegdyś opisywane językiem teologicznym, dziś możemy rozpatrywać przez pryzmat najnowszych ustaleń fizyki kwantowej. Sprawą otwartą pozostaje jedynie, dlaczego niemalże zniknęły z naszej przestrzeni życiowej i jak silne oddziaływanie mogły mieć na masy w czasach, gdy nadzieje na wolność i lepsze życie wygasały wprost proporcjonalnie do narastającego ucisku i terroru?
Wybrana bibliografia:
W. Chudziński, P. Nowakowski, Kręgi, cuda, kwanty. Pomiędzy fraktalem mandelbrota a objawienieami w Medjugorie. Wyd. Kos.
D. Trela, Nieznane cuda w PRL, Czwarty wymiar nr. 1, 2021
Leszek Matela, Magiczne wyprawy po Polsce, Wyd. Kos.
Wojciech Mazan, Schizma w Oławie, Weekend Gazeta.pl za: https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177344,20566003,schizma-w-olawie-jak-pewien-dzialkowiec-porwal-tlumy-i-niemal.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz