Ponad 100 lat temu krajobraz Podkamiennej Tunguskiej w
promieniu kilkudziesięciu kilometrów został całkowicie zdewastowany przez
zderzenie z nieznanym obcym ciałem. Na
kanwie tego wydarzenia zagrożenie zderzenia się naszej planety z wielką
asteroidą jest ciągle realne.
Niedawno obchodziliśmy 105 już rocznicę słynnej katastrofy tunguskiej.
Wydarzenia z 30 czerwca 1908 r. wciąż spowija długi cień tajemnicy. Czym był
obiekt, który uderzył ogromną siłą w ziemie syberyjską i postawił na nogi wielu
sejsmologów na całym świecie ? Mimo tylu hipotez i teorii, jakie namnożyły się
do niewyobrażalnej ilości wciąż wiemy niewiele.
Dotychczas zebrany materiał dowodowy świadczy, że obce ciało z Podkamiennej
Tunguskiej miało siłę rażenia 40 – 50 megaton trotylu. Trzy tysiące razy tyle,
co zrzucona bomba atomowa nad Hiroszimę.
Zdetonowana na Nowej Ziemi w 1961 r. bomba wodorowa przez ZSRR miała
zbliżoną moc. Wybuch w Tunguskiej powalił tysiące drzew w obszarze 40 km. Słup jasnego ognia widoczny był w promieniu
650 km, silne wstrząsy słyszane były w
rejonie 1000 km. Natomiast sejsmografy na całym globie zarejestrowały silne
wstrząsy ziemi. Zjawisko przyczyniło się do obserwacji nad Europą słynnych
,,białych nocy”. Radziecka aparatura magnetometrów w tym rejonie pokazywała
ponadto drugi biegun północny.
Wielka zagadka
Do dziś wielu badaczy zastanawia się, czy wybuch w obszarze rzeki Podkamiennej
Tunguskiej nie dotyczył co najmniej dwóch ciał kosmicznych. Świadczą o tym
relacje naocznych świadków. Wypowiedzi mieszkańców z kilku okolicznych
miejscowości mówią o dwóch różnych trajektoriach widocznych na niebie ,,słupów
ognia”. Co ciekawe, odnotowane w wielu krajach Europy ,,białe noce” obserwowane
były też trzy dni przed katastrofą. W dalszym ciągu jednak wielu naukowców
skłania się ku hipotezie meteorytu bądź nawet asteroidy. Celem pierwszej
ekspedycji w rejon katastrofy, zorganizowanej przez Leonida Kulika – 19 lat po
zdarzeniu - było udowodnienie powyższej tezy. Niestety wyprawa postawiła jeszcze
więcej pytań. Nie odnaleziono ani grama śladów żelaza bądź niklu. Za to
stwierdzono obecność powalonych drzew na olbrzymim obszarze i żadnych znaków
życia. Faktycznie na niewielkim obszarze Kulik odnalazł metaliczne i krzemowe
kuleczki, które teoretycznie mogą przemawiać za pochodzeniem kosmicznym ciała z
Tunguskiej, ale ich ilość i niewielki obszar znaleziska budzą wątpliwości.
Wszak obiekt z Tunguskiej mógł mieć średnice kilkudziesięciu metrów. Kulikow
więc nie powinien mieć najmniejszych problemów ze znalezieniem w tym rejonie
metalicznych cząstek. Niestety nawet samego krateru nie udało się mu
odnaleźć. To skłania niektórych uczonych
do spekulowania, że meteor z Tunguskiej mógł być lodową kometą, która – w zetknięciu
z ziemską atmosferą – eksplodowała nad ziemią i spowodowała wyłożenie drzew w
obszarze wielu kilometrów. Najnowsze badania komet lodowych przeczą jednak tej
tezie. Te ciała kosmiczne w swoim składzie także posiadają 50 % stałej materii.
Jeszcze inni mówią o asteroidzie z antymaterii. Stąd brak w epicentrum jakiegoś
krateru.
Niektórzy naukowcy twierdzą jednak, że krater się znalazł. Jest nim rzekomo
dno jeziora Czeko. Ten polodowcowy relikt znajduje się w rejonie katastrofy.
Włoscy uczeni z Uniwersytetu Bolońskiego w czerwcu 2007 r. zbadali to miejsce i
znaleźli na dnie jeziora odłamki skalne bardzo zbliżone do składu chemicznego
meteorytów. Dr. Gareth Collins z Londynu obala jednak tę hipotezę. Twierdzi, że
w rejonie jeziora rośnie za dużo drzew z ponad stuletnim rodowodem.
Czy kiedyś uda nam się więc rozwikłać zagadkę Tunguskiej ? Prawdopodobnie
nigdy. Na kanwie wydarzeń z przed 105 lat rodzą się nieuchronnie nasze obawy o
przyszłość naszej planety w kwestii potencjalnych zagrożeń z kosmosu. W 1908 r.
mieliśmy najwyraźniej dużo szczęścia. Gdyby ciało kosmiczne, które zmiotło z
powierzchni ziemi obszar wielu kilometrów nie uderzyło w Syberie, tylko w rejon
zamieszkały, to byłoby w stanie zamienić w pył miasto o porównywalnej
powierzchni Nowego Yorku.
Okruchy wszechświata z Czelabińska
Co roku NASA śledzi naszą przestrzeń w poszukiwaniu zagrożeń ciał
kosmicznych. Niestety nie jesteśmy w stanie zauważyć wszystkich ,,okruchów
wszechświata”, które mogą przedrzeć się do naszej przestrzeni ziemskiej i zgotować
nam katastrofę. Mogliśmy się o tym przekonać 15 lutego bieżącego roku, gdy w
rejonie Czelabińska (Rosja) przeleciał dużych rozmiarów meteoryt i spowodował
szkody materialne szacowane na kwotę około 1 mld rubli. Meteor, a raczej
planetoida – bo takie wyjaśnienie padło z ust uczonych – powybijał szyby w oknach
w promieniu kilku kilometrów, odłamki uszkodziły też wiele budynków i
samochodów. Nie wspominając już o tym, że ponad tysiąc okolicznych mieszkańców
zostało rannych.
Po przeanalizowaniu amatorskich nagrań świadków, trajektorii, wysokości
lotu i wielkości ciała, udało się szybko ustalić miejsce eksplozji. Było nim
pobliskie jezioro. Odnaleziono też fragmenty ciała obcego. Na ich podstawie
udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, że była to planetoida z serii
Apollo, jakie krążą niedaleko Ziemi w pasie orbit Marsa i Jowisza. Żadna
ziemska aparatura badawcza nie była w stanie przewidzieć i ostrzec mieszkańców
nad Uralem o zagrożeniu. Rodzi się pytanie, czy będziemy w stanie zareagować na
czas, gdy zagrożenie, jakie pojawi się z kosmosu, będzie miało siłę rażenia
porównywalną do meteoru z Tunguskiej ?
Pozostaje tylko modlitwa
Pod lupą międzynarodowych obserwatorów znajduje się wiele niebezpiecznych ciał kosmicznych.
Niedawno astronomowie przyglądali się z uwagą Asteroidzie 1998 QE2, która
przeleciała w początkach czerwca w niewielkiej odległości od Ziemi. Prawdzie
był to dystans piętnaście razy przekraczający odległość Ziemi od Księżyca, ale
mała zmiana w trajektorii lotu i mielibyśmy niespodziankę.
- Jeśli w stronę Ziemi leci niezidentyfikowana asteroida, nie pozostaje nam
nic innego niż modlitwa – powiedział szef NASA, Charles Bolden podczas
spotkania z Amerykańską Izbą Reprezentantów. – Asteroida wielkości 1 km może
położyć kres ludzkości – dodał podczas konferencji do wypowiedzi Boldena
naukowy doradca Białego Domu, John Holdren.
Podczas tego spotkania dyskutowano nad wygospodarowaniem funduszy na
system ostrzegania przed tak wielkimi obiektami. Wszak Czelabińsk zrodził
uzasadnione obawy.
Armageddon w przyszłości bardzo realny
Niedawno NASA powołała więc do życia instytucję o nazwie Grand Challenge. – NASA stara się wykryć
wszystkie asteroidy, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu naszej planety –
mówiła Lori Garver z NASA na konferencji inaugurującej powołanie do życia Grand
Challenge. – Instytucja skupia się na tym, by odkryć i skatalogować asteroidy,
a także nauczyć się, jak radzić sobie z potencjalnymi zagrożeniami – dodała.
Wiadomo, że obecnie NASA wyśledziła ponad 95 % asteroid, które w przeciągu
ostatniej dekady znajdowały się blisko Ziemi. Katalogowanie nowych ciał
kosmicznych trwa nieustannie i ciągle jest uzupełniane o nowe numery seryjne.
Choć otwarcie o potencjalnych zagrożeniach w chwili obecnej nie ma mowy, to nie
wyklucza się takich sytuacji w przyszłości. Dość głośnym echem w mediach odbiła
się chociażby wieść o Asteroidzie 2011 AG5. W 2040 r. obiekt ten może znaleźć
bardzo blisko Ziemi. Obliczone trajektorie nie wykluczają też zderzenia z naszą
planetą. Asteroida ma ponad 250 metrów średnicy. Skutek zderzenia z Ziemią może
być katastroficzny dla ludzkości. Choć NASA opracowała szereg metod niszczenia
takich ciał kosmicznych, poprzez wysyłanie ładunków wybuchowych i holowanie ich
przy użyciu bezzałogowego statku kosmicznego, to i tak nasze obawy mogą w
dalszym ciągu utrzymywać się w mocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz