Do zdarzeń, które umownie możemy zaklasyfikować, jako kryptozoologiczne,
wiele osób podchodzi z dużą rezerwą. Trudno bowiem przyjąć do wiadomości, że
jakiś świadek nieoczekiwanie zauważył znów wypełzającą z jeziora Nessy, kiedy
oficjalnie takim relacjom zaprzecza współczesna nauka. Jeszcze trudniej
zmierzyć się z przypadkami, w których widziano amerykańskiego ,,bigfoota” w
pobliżu manifestacji UFO. Mętliku w głowie mogą również dostarczyć już zupełnie
nieprawdopodobne relacje, takie jak pojawienie się jakiegoś kryptozoologicznego
stwora w samym sercu wielkiej aglomeracji. Czy takie przypadki możemy traktować
poważnie ? A jak do nich podchodzą osoby parające się ,,nieznanoświatowymi”
zagadnieniami ? Nie da się ukryć, że większość tego typu rewelacji z miejsca
trafia pod dywan, gdyż burzą one zdroworozsądkowe podejście nawet w przypadku
analizy zjawisk, jakie wybiegają daleko poza paradygmat naukowy.
Poniższy przypadek być może moglibyśmy zaszufladkować w kategorii: ,,nadinterpretacja”
lub zwykła ,,konfabulacja”, gdyby nie kilka istotnych szczegółów. Ale po
kolei..
Łupiący dźwięk
Mateusz (pseudonim), mieszkaniec Wrocławia, to człowiek przeciętnie
normalny i poukładany. Na co dzień bardziej aprobują go sprawy życia codziennego,
niż zgoła osobliwe i niewytłumaczalne. Choć znamienne w tym konkretnym
przypadku jest jego stanowisko w kategorii zjawisk paranormalnych. Być może na
co dzień nie widuje UFO, to w dzieciństwie otarł się o paranormalne
doświadczenia wielokrotnie. Nie wspomina o nich jednak otwarcie, obawiając się
swojej reputacji. Nie wyklucza jednak, że takie zjawiska mogą być widywane. Ale
to co zobaczył na własne oczy 17 listopada 2014 r. wykracza daleko poza utarte
schematy spotkań z czymś nieznanym.
W godzinach między 17:30 a 18:00 przechodził wzdłuż wrocławskiej ulicy
Smętnej. Po lewej stronie drogi znajduje się niewielki cmentarz, po drugiej
rozciąga się niewielki obszar budynków działkowych. Okolica cicha i spokojna.
Mateusz zna ją bardzo dobrze, gdyż wiele razy tą drogą udaje się po pracy do
domu. Ale 17 listopada w ową codzienną rutynę wdarło coś, co wprawiło go w
wielkie zdziwienie.
,,Droga ciągnąca się wzdłuż ulicy Smętnej znajduje się z dala od ruchu
ulicznego. – opowiadał świadek. - Tylko czasami tędy przejedzie jakiś samochód
lub przejdzie człowiek. Tego wieczora nikogo jednak nie mijałem. Było już
ciemno, ale widoczność nieba była bardzo dobra. Po mojej prawej stronie świecił
jasno księżyc. Szedłem tą ulicą i rozmawiałem przez telefon. W pewnym momencie,
gdy skończyłem rozmowę i znajdowałem się mniej więcej w połowie drogi, coś mi
zaczęło dziwnie buczeć. Z początku starałem się racjonalnie wyjaśnić ten
dźwięk. Było to dość dziwne i przypominało takie buczenie z pomrukiwaniem.
Myślałem więc, że to ktoś jest na cmentarzu i wibruje mu telefon. W tych
ciemnościach nie było nikogo widać oprócz świecących się na grobach zniczy.
Dźwięk nasilał się z każdą chwilą. Miałem wrażenie, że idzie wzdłuż drogi do
mnie, gdy zrównał się ze mną stał się bardzo wyraźny. Był bardzo donośny.
Miałem wrażenie, że aż tak mocno, że ziemia aż drżała od tego hałasu. Dźwięk
łupiący. On się odbijał od ziemi. W tedy zrozumiałem, że dźwięk dobiega tak
naprawdę z góry. Spojrzałem instynktownie w niebo, myśląc, że pewnie zaraz
zobaczę przelot kluczy kaczek. Ale to nie były kaczki. W tedy zobaczyłem te
dziwadła – stwory. Leciały jeden obok drugiego i były ogromne. Na moje oko
mogły mieć jakieś 3 – 4 m. rozpiętości skrzydeł. Z wyglądu przypominały jakieś
prehistoryczne gady. Lecąc, kręciły łbami i jeszcze ten dźwięk. Przerażający,
dudniący dźwięk”.
Rzucające się podobieństwo do prehistorycznych latających gadów wg świadka |
Jak prehistoryczne gady
Rysunek świadka |
Dodajmy do powyższej relacji świadka informacje, które udało się ustalić
podczas rozmów telefonicznych oraz wizji lokalnej na miejscu zdarzenia. Mateusz
w ciemnościach nie dostrzegł zbyt wiele szczegółów w wyglądzie owych stworzeń.
,,Gdyby nie blask księżyca, być może nie zauważyłbym ich ciemnych sylwetek na
niebie” – wspominał. Istotne jest tutaj jednak kształt. Z pewnością – jak sam
kojarzył - ,,nie była to sylwetka humanoidalna. To na pewno nie był człowiek.
Bardziej jakieś stworzenie, ale z wyraźnie wyodrębnioną głową, osadzoną na
chudej szyi, tułowiem i skrzydłami. Dolnych kończyn nie widziałem”. Znamiennym
szczegółem rzucającym analogie do prehistorycznych gadów był sam wygląd głowy.
,,Ta głowa przypominała mi głowę pterodaktyla. Miała dziób, szpiczasty dziób, a
z tyłu głowy szpiczasty kolec. Obydwu tym stworzeniom głowy przemieszczały się
w dół ziemi i na przemian ruszały się. Przypominało to penetrację okolicy” – podsumował.
Mapa z zaznaczoną trajektorią |
Warto również nadmienić kształt skrzydeł, który według świadka był
szpiczasto zakończony. Nie przypominał skrzydeł nietoperza. Od spodu skrzydła
nie były postrzępione. Świadek nie przypomina sobie, aby było widać na nich
odstające kończyny dłoni. Również szyja nie była zbyt długa. Obydwie te cechy,
oprócz charakterystycznej dla pterodaktyli głowy, wyróżniały się od znanych z
wykopalisk kształtów budowy tych prehistorycznych gadów. Sam wygląd skrzydeł –
choć nie na tyle wielki, jak podają źródła naukowe - budził jednak wyraźnie
skojarzenia.
Droga, którą szedł świadek |
Miejsce zdarzenia |
Obydwa stworzenia wyglądały identycznie i leciały w tym samym kierunku, w
niewielkiej odległości od siebie (jedno było nieco niżej od drugiego) z północy
na wschód - południe, przecinając drogę, po której przemieszczał się świadek.
Kierunek lotu nie był jednak zgodny z kierunkiem biegnącej wzdłuż cmentarza
drogi. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę to, że słyszany wcześniej dźwięk
pochodził od ,,latających istot”, to najprawdopodobniej musiały one nagle
skręcić lekko w lewo, na północny – zachód. Według świadka przemieszczały się
dość szybko, mniej więcej na wysokości 4 – 5 piętra budynku. Jak sam wspominał
Mateusz, ,,był to lot ślizgowy, jakby opadający”. Widziane przez niego
machnięcia skrzydeł były delikatne, takie niepełne i ,,dość sztywne”. Na jednym
machnięciu ,,pterodaktyle” pokonały odcinek 50 – 60 m. Po mniej więcej dwóch
machnięciach (5 – 8 sekund) przestały być widoczne. Przez chwilę słychać było
jeszcze za nimi przecinający okoliczną ciszę dźwięk, ale i ten po paru
sekundach ustał. Świadek stał tak jeszcze zdumiony, zastanawiając się, co
właśnie przed chwilką zobaczył, po czym ruszył w dalszą drogę, ale nie było to
zbyt łatwe, gdyż odczuwał niezrozumiałą ,,ciężkość w nogach”. Jak wspominał:
,,nogi były takie ociężałe, jakbym zrobił kilometry na nich, a wcześniej tego
nie czułem. To trwało jeszcze przez parę minut po tej obserwacji po czym
ustało. Wcześniej jeszcze przez moment poczułem ucisk w tylnej głowie, gdy
śledziłem wzrokiem przelot tych istot. Nie odczuwałem strachu, gdy na to
patrzyłem, tylko taki spokój. To było dla mnie dość niezrozumiałe, wręcz
nienaturalne”.
Niestety Mateuszowi nie udało się uwiecznić przelotu na telefonie. ,,Miałem
taką myśl z początku, żeby sięgnąć po telefon, ale zanim bym go wyciągnął i
zaczął nagrywać, to już dawno zniknęłoby”. – szacował.
20 lat temu latająca istota nad wrocławskim rynkiem
Świadek przez wiele dni był bardzo podekscytowany, tym co zobaczył. Sporo
znajomych i osób zainteresowanych tematyką paranormalną we Wrocławiu obdzwonił,
licząc, że ktoś zainteresuję się jego obserwacją i będzie chciał się ,,zasadzić
na to coś nocą”. Nikt nie podzielał jednak entuzjazmu Mateusza. W trakcie
rozmów z nim okazało się, że nie było to jedyne spotkanie z ,,latającym
dziwadłem” dla niego. Mateusz coś równie spektakularnego i przedziwnego widział
wiele lat temu nad Wrocławiem. Nie był jednak już w tedy sam.
,,To było jakieś 20 lat temu na rynku wrocławskim w Sylwestra. Byliśmy w
tedy w gronie 6 osób i oglądaliśmy pokaz fajerwerk. W pewnym momencie ja i mój
kolega dostrzegliśmy na nocnym niebie podobną istotę, którą ja widziałem 17
listopada. W przeciwieństwie do ostatniej obserwacji, w tedy ta istota była
cała biała, ale miała wręcz identyczną głowę ze sterczącym kolcem z tyłu. Inne
były też skrzydła. Przypominały sylwetki skrzydeł, jakie podczepiali sobie
kiedyś ludzie, kiedy zaczynała się era lotnictwa. Były takie prostokątne.
Istota ta przemieszczała się nisko nad budynkami. Nie widziałem nóg, ani
żadnych kończyn. Po chwili skryła się ona za budynkami i przestaliśmy ją
widzieć. Na pewno nie była to żadna motolotnia. Ale te skrzydła były takie
nienaturalne. Dziwiłem się potem, jakim cudem to stworzenie było w stanie w
ogóle unosić się w powietrzu. Nie widziałem ruchu tych skrzydeł. To też był
taki lot ślizgowy”. – przywoływał z pamięci odległe przeżycie Mateusz.
Kadr z początków lotnictwa. Czy tak mogła wyglądać istota nad wrocławskim rynkiem ? |
Prawdomówność świadka nie budzi wątpliwości. Mateusz wiernie odtwarzał
swoje przeżycie zarówno podczas rozmowy telefonicznej, jak i w trakcie naszego
spotkania na miejscu zdarzenia. Na pytanie, czy mógł pomylić ,,latające
pterodaktyle” z lotem jakiś ptaków odpowiedział krótko: ,,Nie znam się na ornitologii,
ale jestem w stanie odróżnić coś tak dziwacznego, co po prostu nie da się
przyrównać do żadnych znanych mi gatunków ptaków, od powiedzmy gęsi lub kaczek.
To coś było zbyt duże i zbyt dziwaczne, żeby uznać, że to był przelot gęsi.
Powiem szczerze, że poczułbym wewnętrzny spokój, gdybym wmówił sobie na siłę,
że to były gęsi, ale tego po prostu na siłę nie da się przyrównać do niczego
takiego”.
Trudno tutaj sobie wyobrazić, że na obrzeżach kilkuset tysiącznego miasta,
położonego w południowo – zachodniej Polsce, nagle pojawiły się dwa żywe
egzemplarze prehistorycznych pterodaktyli, o których przecież prędzej można
zasłyszeć sporadycznie w niektórych częściach Azji południowo – zachodniej i czym
prędzej odrzucić, uznając je za przejaw ludzkiej fantazji. Przecież nikt nie
weźmie na poważnie, że na Dolnym Śląsku gnieżdżą się prehistoryczne gady. Ale
trudno też zarzucić Mateuszowi kłamstwo. Jego racjonalne podejście do życia ,,na
siłę” odrzuca fakt pojawienia się nad Wrocławiem czegoś tak zgoła dziwnego. A może
więc to wszystko to tylko ludzki oman ?
W tym miejscu kłania się jungowska teoria o ,,zbiorowej nieświadomości”,
czyli klasyfikowania obserwacji UFO, jak i innych paranormalnych zjawisk jako
współczesnych przejawów psycho – socjologicznych, ,,zbiorowych halucynacji”,
potęgowanych przez kulturę masową. Próby interpretacyjne takich zjawisk
świadczą o niepewności, o nieumiejętności wyczucia, co może kryć się za takimi
rzeczami. Być może dwa ,,latające stwory” widziane nad ul. Smętną nie były
żywymi biologicznymi jednostkami, które czerpią swój genologiczny rodowód od
jurajskich latających gadów. Wątpliwe wydaje się również, że dwadzieścia lat
wcześniej ,,latający stwór” o skrzydłach przypominających konstrukcje z
początków historii lotnictwa od tak sobie przeleciał nad wrocławskim rynkiem i
jeszcze gnieździ się gdzieś w miejskim parku.
To, jak podejdziemy do tego typu relacji, wymaga pewnej otwartości umysłu
na rzeczy, które wymykają się często naukowemu poznaniu i odrzucają logikę
myślenia, będącą pochodną mechanistycznego świata, w którym żyjemy. Być może więc mylne jest traktowanie
niektórych takich przypadków przez kryptozoologów tylko i wyłącznie z
biologicznego punktu widzenia.
Wiele przemawia za tym, że podobnie jak wiele obserwacji UFO, tak i widywane
yeti, bigfoot, morskie potwory, czy latające prehistoryczne gady, są wytworem
projekcji – obrazami, dostosowanymi do naszych oczekiwań i wyobrażeń. Jednak
projekcji czysto psychiczne w sensie jungowskim nie pozostawiają śladów,
wypaleń ziemi, nie są też widywane przez wiele osób jednocześnie i nie
wytwarzają donośnych głosów, jak to było w przypadku obserwacji Mateusza. Są
czymś ,,rzutowanym” z zewnątrz, co igra z naszą świadomością i wygrzebuje z
niej to, co wydaje się najciekawsze, a czasami wręcz najbardziej absurdalne.
Wszystkich potencjalnych świadków podobnych zdarzeń, proszę o kontakt:
dam.trela@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz