Pod koniec czerwca lub na
początku lipca 1991 r. trójka dzieci obserwuje przelot gigantycznego UFO w
kształcie cygara, które opala korony drzew i powoduje oparzenia na skórze
wpatrujących się w niego z niedowierzaniem świadków. A rzecz miała miejsce w niewielkiej
wiosce Jędrzychowice, w pow. wschowskim.
Poniższy przypadek mógłby z całą pewnością stać się
,,ufologiczną” sensacją, gdyby tylko został zarejestrowany tuż po całym
wydarzeniu. Motyw bliskich spotkań z gigantycznym cygarem, który opalił czubki
czereśniowych drzew i ciała obserwujących go świadków, to zdarzenia o jakich
mogą tylko pomarzyć polscy ufolodzy. Gdyby sprawa ta została nagłośniona ,,na
świeżo” po obserwacji, z pewnością moglibyśmy ją uwiarygodnić cennym materiałem
dowodowym: próbkami oschniętych drzew i wynikami badań lekarskich wszystkich
świadków. Niestety o tej niezwykłej sprawie dowiadujemy się dopiero po wielu
latach, kiedy dwaj z trzech świadków już nie żyją. Jedynie ostatnia żyjąca
osoba, Andrzej W. (pseudonim), lat 41, mieszkający obecnie na stałe w Szwecji,
zdecydował się ujawnić po latach i po raz pierwszy zakomunikował o swojej
niezwykłej obserwacji podczas jednej z Debat Ufologicznych w Radiu
Paranormalium. Jego relacja została zarejestrowana i redakcja radia podjęła
późniejszy kontakt mailowy ze świadkiem. Dzięki jej uprzejmości udało mi się
porozmawiać ze świadkiem przez telefon i pojechać po latach na miejsce
zdarzenia. Moja wizja lokalna przebiegała w dość nietypowy sposób.
Przeprowadzałem dokumentację terenową ze świadkiem podczas rozmowy na żywo
przez telefon. Dzięki jego wskazówkom znalazłem miejsce, gdzie 26 lat temu
doszło do przyziemia gigantycznego UFO. Jędrzychowice to sprawa wysoce osobliwa
i pełna ,,perełkowych” ufologicznych elementów. Przejdźmy najpierw do opisu
samego świadka, który został nadesłany do redakcji Radia Paranormalium:
,,Był to koniec czerwca/początek lipca 1991r. Pochodzę ze
wsi, obecnie meszkam za granicą, to tyle o mnie. Zacznę od tego jak się tam
znaleźliśmy. Jest u nas we wsi tzw. aleja czereśniowa. Jest tam około 25-30
drzew czereśniowych, co drugie drzewo w innej odmianie w odstępach około 10 metrów. Za tzw. "pozwoleniem" zrywania czereśni
w sezonie trzeba było zgłosić u sołtysa w okresie wiosennym chęć opieki nad
aleja aż do momentu braku owoców, a wiec tego lata rodzina mojego ojczyma
zadeklarowała chęć opieki nad aleją. Ja i moich dwóch kolegów pilnowaliśmy
tego 5 nocy. Z kolei siedziało się tam przeważnie do około 2 w nocy. Paliło się
małe ognisko, siedzieliśmy gadając o pierdołach, czasami ktoś przyszedł z
kiełbasą, wystarczał nam nawet chleb opiekany – takie czasy. Nie mieliśmy
smartfonów ani internetu itp .Przypomnę ze miałem 15 lat. Były z nami 2 psy:
mniejszy, spokojniejszy, który zawsze leżał obok mnie i duży - głupi, zawsze
uwiązany chociaż posłuszny. Kolejna noc z kolei, monotonia, nudy, czyste niebo
nawet żadnej spadającej gwiazdy. Siedząc tak gadając o wszystkim i o niczym poderwał
nas dźwięk. Było to coś pomiędzy złamaniem dużej suchej gałęzi a wyładowaniem
elektrycznym vel uderzeniem pioruna. Mniejszy pies wystrzelił jak z procy w
kierunku przeciwnym do źródła dźwięku. Większy, uwiązany zaczął się szarpać, ale
szarpał się tak jakby walczył o życie. Trwało to około 20 sekund. Dał rade
paskowi na szyi i tyle go widzieli.
UFO długie jak aleja czereśni
My staliśmy jak wryci, nad nami pojawiło się coś czego
nie było widać, ale jednocześnie zasłaniało gwiaździste niebo, czyli dało się
dostrzec kontury. Ciężko określić wielkość obiektu, na moje oko miał kształt
pogrubionego cygara i długość około 300m. Staliśmy tak na polnej drodze z głowami
zadartymi do góry patrząc się w nicość. Wszyscy czuliśmy wibracje, teraz mogę to
określić jako niskie częstotliwości. Nie było nic słychać oprócz głuchego
buczenia. Pamiętam, że biło od tego gorąco, tak jak w najbardziej gorący dzień latem. Na "obrysach" tego czegoś można było dostrzec coś jakby niewielkie
wyładowania elektryczne. Bardzo stabilne, uporządkowane. Nie wiem jak długo tak
staliśmy z głowami zadartymi do góry. Nie wiem jak znalazłem się w domu, ani żaden
z moich kolegów. Mama otworzyła mi drzwi, bez słowa poszedłem na górę do
swojego pokoju. To według mamy było dziwne zachowanie, podejrzewała mnie o
alkohol. Nazajutrz rano obudziłem się z ciężka głową, jakby na kacu, co też dopiero
po latach mogłem stwierdzić. W łazience przed lustrem aż sam się przestraszyłem.
Moje dłonie od rękawa w dół, szyja od kołnierza i twarz była opalona jakbym
opalał się intensywnie przez cale lato z "odcięciem" na rękawy i kołnierz.
Jak gdyby nigdy nic spotkaliśmy się około południa. Doszło do nas kilku jeszcze
"nie wtajemniczonych”, nikt z nas nie ważył się odezwać nawet słowem o
poprzedniej nocy. Dopiero, gdy zostaliśmy sami niechętnie, ale bez słowa poszliśmy
na aleje. I tu zaskoczenie, nasze trzy popalone gęby dostrzegły coś co otworzyło
nam usta i zaczęliśmy szczerze rozmawiać o poprzedniej nocy. Aleje widać z
daleka, jechaliśmy tam rowerami, z daleka było widać, że góra drzew jest pożółkła
a nawet lekko zwęglona. Jakim cudem ? Najlepsze z tego jest, że żaden z nas nie
pamięta jak się znalazł w domu. Nasze opalone gęby i opis naszych rodziców,
gdzie opowiadali o nas, jak o "nieprzytomnych" jest zastanawiający.
Miejsce gdzie stali świadkowie. Obecnie jest to uschnięta czereśnia |
Jest jeszcze jeden watek - z miejsca, gdzie mniej -
więcej doszedł do nas
dźwięk (ten trzask), kombajniści opowiadali o
wygniecionym rzekomo przez
gówniarzy zbożu, bo dziki czy sarny nie wgniotły by przecież
tak
równiutko. Teraz mogę powiedzieć, że przypominało to
piktogram”.
Panorama miejsca zdarzenia |
Mapa z zaznaczonym miejscem obserwacji |
Przeprowadzony ze świadkiem kwestionariusz ankietowy
dostarcza całą garść nowych szczegółów do tej niezwykłej sprawy. Wiadomo, że
Andrzej W. był najmłodszy z całego grona. Podczas zdarzenia miał 15 lat. Jego
dwaj nieżyjący już koledzy: Sławek i Kamil byli o dwa lata starsi. Wiadomo, że
tamtej nocy przebywali na terenie aleje czereśni, która ciągnie się na długości
około 300 m. w kierunku południowo – zachodnim od miejscowości. Po prawej i po
lewej stronie znajdują się uprawne pola. Niniejsza sceneria niewiele zmieniła
się po tylu latach.
Nastała cisza
Warto dodać do tego, co opisał w swoim liście Andrzej, iż
w początkowej fazie zdarzenia, gdy wszyscy usłyszeli osobliwy dźwięk
przypominający ,,łamanie gałęzi lub wyładowanie atmosferyczne”, dwaj koledzy
Andrzeja dojrzeli w tym samym momencie błysk światła na niebie, pomiędzy
znajdująca się od nich w kierunku zachodnim kępą drzew a aleją, przypominjący
błysk pioruna. Andrzej osobiście – jak twierdzi – nie dostrzegł tego, gdyż w tym
momencie był na moment odwrócony plecami w przeciwnym kierunku i próbował
uspokoić psy. Interesujące jest, co nastąpiło po chwili.
,,Poczułem, że wszystko zamarło. Nastała okropna,
przytłaczająca cisza. I nie wiem, czy mieliśmy bardziej wyczulony słuch, ale w
tej ciszy usłyszeliśmy tylko jeden, najpierw delikatny, a później coraz
bardziej wyraźny, dźwięk buczenia. Nie było źródła tego buczenia. Miało się
wrażenie, że buczy wokół nas, w mojej głowie, a później to już czułem, jak całe
moje ciało przepełnia ten dźwięk. Był w pewnym momencie nie do zniesienia.
Dźwięk ten przypominał skrobanie widelcem o talerz albo pocieranie styropianu.
Było mi aż nie dobrze od tego. To narastało i narastało. Było to obrzydliwe
uczucie. Wraz z tym narastającym dźwiękiem zdawałem sobie sprawę, że coś się w
naszą stronę zbliża” – relacjonował Andrzej.
Kompletna ciemność
Zjawisko nadlatywało z kierunku zachodniego. Według opisu
świadka była to ciemna masa o regularnych kształtach. Jej długość Andrzej
oceniał nawet na 300 m. ,,Według mnie było to cygaro, ale my widzieliśmy
jedynie jego bok i końcowe zaokrąglenia na bokach. To coś przemieszczało się
swobodnie w naszą stronę nadlatując bokiem, nie tak jak samolot burtą do
przodu, ale bokiem. Ta ciemna masa przysłoniła sobą prawie całe rozgwieżdżone niebo.
Nic nie było widać przez nią. Kompletna ciemność. Krawędź nagle znalazła się
już za nami. Nie wiem na jakiej wysokości to wisiało, raczej nisko. Widziałem
oddzieloną granicę między rozgwieżdżonym niebem a tym czymś. Granica ta
ciągnęła się na całej długości alei” – szacował.
Andrzej nie dostrzegł żadnych szczegółów na obiekcie.
Jedynie interesujące było spostrzeżenie przecinających na całej długości
obiektu wyładowań. ,,To były niebiesko – zielone chochliki elektroniczne, które
biegały po całym obiekcie. Nie wiem, czy na drugim boku tego obiektu było widać
takie same, gdyż drugiego boku nie widziałem. To było naprawdę ogromne”. –
mówił Andrzej.
W momencie, gdy obiekt znajdował się nad obiektem świadek
wyraźnie poczuł napływające z góry gorąco. Można wręcz stwierdzić, że ciepło
narastało jednocześnie z dźwiękiem, jak obiekt nadpływał w stronę świadków. W
ostatecznym momencie była to temperatura już niemalże nie do zniesienia.
W tym punkcie kończy się obserwacja obiektu. Andrzej
twierdzi, że została ona przerwana przez nich. ,,Po prostu ktoś chyba
powiedział idziemy do domu i poszliśmy. Nie wiem dokładnie, jak to było i jak
znalazłem się w domu. Pamiętam jedynie, że matka zmierzyła mnie wzrokiem, gdy
wchodziłem do domu” – wspominał. Czas obserwacji to około 5 minut. Andrzej
dodał także, że później jego mama posądziła go nawet o spożycie alkoholu, co
było kompletnie niemożliwe. Jak twierdził, żaden z nich nie sięgnął tamtej nocy
po alkohol. Można więc wnioskować, że jego zachowanie było dla jego matki co
najmniej podejrzane.
Intrygujące w tym miejscu jest to, że świadek kompletnie
nie pamięta, jak to się stało, że wszyscy nagle zgodnie uznali, iż należy już
iść do domu. Czy wydarzyło się tutaj coś więcej, o czym Andrzej nie pamięta ?
Czy mogło to być coś na tyle traumatycznego, iż jego świadomość wymazała to
całkowicie z pamięci ? Tutaj możemy tylko snuć domysły.
Symptomy jak po kacu
Ciąg dalszy tej historii jest równie osobliwy. Dostarcza
nam szczegółów, które klasyfikują cale zdarzenia jako klasyczne CE-2.
Jak już wiadomo, Andrzej dnia następnego obudził się z
ogólnie bardzo złym samopoczuciem. ,,Bolała mnie głowa na tyle mocno, że nie
byłem w stanie jej podnieść po przebudzeniu przez ponad godzinę. Gdy wstałem
czułem się totalnie zbity z nóg. Byłem mega osłabiony i siedziałem przez
dłuższą chwilę na schodach aby ochłonąć. Kiedy wreszcie doczłapałem się do
łazienki, to zdębiałem. Byłem cały czerwony na twarzy rękach i szyi. To
wyglądało, jak opalenizna. Pamiętam, jak matka krzyknęła do mnie, gdzie ja się
tak opaliłem. Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Pozbierałem się dopiero koło
południa. Sławek i Kamil też mieli podobne objawy, jak ja. Jak się spotkaliśmy
od razu nie rozmawialiśmy o tym. Milczeliśmy. Ale każdy miał opalone gęby,
jakby opalał się przez tydzień na intensywnym słońcu” – wspominał.
Andrzej W. zaskoczyło jeszcze jedna rzecz. ,,Wyszliśmy na
drogę i dopiero w tedy zaczęliśmy rozmowę, ale w takim guwniarskim stylu typu ,,a
co to było”. Byliśmy młodymi chłopakami, żaden z nas nie znał takiego zjawiska.
I w tedy, z oddali zobaczyliśmy ślady na drzewach. Było widać, jak na dłoni, że
korony wszystkich drzew z alei były opalone i pożółkłe” – mówił.
Świadkowie nie przywiązywali później do tego wagi. Nie
wiemy więc, jak długo utrzymywała się zmieniona kolorystyka liści na drzewach i
jak w ogóle przebiegała wegetacja drzew. Wszystko jednak wydaje się logiczne.
Przyziemienie obiektu musiało być bardzo niskie skoro świadkowie poczuli silne
ciepło. Owe promieniowanie cieplne spowodowało oparzenia skóry, złe samopoczucie
dnia następnego oraz przypalenie drzew.
W tej niezwykle pikantnej historii pojawia się jeszcze
jeden element – kręgi zbożowe. Andrzej doskonale pamięta, że we wsi było głośno
za sprawą odkrytych w okolicy śladów w zbożu. ,,Były to idealnie okrągłe ślady
w zbożu. Zostały odkryte przez kombajnistów podczas żniw. Pamiętam, jak jeden z
nich wściekał się, że jakieś gówniarze wgnietli takiego koła, a później ciężko
było je skosić” – wspominał. Czy były to klasyczne kręgi zbożowe ? Nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że znaki pojawiły się kilkadziesiąt metrów od miejsca
obserwacji. Andrzej W. nie widział ich osobiście. Nie był na tyle
zainteresowany sprawą, aby udać się w to miejsce osobiście.
Z pewnością zdarzenie z Jędrzychowic szokuje swoją
faktologią. Ogrom sensacyjnych szczegółów, jakie pojawiają się w tej sprawie
wręcz poraża. Czy Andrzej W. mógł sobie tę historię wymyśleć ? Nie sądzę. Z
rozmowy przez telefon ze świadkiem nic takiego nie wynikało. Jego stopień
zainteresowania sprawami ufologicznymi jest bardzo umiarkowany. Andrzej parę
razy w swoim życiu sięgnął po tego typu książki, zdarza mu się czasami
przejrzeć jakiś materiał w internecie lub posłuchać jakiś audycji radiowych,
ale to wszystko. Słuchając audycji w Radiu Paranormalium zdecydował się po latach
upublicznić swoją historię. Osobiście nigdy się z nią nie krył, ale nie szukał
też przez z nią rozgłosu.
Jędrzychowice wpisują się w krąg bliskich spotkań drugie
stopnia o wysokim współczynniku ,,dziwności”. Po tylu latach nic więcej nie
udało się ustalić.
Wszystkich potencjalnych świadków podobnych zdarzeń z
okolic Dolnego Śląska i innych rejonów Polski proszę o kontakt na maila:
dam.trela@gmail.com
Niezmiernie interesujące zdarzenie, szkoda, że tak późno zgłoszone do badaczy, tym bardziej, że były fizyczne dowody obecności obiektu. Czy ta uschnięta czereśnia była też przypalona przez UFO ? Tak się składa, że trafiliśmy z Przemkiem na pewien obszar k/ Warszawy w którym drzewa są przedziwnie przypalone, wcześniej obserwowano tam dziwne światła i promienie. Mamy zdjęcia, próbki przypomina mi to drzewa z tego terenu w Rosji http://www.pravda-tv.ru/2009/12/27/2883/medvedickaya-gryada-anomalnaya-zona
OdpowiedzUsuńWszystko wskazuje na to, że też. Z relacji świadka wynika, że wszystkie czubki drzew były pożółkłe. Na tym zdj widać, gdzie konkretnie świadkowie stali. Nie wiemy, jednak czy uschnięcie drzewa było spowodowane przez naturalne czynniki, czy też anomalne. Będąc na miejscu zauważyłem, że część drzew była uschnięta, ale duża część to były dalej zdrowe drzewa, które wciąż muszą dawać w sezonie letnim owoce. Jestem ciekaw, co to za sprawa spod Warszawy i proszę o więcej info na priv.
UsuńSpóbuję się czegoś o tym dowiedzieć - jestem regularnie w tej okolicy. Znam tam sporo mieszkańców. Podziele się - jesli się czegoś dowiem....
OdpowiedzUsuńDziękuję za zainteresowanie. Proszę jednak zachować anonimowość świadka, jeśli będzie chciał Pan nagłaśniać ten temat ze swojej strony. Mój informator pragnie zostać anonimowy. Wie Pan to mała miejscowość, tam wszyscy się znają
UsuńJeżeli ci dwaj nieżyjący świadkowie nie zginęli w jakichś wypadkach to może warto byłoby się zainteresować przyczyną ich śmierci? Może ich zgon ma związek ze spotkaniem z NOL-em i ich opaleniem.
OdpowiedzUsuń