sobota, 20 stycznia 2018

Jędrzychowice: gigantyczne UFO wisi nad aleją czereśni

Pod koniec czerwca lub na początku lipca 1991 r. trójka dzieci obserwuje przelot gigantycznego UFO w kształcie cygara, które opala korony drzew i powoduje oparzenia na skórze wpatrujących się w niego z niedowierzaniem świadków. A rzecz miała miejsce w niewielkiej wiosce Jędrzychowice, w pow. wschowskim.


Poniższy przypadek mógłby z całą pewnością stać się ,,ufologiczną” sensacją, gdyby tylko został zarejestrowany tuż po całym wydarzeniu. Motyw bliskich spotkań z gigantycznym cygarem, który opalił czubki czereśniowych drzew i ciała obserwujących go świadków, to zdarzenia o jakich mogą tylko pomarzyć polscy ufolodzy. Gdyby sprawa ta została nagłośniona ,,na świeżo” po obserwacji, z pewnością moglibyśmy ją uwiarygodnić cennym materiałem dowodowym: próbkami oschniętych drzew i wynikami badań lekarskich wszystkich świadków. Niestety o tej niezwykłej sprawie dowiadujemy się dopiero po wielu latach, kiedy dwaj z trzech świadków już nie żyją. Jedynie ostatnia żyjąca osoba, Andrzej W. (pseudonim), lat 41, mieszkający obecnie na stałe w Szwecji, zdecydował się ujawnić po latach i po raz pierwszy zakomunikował o swojej niezwykłej obserwacji podczas jednej z Debat Ufologicznych w Radiu Paranormalium. Jego relacja została zarejestrowana i redakcja radia podjęła późniejszy kontakt mailowy ze świadkiem. Dzięki jej uprzejmości udało mi się porozmawiać ze świadkiem przez telefon i pojechać po latach na miejsce zdarzenia. Moja wizja lokalna przebiegała w dość nietypowy sposób. Przeprowadzałem dokumentację terenową ze świadkiem podczas rozmowy na żywo przez telefon. Dzięki jego wskazówkom znalazłem miejsce, gdzie 26 lat temu doszło do przyziemia gigantycznego UFO. Jędrzychowice to sprawa wysoce osobliwa i pełna ,,perełkowych” ufologicznych elementów. Przejdźmy najpierw do opisu samego świadka, który został nadesłany do redakcji Radia Paranormalium:

,,Był to koniec czerwca/początek lipca 1991r. Pochodzę ze wsi, obecnie meszkam za granicą, to tyle o mnie. Zacznę od tego jak się tam znaleźliśmy. Jest u nas we wsi tzw. aleja czereśniowa. Jest tam około 25-30 drzew czereśniowych, co drugie drzewo w innej odmianie w odstępach około 10 metrów. Za tzw. "pozwoleniem" zrywania czereśni w sezonie trzeba było zgłosić u sołtysa w okresie wiosennym chęć opieki nad aleja aż do momentu braku owoców, a wiec tego lata rodzina mojego ojczyma zadeklarowała chęć opieki nad aleją. Ja i moich dwóch kolegów pilnowaliśmy tego 5 nocy. Z kolei siedziało się tam przeważnie do około 2 w nocy. Paliło się małe ognisko, siedzieliśmy gadając o pierdołach, czasami ktoś przyszedł z kiełbasą, wystarczał nam nawet chleb opiekany – takie czasy. Nie mieliśmy smartfonów ani internetu itp .Przypomnę ze miałem 15 lat. Były z nami 2 psy: mniejszy, spokojniejszy, który zawsze leżał obok mnie i duży - głupi, zawsze uwiązany chociaż posłuszny. Kolejna noc z kolei, monotonia, nudy, czyste niebo nawet żadnej spadającej gwiazdy. Siedząc tak gadając o wszystkim i o niczym poderwał nas dźwięk. Było to coś pomiędzy złamaniem dużej suchej gałęzi a wyładowaniem elektrycznym vel uderzeniem pioruna. Mniejszy pies wystrzelił jak z procy w kierunku przeciwnym do źródła dźwięku. Większy, uwiązany zaczął się szarpać, ale szarpał się tak jakby walczył o życie. Trwało to około 20 sekund. Dał rade paskowi na szyi i tyle go widzieli.

UFO długie jak aleja czereśni


My staliśmy jak wryci, nad nami pojawiło się coś czego nie było widać, ale jednocześnie zasłaniało gwiaździste niebo, czyli dało się dostrzec kontury. Ciężko określić wielkość obiektu, na moje oko miał kształt pogrubionego cygara i długość około 300m. Staliśmy tak na polnej drodze z głowami zadartymi do góry patrząc się w nicość. Wszyscy czuliśmy wibracje, teraz mogę to określić jako niskie częstotliwości. Nie było nic słychać oprócz głuchego buczenia. Pamiętam, że biło od tego gorąco, tak jak w najbardziej gorący dzień latem. Na "obrysach" tego czegoś można było dostrzec coś jakby niewielkie wyładowania elektryczne. Bardzo stabilne, uporządkowane. Nie wiem jak długo tak staliśmy z głowami zadartymi do góry. Nie wiem jak znalazłem się w domu, ani żaden z moich kolegów. Mama otworzyła mi drzwi, bez słowa poszedłem na górę do swojego pokoju. To według mamy było dziwne zachowanie, podejrzewała mnie o alkohol. Nazajutrz rano obudziłem się z ciężka głową, jakby na kacu, co też dopiero po latach mogłem stwierdzić. W łazience przed lustrem aż sam się przestraszyłem. Moje dłonie od rękawa w dół, szyja od kołnierza i twarz była opalona jakbym opalał się intensywnie przez cale lato z "odcięciem" na rękawy i kołnierz. Jak gdyby nigdy nic spotkaliśmy się około południa. Doszło do nas kilku jeszcze "nie wtajemniczonych”, nikt z nas nie ważył się odezwać nawet słowem o poprzedniej nocy. Dopiero, gdy zostaliśmy sami niechętnie, ale bez słowa poszliśmy na aleje. I tu zaskoczenie, nasze trzy popalone gęby dostrzegły coś co otworzyło nam usta i zaczęliśmy szczerze rozmawiać o poprzedniej nocy. Aleje widać z daleka, jechaliśmy tam rowerami, z daleka było widać, że góra drzew jest pożółkła a nawet lekko zwęglona. Jakim cudem ? Najlepsze z tego jest, że żaden z nas nie pamięta jak się znalazł w domu. Nasze opalone gęby i opis naszych rodziców, gdzie opowiadali o nas, jak o "nieprzytomnych" jest zastanawiający.

Miejsce gdzie stali świadkowie. Obecnie jest to uschnięta czereśnia


Jest jeszcze jeden watek - z miejsca, gdzie mniej - więcej doszedł do nas
dźwięk (ten trzask), kombajniści opowiadali o wygniecionym rzekomo przez
gówniarzy zbożu, bo dziki czy sarny nie wgniotły by przecież tak
równiutko. Teraz mogę powiedzieć, że przypominało to piktogram”.

Panorama miejsca zdarzenia


Mapa z zaznaczonym miejscem obserwacji
Przeprowadzony ze świadkiem kwestionariusz ankietowy dostarcza całą garść nowych szczegółów do tej niezwykłej sprawy. Wiadomo, że Andrzej W. był najmłodszy z całego grona. Podczas zdarzenia miał 15 lat. Jego dwaj nieżyjący już koledzy: Sławek i Kamil byli o dwa lata starsi. Wiadomo, że tamtej nocy przebywali na terenie aleje czereśni, która ciągnie się na długości około 300 m. w kierunku południowo – zachodnim od miejscowości. Po prawej i po lewej stronie znajdują się uprawne pola. Niniejsza sceneria niewiele zmieniła się po tylu latach.

Nastała cisza

Warto dodać do tego, co opisał w swoim liście Andrzej, iż w początkowej fazie zdarzenia, gdy wszyscy usłyszeli osobliwy dźwięk przypominający ,,łamanie gałęzi lub wyładowanie atmosferyczne”, dwaj koledzy Andrzeja dojrzeli w tym samym momencie błysk światła na niebie, pomiędzy znajdująca się od nich w kierunku zachodnim kępą drzew a aleją, przypominjący błysk pioruna. Andrzej osobiście – jak twierdzi – nie dostrzegł tego, gdyż w tym momencie był na moment odwrócony plecami w przeciwnym kierunku i próbował uspokoić psy. Interesujące jest, co nastąpiło po chwili.

,,Poczułem, że wszystko zamarło. Nastała okropna, przytłaczająca cisza. I nie wiem, czy mieliśmy bardziej wyczulony słuch, ale w tej ciszy usłyszeliśmy tylko jeden, najpierw delikatny, a później coraz bardziej wyraźny, dźwięk buczenia. Nie było źródła tego buczenia. Miało się wrażenie, że buczy wokół nas, w mojej głowie, a później to już czułem, jak całe moje ciało przepełnia ten dźwięk. Był w pewnym momencie nie do zniesienia. Dźwięk ten przypominał skrobanie widelcem o talerz albo pocieranie styropianu. Było mi aż nie dobrze od tego. To narastało i narastało. Było to obrzydliwe uczucie. Wraz z tym narastającym dźwiękiem zdawałem sobie sprawę, że coś się w naszą stronę zbliża” – relacjonował Andrzej.

Kompletna ciemność

Zjawisko nadlatywało z kierunku zachodniego. Według opisu świadka była to ciemna masa o regularnych kształtach. Jej długość Andrzej oceniał nawet na 300 m. ,,Według mnie było to cygaro, ale my widzieliśmy jedynie jego bok i końcowe zaokrąglenia na bokach. To coś przemieszczało się swobodnie w naszą stronę nadlatując bokiem, nie tak jak samolot burtą do przodu, ale bokiem. Ta ciemna masa przysłoniła sobą prawie całe rozgwieżdżone niebo. Nic nie było widać przez nią. Kompletna ciemność. Krawędź nagle znalazła się już za nami. Nie wiem na jakiej wysokości to wisiało, raczej nisko. Widziałem oddzieloną granicę między rozgwieżdżonym niebem a tym czymś. Granica ta ciągnęła się na całej długości alei” – szacował.

Andrzej nie dostrzegł żadnych szczegółów na obiekcie. Jedynie interesujące było spostrzeżenie przecinających na całej długości obiektu wyładowań. ,,To były niebiesko – zielone chochliki elektroniczne, które biegały po całym obiekcie. Nie wiem, czy na drugim boku tego obiektu było widać takie same, gdyż drugiego boku nie widziałem. To było naprawdę ogromne”. – mówił Andrzej.

W momencie, gdy obiekt znajdował się nad obiektem świadek wyraźnie poczuł napływające z góry gorąco. Można wręcz stwierdzić, że ciepło narastało jednocześnie z dźwiękiem, jak obiekt nadpływał w stronę świadków. W ostatecznym momencie była to temperatura już niemalże nie do zniesienia.

W tym punkcie kończy się obserwacja obiektu. Andrzej twierdzi, że została ona przerwana przez nich. ,,Po prostu ktoś chyba powiedział idziemy do domu i poszliśmy. Nie wiem dokładnie, jak to było i jak znalazłem się w domu. Pamiętam jedynie, że matka zmierzyła mnie wzrokiem, gdy wchodziłem do domu” – wspominał. Czas obserwacji to około 5 minut. Andrzej dodał także, że później jego mama posądziła go nawet o spożycie alkoholu, co było kompletnie niemożliwe. Jak twierdził, żaden z nich nie sięgnął tamtej nocy po alkohol. Można więc wnioskować, że jego zachowanie było dla jego matki co najmniej podejrzane.

Intrygujące w tym miejscu jest to, że świadek kompletnie nie pamięta, jak to się stało, że wszyscy nagle zgodnie uznali, iż należy już iść do domu. Czy wydarzyło się tutaj coś więcej, o czym Andrzej nie pamięta ? Czy mogło to być coś na tyle traumatycznego, iż jego świadomość wymazała to całkowicie z pamięci ? Tutaj możemy tylko snuć domysły.






Symptomy jak po kacu

Ciąg dalszy tej historii jest równie osobliwy. Dostarcza nam szczegółów, które klasyfikują cale zdarzenia jako klasyczne CE-2.

Jak już wiadomo, Andrzej dnia następnego obudził się z ogólnie bardzo złym samopoczuciem. ,,Bolała mnie głowa na tyle mocno, że nie byłem w stanie jej podnieść po przebudzeniu przez ponad godzinę. Gdy wstałem czułem się totalnie zbity z nóg. Byłem mega osłabiony i siedziałem przez dłuższą chwilę na schodach aby ochłonąć. Kiedy wreszcie doczłapałem się do łazienki, to zdębiałem. Byłem cały czerwony na twarzy rękach i szyi. To wyglądało, jak opalenizna. Pamiętam, jak matka krzyknęła do mnie, gdzie ja się tak opaliłem. Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Pozbierałem się dopiero koło południa. Sławek i Kamil też mieli podobne objawy, jak ja. Jak się spotkaliśmy od razu nie rozmawialiśmy o tym. Milczeliśmy. Ale każdy miał opalone gęby, jakby opalał się przez tydzień na intensywnym słońcu” – wspominał.

Andrzej W. zaskoczyło jeszcze jedna rzecz. ,,Wyszliśmy na drogę i dopiero w tedy zaczęliśmy rozmowę, ale w takim guwniarskim stylu typu ,,a co to było”. Byliśmy młodymi chłopakami, żaden z nas nie znał takiego zjawiska. I w tedy, z oddali zobaczyliśmy ślady na drzewach. Było widać, jak na dłoni, że korony wszystkich drzew z alei były opalone i pożółkłe” – mówił.

Świadkowie nie przywiązywali później do tego wagi. Nie wiemy więc, jak długo utrzymywała się zmieniona kolorystyka liści na drzewach i jak w ogóle przebiegała wegetacja drzew. Wszystko jednak wydaje się logiczne. Przyziemienie obiektu musiało być bardzo niskie skoro świadkowie poczuli silne ciepło. Owe promieniowanie cieplne spowodowało oparzenia skóry, złe samopoczucie dnia następnego oraz przypalenie drzew.

W tej niezwykle pikantnej historii pojawia się jeszcze jeden element – kręgi zbożowe. Andrzej doskonale pamięta, że we wsi było głośno za sprawą odkrytych w okolicy śladów w zbożu. ,,Były to idealnie okrągłe ślady w zbożu. Zostały odkryte przez kombajnistów podczas żniw. Pamiętam, jak jeden z nich wściekał się, że jakieś gówniarze wgnietli takiego koła, a później ciężko było je skosić” – wspominał. Czy były to klasyczne kręgi zbożowe ? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że znaki pojawiły się kilkadziesiąt metrów od miejsca obserwacji. Andrzej W. nie widział ich osobiście. Nie był na tyle zainteresowany sprawą, aby udać się w to miejsce osobiście.

Z pewnością zdarzenie z Jędrzychowic szokuje swoją faktologią. Ogrom sensacyjnych szczegółów, jakie pojawiają się w tej sprawie wręcz poraża. Czy Andrzej W. mógł sobie tę historię wymyśleć ? Nie sądzę. Z rozmowy przez telefon ze świadkiem nic takiego nie wynikało. Jego stopień zainteresowania sprawami ufologicznymi jest bardzo umiarkowany. Andrzej parę razy w swoim życiu sięgnął po tego typu książki, zdarza mu się czasami przejrzeć jakiś materiał w internecie lub posłuchać jakiś audycji radiowych, ale to wszystko. Słuchając audycji w Radiu Paranormalium zdecydował się po latach upublicznić swoją historię. Osobiście nigdy się z nią nie krył, ale nie szukał też przez z nią rozgłosu.

Jędrzychowice wpisują się w krąg bliskich spotkań drugie stopnia o wysokim współczynniku ,,dziwności”. Po tylu latach nic więcej nie udało się ustalić.

Wszystkich potencjalnych świadków podobnych zdarzeń z okolic Dolnego Śląska i innych rejonów Polski proszę o kontakt na maila: dam.trela@gmail.com    






5 komentarzy:

  1. Niezmiernie interesujące zdarzenie, szkoda, że tak późno zgłoszone do badaczy, tym bardziej, że były fizyczne dowody obecności obiektu. Czy ta uschnięta czereśnia była też przypalona przez UFO ? Tak się składa, że trafiliśmy z Przemkiem na pewien obszar k/ Warszawy w którym drzewa są przedziwnie przypalone, wcześniej obserwowano tam dziwne światła i promienie. Mamy zdjęcia, próbki przypomina mi to drzewa z tego terenu w Rosji http://www.pravda-tv.ru/2009/12/27/2883/medvedickaya-gryada-anomalnaya-zona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wskazuje na to, że też. Z relacji świadka wynika, że wszystkie czubki drzew były pożółkłe. Na tym zdj widać, gdzie konkretnie świadkowie stali. Nie wiemy, jednak czy uschnięcie drzewa było spowodowane przez naturalne czynniki, czy też anomalne. Będąc na miejscu zauważyłem, że część drzew była uschnięta, ale duża część to były dalej zdrowe drzewa, które wciąż muszą dawać w sezonie letnim owoce. Jestem ciekaw, co to za sprawa spod Warszawy i proszę o więcej info na priv.

      Usuń
  2. Spóbuję się czegoś o tym dowiedzieć - jestem regularnie w tej okolicy. Znam tam sporo mieszkańców. Podziele się - jesli się czegoś dowiem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zainteresowanie. Proszę jednak zachować anonimowość świadka, jeśli będzie chciał Pan nagłaśniać ten temat ze swojej strony. Mój informator pragnie zostać anonimowy. Wie Pan to mała miejscowość, tam wszyscy się znają

      Usuń
  3. Jeżeli ci dwaj nieżyjący świadkowie nie zginęli w jakichś wypadkach to może warto byłoby się zainteresować przyczyną ich śmierci? Może ich zgon ma związek ze spotkaniem z NOL-em i ich opaleniem.

    OdpowiedzUsuń