Wiosna 1989 r. w miejscowości Biegoszów (powiat
złotoryjski) dochodzi do przyziemienia dziwnego obiektu na pobliskim polu,
który jak żywo przypomina ziemski helikopter z podwieszoną rurą, ale tylko na
pierwszy rzut oka. Świadkami tego niezwykłego zdarzenia jest trójka osób. W
miejscu, gdzie obiekt wylądował odnaleziono później osobliwy otwór w ziemi. Ten
niecodzienny ubytek w ziemi staje się wkrótce lokalną atrakcją i budzi
powszechną sensację.
Zdarzenia, w których po lądowaniu UFO znajdowano przedziwne
ślady w ziemi w postaci idealnie wyżłobionych dziur nie są odosobnione i
historia zna wiele takich przypadków. To, co wydarzyło się ponad wszelką
wątpliwość w niewielkiej miejscowości Biegoszów pod Złotoryją, ponad
dwadzieścia siedem lat temu, jest szczególnie niezwykłą sprawą. W pełni
wiarygodną, gdyż opartą na szczerych relacjach trzech żyjących świadków.
Natomiast interesującą ze względu na dość nietypowy kształt pojazdu z jakim
nieoczekiwanie zetknęła się rodzina Borawieckich (nazwisko anonimowe i
zmienione na prośbę świadków), który na pierwszy rzut oka przypominał
konstrukcję ziemskiej maszyny. Jednak dość nietypowej, jak na swoje cechy
szczególne.
Biegoszów to niewielka wioska położona kilka kilometrów na
południe od Złotoryi, u stóp Parku Krajobrazowego Chełmy. O zdarzeniu tym
dowiedziałem się już wiele lat temu przy rejestracji innego przypadku w
pobliskiej miejscowości Wojcieszów. Jej mieszkaniec wspominał mi, jak to pod
koniec lat 80 – tych przyjechał do wsi Biegoszów oglądać niecodzienne znalezisko
na polu – długą na kilka metrów dziurę w ziemi, którą wywiercił na polu jakiś niezidentyfikowany
obiekt. Sprawa od razu wydała mi się ze wszech miar interesująca i przez długi
czas szukałem kontaktu do świadków. W końcu, tj. w połowie 2017 roku, udało mi
się namierzyć jednego z trzech uczestników tego zdarzenia, panią Anię, która z
początku nie była zbyt chętna, aby zwierzyć mi się ze swojej arcyciekawej
obserwacji. Dopiero po pewnych namowach uzyskałem namiar do jej ojca, wciąż
mieszkającego w Biegoszowie i dokonałem pierwszej rejestracji na miejscu
zdarzenia, dokumentując relację pana Zbigniewa (imię fikcyjne), jej syna
Mariusza (pseudonim), po jakimś czasie udało się też namówić panią Annę do
rozmowy. Przypadek był więc dokumentowany w różnych odstępach na przełomie
marca – września 2017 r. Z uzyskanych relacji wyłania się obraz bardzo ciekawej
obserwacji obiektu, po którym pozostał w ziemi ślad.
Relacje trzech świadków są ze sobą spójne i wzajemnie się
uzupełniają. Poniżej pozwolę sobie przedstawić dwie z nich. Informację uzyskane
od Mateusza Borawieckiego są bardzo skąpe. Z uwagi na fakt, iż był on
najmłodszym uczestnikiem zdarzenia i wówczas miał jedynie 9 lat, zapamiętał
najmniej szczegółów z całej trójki. Wiele do sprawy wnoszą relację Pana
Zbigniewa i Ani.
Zielony helikopter z rurą
,,To wydarzyło się wiosną 1989 r.” – opowiadała p. Ania.
- ,,Byłam w tedy jeszcze mała, może miałam 10 lat. Poszliśmy z bratem i ojcem
zbierać kamienie na pole. Wyjechaliśmy z rana ciągnikiem na pole za wioskę. Gdy
już byliśmy na miejscu, usłyszeliśmy naraz potężny huk. Przypominało to huk jak
po bombie. Zaczęliśmy gorączkowo rozglądać się po okolicy. Znajdowaliśmy się w
niewielkiej dolince, więc szybko wraz z moim bratem pobiegliśmy w miejsce,
gdzie słychać było grzmot. Za nami poszedł ojciec. Wyjrzeliśmy w tamtym
kierunku i ja w pierwszym momencie zdębiałam. W odległości może 800 metrów
zobaczyliśmy startujący obiekt. Wyglądał jak helikopter, był zielonego koloru,
na górze miał śmigła, od spodu było widać jakieś migające światła. Obiekt w tym
momencie startował i miał podczepioną pod siebie rurę, długości może 15 metrów.
Te światła pod spodem, już nie pamiętam ile ich było, ale nieustannie migały,
tak jak światła od wiatraków. Jednocześnie w takich samych odstępach. Obiekt
wzniósł się na niewielką wysokość i na chwilę zawisł. Widzieliśmy wyraźnie, że
coś mu odstaję od spodu. To było, jakby przymocowane do obiektu. Po chwili –
ale to był moment – obiekt wystrzelił w stronę pobliskiej góry i zniknął nam z
oczu i tyle go widzieliśmy. Oddalał się szybko, ale co ciekawe nie było słychać
warkotu silnika. To było dziwne, bo wiele razy widziałam w swoim życiu
helikoptery i wiem, jakie potrafią być głośne. Ale my z tej odległości niewiele
słyszeliśmy. Tylko najpierw ten potworny huk, że aż ziemia prawie zadrżała.
Dopiero po chwili wpadliśmy po co temu obiektowi była potrzebna ta rura. Od
razu udaliśmy się w miejsce, gdzie to coś wisiało, to było pole mojego taty i w
tym miejscu znaleźliśmy dziurę. Idealnie okrągłą dziurę. Ziemia troszeczkę była
wokół rozsypana, ale poza tym ani śladu więcej ziemi wokół. Co więcej, wokół
była lekko powyrywana roślinność (rosło tam wówczas zboże, wówczas było jeszcze
zielone. – przyp. Autora). To bardzo dziwne, bo dziura była duża. Rzuciliśmy
kamień i dopiero po chwili słychać było, że sięgnął dna. Musieliśmy
strasznie dużo później nanieść kamieni, żeby tą dziurę zapełnić. Później wiele
osób przyjeżdżało ją oglądać. Pamiętam, że pokazywałam ją dwóm osobom z
Wojcieszowa. Wszyscy się dziwili, kto taką dziurę mógł wyłożyć. Ociec mówił, że
to wojskowi byli, ale dzisiaj sama nie wiem, co mam o tym sądzić”.
Miejsce gdzie przyziemił się obiekt |
,,Poleciało na wysokość lasu”
Tak niniejsze zdarzenie zapamiętała pani Ania. Jej
relację uzupełnia udokumentowana na miejscu zdarzenia wypowiedź jej ojca, p.
Zbigniewa.
Rekonstrukcja obiektu na podstawie opisu p. Zbigniewa |
,,Myślę, że był to bardziej maj, to nawet na pewno był
weekend majowy, bo w tedy syn miał iść do komunii. Szedł rok spóźniony więc
mówimy tutaj o roku 1988 r. Ta dziura powstała na moim polu. Wszyscy się
dziwiliśmy, kto tyle ziemi nabrał i po co ? Pojechaliśmy tego dnia ciągnikiem
na pole zbierać kamienie. Było jakoś przed południem, godzin może 10 – 11.
Najpierw był potężny huk. Człowiek patrzy w stronę Czerwonej Góry, w stronę
mojego pola i tam zobaczyliśmy helikopter z jakąś rurą. Z początku myśleliśmy,
że to ktoś przyleciał i coś tam montuje, jakieś materiały na przekaźnik. Gdy
się wychyliliśmy, to już startowało, było w powietrzu. Taka kopuła a nad nią
śmigła. Tyle, że śmigieł nie było widać, albo tylko ledwo można było je
dostrzec. Widzieliśmy to z odległości może 1,4 km od nas. Było ciemnego koloru.
Śmigla chodziły żwawo i było słychać lekki szum, ale naprawdę lekki, a to przy
takich śmigłowcach, z tej odległości to aż dziwne. Tyle widziałem takich
helikopterów, to przecież ryczy aż uszy trzeba zatykać, a tutaj taki leciutki
szum, jakby podmuch wiatru. Ale było widać, że te śmigła chodziły. Pod spodem
miało to podczepioną rurę. Sam obiekt oceniam na 4-5 m. średnicy, wysokość 3 m.
Ten słup zwisający, on nie przylegał bezpośrednio do obiektu, był chyba
podczepiony, miał może 5 metrów długości. Nie widziałem, jak to siadło mi na
polu. Widziałem, jak się już wznosiło. Poleciało na wysokość lasu, przechyliło
się lekko, że zobaczyliśmy spód, ale słup był cały czas w pionie i poszło
szybko na Czerwoną Górę. Ale to był moment. W sumie widzieliśmy to może przez
niecałą minutę. Trudno powiedzieć, ale jakoś tak. Oddalało się cicho. Zaraz
później znaleźliśmy tą dziurę. Cholera wie co to było ? Rozmawiałem później z
góralami, co pracowali przy pobliskim szybie, gdzie pompowali wodę. Oni też to
widzieli. To nawet przeleciało koło nich, a ten huk to był nie do zniesienia,
jakby trzęsienie ziemi. Znajomy mi powiedział, że to Amerykańce przylecieli i
chcieli wykopać szyb nad złoża. Jeździł kiedyś na misję i widział, jak kopali
takie dziury i szukali złóż. Ale ta dziura była niezwykła. Mogła mieć 3 – 4 m
głębokości. Średnica jej to była średnica wiadra. Okrągła, zero śladów ziemi
wokół. Jedynie wokół niej był placek gołej ziemi. Ale to pewnie od śmigieł
powyrywało trawę razem z korzeniami. Ludzie to przychodzili oglądać. Jak zagadałem
do milicjanta o dziurę, to powiedział, żebym nie był taki ciekawski, nie
interesował się, bo ktoś mi może głowę za to ukręcić”.
Góra, za która schował się obiekt |
Mapa miejsca zdarzenia wraz z zaznaczoną trajektorią lotu obiektu |
Jedynie Pan Zbigniew pokusił się na zrekonstruowanie
odręcznym rysunkiem obiektu, który widział w maju 1988/89 r. Choć data 1989 r.
wydaje się tutaj bardziej prawdopodobna, gdyż potwierdziła ją jeszcze jedna
niezależna osoba, o której za chwilę. Obiekt był więc prostokątem o
zaokrąglonych końcówkach. Zgodnie z relacją Pani Ani miał pod spodem widoczne
światła, które migały jednocześnie w regularnych odstępach. Pan Zbigniew nie
potwierdził tego szczegółu. Obydwaj świadkowie twierdzili zgodnie, że rura była
,,jakby przymocowana do obiektu” i była dość luźna. Wymiary obiektu zostały
zweryfikowane podczas wizji lokalnej na miejscu zdarzenia i podaną średnicę
obiektu przez p. Zbigniewa uzasadniają wykonane na miejscu pomiary terenowe. W
tym wszystkim jednak bardziej prawdopodobne wydaje się, że obiekt był widziany
w odległości 500 metrów od miejsca, gdzie stali świadkowie. Odległość podana
przez p. Zbigniewa jest dość mocno zawyżona.
Kiedy obiekt przechylił się, ,,rura znajdowała się w
pionie”. Śmigła znajdowały się nad obiektem, obracały się bardzo szybko.
Obydwaj świadkowie potwierdzili, że było słychać lekki szum, zaś huk był
niezależnym zjawiskiem. To, co udało się ustalić w toku dalszej rejestracji
wynika, że nie był to huk na zasadzie jednorazowego dźwięku. Miał on charakter
ciągły i było go słychać przez chwilę, gdy ustał dopiero dostrzeżono obiekt.
Zdecydowanie dźwięk ten jednak dochodził od obiektu. Nie wiadomo, więc czy huk
można wiązać z momentem przyziemienia rury do ziemi, do której prawdopodobnie
została wciągnięta cała ziemia. Gdyż zgodnie z relacjami świadków, wokół
(oprócz nieznacznie rozsypanej ziemi) nie było śladu ziemi. Jak się przekonamy
w dalszej części tekstu, jest to dość charakterystyczne w tego typu
zdarzeniach.
Na podstawie przeprowadzonych pomiarów terenowych wynika,
że obiekt oddalił się w kierunku północno – zachodnim. Nie udało się dotrzeć do
innych świadków tego zdarzenia. Nie co więcej można natomiast powiedzieć o
przedziwnym śladzie pozostawionym na ziemi.
Otwór w ziemi lokalną atrakcją
Z tego, co udało się ustalić, informacja o obserwacji
Państwa Borawieckich nie przedostała się do lokalnej prasy. Można wręcz
powiedzieć, że sprawie ówczesna władza wręcz ukręciła łeb, gdy przypomnimy
sobie wypowiedź p. Zbigniewa, który starał się zainteresować na początku innych
dziwnym śladem na polu. Jednak jego entuzjastyczne zaangażowanie w sprawę
zostało szybko przytłumione reakcją milicjanta z lokalnego komisariatu. Zalecił
mu on milczenie i nie nagłaśnianie sprawy. Reakcja wydaję się być jak
najbardziej oczywista, jak na tamte czasy. Przypuszczam, że milicjant nie znał
okoliczności tego zdarzenia, ale kierując się klasyczną zasadą cenzury, zalecił
p. Zbigniewowi milczenie.
Mimo to sprawa stała się lokalną atrakcją. ,,Zjeżdżali
się różni ludzie, aby zobaczyć dziwny ślad na moim polu” – wspominał p.
Zbigniew. W ten sposób na miejsce zdarzenia dotarł mój pierwszy informator, p.
Lucjan z Wojcieszowa. Wówczas miał 20 parę lat. Bardzo zainteresowało go
przeżycie rodziny Borawieckich, gdyż sam był niedawno świadkiem bliskiego
spotkania z UFO w Wojcieszowie i chciał na własne oczy zobaczyć przedziwny ślad
na polu. Dzisiaj jest z wykształcenia inżynierem i potrafi ocenić to co widział
swoim fachowym okiem. Jego komentarz do sprawy jest zdecydowanie bezcenny.
Uzupełnia on relację świadków o istotne szczegóły.
,,Przyjechałem do Biegoszowa z bratem. Oprowadzała nas
młoda wówczas dziewczyna - Ania, która
widziała ten obiekt. Opowiadała, jak to wyglądało i zaprowadziła nas na miejsce
zdarzenia. Dziura miała około 40 cm. średnicy. Była idealnie okrągła. Wokół nie
widziałem żadnych śladów rozsypanej ziemi. Wokół dziury widziałem placek gołej
ziemi, w wielu miejscach zboże było albo powyrywane, albo mocno przerzedzone.
Placek ten miał średnice może 2 metrów. To, co jednak było najbardziej
interesujące to dziura. Ewidentnie była to dziura wyżłobiona przez jakieś
wiertło. Na pewno nie był to akt działania żadnej zwierzyny polnej. Jestem z
wykształcenia inżynierem i pracowałem na wielu odwiertach, ale takiej dziury
nigdy w życiu nie widziałem. Każde wywiercone otwory w ziemi noszą ślady
wiertła. Tutaj ściany były idealnie proste. To musiała być spora ilość
wydobytej ziemi, zakładając, że dziura miała około 4 metry głębokości.
Ewidentnie było to jednak mechaniczne wywiercenie przy użyciu nieznanej mi
technologii. Wykluczam tutaj efekt działania wody podskórnej, która czasami
potrafi wypłukiwać ziemię, czego końcowym efektem są okrągłe dziury w ziemi.
Takie zjawiska są znane geologom, ale tutaj zakładam, że mieliśmy do czynienia
ze sztuczną ingerencją w grunt”.
Uwagi Pana Lucjana są w tym kontekście bardzo znamienne.
Mamy opinię eksperta, który nie mógł wyjść z podziwu jakości wykonanego
odwiertu. Z relacji świadków wiemy też, że był to obiekt przypominający
helikopter z podwieszoną rurą. Prawdopodobnie tym urządzeniem obiekt ten
dokonał odwiertu. Pan Zbigniew nie miał wątpliwości, że był to ziemski pojazd
wojskowego pochodzenia. Pytanie tylko po co dokonywać odwiertu w ziemi w biały
dzień na prywatnym polu ? Czy był to jakiś eksperyment wojskowy ?
Komentarz Pana Lucjana uzupełnił także p. Zbigniew.
Twierdził, iż świeżo po obserwacji w miejscu tym, ,,wokół dziury było widać od
4 do 5 odciśniętych śladów na 15 cm długości i 50 cm średnicy”. Ślady były
,,poukładane” wokół dziury i zdaniem p. Zbigniewa wyglądały, jakby ktoś tam ,,coś
poodciskał”. Tego szczegóły nie potwierdziła ani p. Anna, ani p. Lucjan.
Analogiczne przypadki
Jedna z dziur odkrytych koło Wylatowa. |
Co możemy na koniec powiedzieć o tej obserwacji ? Opis
obiektu przypomina tutaj metody, jakie dokonywano przy opryskach pól przy
użyciu helikoptera. Nie są mi jednak znane techniki dokonywanych odwiertów z
powietrza. Wydaje się mało prawdopodobne, aby wojsko polskie bądź też
stacjonujące jeszcze niedaleko w Legnicy wojsko radzieckie eksperymentowało
nieznaną technologię na polu nieopodal miejscowości Biegoszów. Już sam opis
wyglądu obiektu i jego cechy szczególne przedstawione przez świadków są
zastanawiające i stawiają hipotezę helikoptera pod znakiem zapytania.
Przypomnijmy, że składał się on z cylindra napędzanego śmigłem, a na jego
spodzie zawieszona była osobliwa rura tudzież wiertło, którym dokonano
nawiercenia otworu. Dźwięk obiektu był stosunkowo niski jak na pracę turbin
śmigłowca. Czym więc był obiekt z Biegoszowa ? Dzisiaj moglibyśmy bardziej
uznać, że był to bezzałogowy pojazd, jaki obecnie wykorzystuje się do nawożenia
pól, ale mówimy o końcówce lat 80 -tych. To pozwala nam stwierdzić, że był to
niezidentyfikowany obiekt latający o jakiejś mechanicznej konstrukcji.
Sprawa z Biegoszowa nie stanowi na tle innych tego typu
relacji ewenementu. Znane są w historii ufologii przypadki, gdzie dochodziło do
przyziemienia UFO, po którym później w tym miejscu odnajdowano osobliwe dziury
w ziemi. W Polsce znanych jest kilka takich przypadków. Choć niewiele z nich
zostało rzetelnie udokumentowanych. Na pierwszy plan wysuwają się zdarzenia,
jakie miały miejsce w woj. kujawsko – pomorskim, niedaleko słynnego Wylatowa.
Pierwszą dziurę odkryto już w 2000 r. w samym Wylatowie,
kiedy pojawiły się tam piktogramy. Kolejną w 2001 r. w miejscowości Stawiska i
ostatnią w 2003 r. Dąbrówce. Otwory miały średnicę ok. 30 cm i co najmniej 5 m.
głębokości. Wewnątrz widoczny był ślad pozostawiony przez wiertło. Jedna z nich
powstała prawdopodobnie w momencie niesamowitego huku słyszanego w całej wsi.
Jeszcze inna została znaleziona w miejscu, nad którym poprzedniego wieczoru
unosił się przez pół godziny trójkątny obiekt. Pochodzenie i przeznaczenie
otworów ziemi nie zostało dotychczas wyjaśnione. Wykluczono w tym miejscu działalność
polnej zwierzyny i prac geofizycznych.
Podobnego odkrycia dokonano niedawno w pobliżu
miejscowości Kozubiec (2014 r.). Dziura miała w tym przypadku 6 m. głębokości i
w miejscu otworu stwierdzono zakłócenia magnetyczne (igła kompasu odchylała się
o kilka stopni od północy).
O podobnych ubytkach w ziemi regularnie donoszą także
rosyjscy ufolodzy. W 2002 r. na polu w pobliżu wsi Wołowogo w Kałużskiej
Obłasti powstała cylindryczna dziura z płaskim dnem o średnicy 6 m. i takiejże
głębokości. Okoliczni mieszkańcy widzieli w nocy nad polem świecącą czerwoną
kulę. Obiekt wisiał przez 15 m. nad polem, po czym zniknął.
Czym są te obiekty i czemu mają służyć osobliwe
eksploracje ziemi ? Czy są to badania ziemi przeprowadzane przez jakieś sondy
pozaziemskiego pochodzenia ? Mając na uwadze zdarzenie z Biegoszowa, wygląd
obiektu i metodę dokonanego wykopu, sprawa wydaje się być dość groteskowa. Czy
zaawansowana technologicznie cywilizacja pozaziemska dopuszczałaby się
pobierania próbek gruntu przy użyciu podwieszanych wierteł ? Wreszcie, czemu
dokonano w tym konkretnym przypadku odwiertu w tak spektakularny sposób ?
Okoliczności zdarzenia w Biegoszowie pozostają więc niewyjaśnione.
Sprawa pozostaje otwarta. Reasumując zebrany materiał, zdarzenie zostało
zaklasyfikowane jako DD/CE-2.
Wszystkich świadków tego zdarzenia bądź innych z
rejonu Dolnego Śląska oraz innych rejonów Polski proszę o kontakt na maila:
dam.trela@gmail.com
Bardzo interesująca obserwacja, acz kuriozalna czyżby w tak prymitywny sposób miałaby pobierać ziemię ETH ? Nie sądzę...
OdpowiedzUsuńMnie też zastanawia ten prymitywizm wyglądu i zachowania obserwowanego obiektu. Nie tylko zresztą tego przypadku, ale widać to w wielu obserwacjach. Np. przypadek z Nowego Sącza (wrzesień 2017, gdzie obserwowany obiekt musi pochylić się, by przez "okienka" lepiej widzieć świadka zdarzenia. No a tu mamy cywilizację, która odnalazła nas w czeluściach kosmosu, doleciała tu z Bóg wie jak daleka a używa prymitywnego wirnika jako napędu i rury jak od opróżniania szamba.
OdpowiedzUsuńCzyli skrzaty ,elf-tak ale prymitywne urządzenia-nie.
OdpowiedzUsuńCiekawe
Po pierwsze nawet nie wiadomo czy istoty z ''żywego folkloru'' są istotami realnymi z krwi i kości. Jak sobie wyobrażasz, że kosmiczna cywilizacja zasysa ziemię przez rurę w tak prymitywny sposób. To chyba My musimy dać im instrukcję jak się to robi prościej ;)
OdpowiedzUsuńCo do tej prymitywności, to miałem takie podejrzenie, że cywilizacja techniczna, której odwiedziny obserwujemy być może wyprzedza nas w rozwoju tylko dosłownie o kilkadziesiąt lat. Dlatego ich pojazdy i zachowanie bardzo przypominają nasze. Odkryli tylko jakiś "myk" który pozwala na podróże kosmiczne lub między wymiarowe. Coś co być może i my mamy już dosłownie na wyciągnięcie ręki i zaraz na to wpadniemy. No ale to niestety tłumaczy tylko część obserwacji.
UsuńCzyli odrzucamy dowód bo nie pasuje nam do tezy :)
OdpowiedzUsuńA co wg. Ciebie jest tym dowodem pozaziemskim rura czy dziura ?
Usuńdowodem jest zeznanie świadka
OdpowiedzUsuńZeznanie świadka nie oznacza automatycznie, że to już ''kosmici'' , należy to odpowiednio umieć rozgraniczyć w ocenie. Utarło się przekonanie, że wszystko co jest związane z UFO musi pochodzić od kosmitów. Analizując aspekt UFO jedynie przez pryzmat kosmitów, nigdy nie odnajdziemy odpowiedzi na to pytanie.
UsuńDodam od siebie, że glówny świadek tego zdarzenia od samego początku twierdził, że to był wojskowy śmigłowiec, który dokonywał jakiś odwiertów. Sugerował się przy tym relacją kolegi, jaki twierdził, że będąc na Bliskim Wschodzie widział, jak Amerykanie takie odwierty sobie poczynali. Tutaj sprawa była warta zasygnalizowania, gdyż po pierwsze dotyczy otworu o bardzo dziwnych cechach, które występowały już w bliskich spotkania z UFO, po drugie okoliczności zdarzenia są dość dziwne - lądujący helikopter, który wywierca sobie dziurę w ziemi. Eksperyment wojskowy ? Jeśli tak to czyj ? Radzieckich braci ? Nie sądze
OdpowiedzUsuńA ja bym nie lekceważył wkładu "radzieckich braci". Już w latach 50-tych w radzieckim wojsku trwały prace nad zastosowaniem elektromagnetyzmu. I wcale nie musiało być to przypisane do badań nad konkretnym napędem, a np. użyciem odpowiedniego strumienia cząstek, jako potencjalnej broni. Może właśnie w Biegoszowie doszło do małego testu takiej technologii?
Usuń